piątek, 7 lipca 2017

Cuarenta y Cinco!

- Mam Cię już dość Enrique! Dlaczego tak się zmieniłeś? Co Cię tak zmieniło?! Dlaczego taki jesteś?!
- Przecież nic się nie stało! O co Ci chodzi?!
- Po co do niego pojechałeś?! Mało masz na głowie?!
- Prawie wysłał Pedro na cmentarz!
- I dlatego narażasz swoje życie?! Narażasz naszą rodziną! Nie chcę być z takim facetem! Zastanów się nad sobą Enrique!
- Eliza. - złapałem ją za rękę. - Kochanie...
- Zostaw mnie! - spoliczkowała mnie. - Zastanów się nad sobą! Zastanów się nad naszym związkiem!
- O czym ty mówisz? Chcesz ode mnie odejść?
- Nie chcę, ale jeśli się nie zmienisz to zrobię to! Mam już tego dość Enrique! Nie chcę żyć w ciągłym strachu!
Wyszła z domu trzaskając drzwiami, przywaliłem pięścią w ścianę, poszedłem do pokoju dzieciaków, usiadłem obok nich i oparłem głowę o łóżeczko, w którym był Luis, po policzku spłynęły mi łzy. Nie chcę stracić Elizy ani dzieciaków, może zrobiłem błąd, że tam poszedłem. Może mogłem po prostu zadzwonić po policję żeby go zgarnęli, narobiłem tylko problemów. Eliza ma rację, jak zawsze. Wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do Elizy, nie odebrała. Napisałem jej SMS-a z prośbą by wróciła do domu. Wyszedłem przed dom i usiadłem na schodach myśląc nad tym wszystkim. Ostatnie nasze tygodnie z Elizą to kłótnia za kłótnią, mamy już oboje tego dość, wróciłem do domu gdy usłyszałem płacz Lenki, przewinąłem ją i pocałowałem w główkę, położyłem ją do łóżeczka. Usłyszałem, że drzwi wejściowe się zamknęły, zszedłem na dół i zobaczyłem Elizę. Podszedłem do niej i ją pocałowałem, odepchnęła mnie dając mi do zrozumienia bym zostawił ją w spokoju. Zamknęła się w sypialni, słychać było tylko jej płacz, dobijałem się, ale bez skutku. Odszedłem i usiadłem na sofie, kopnąłem w stół rozwalając go. Byłem wściekły na siebie. Kolejny raz poszedłem pod drzwi sypialni z nadzieją, że mi otworzy. Po kilku minutach otworzyła dając mi mocnego liścia po twarzy. Mocno ją do siebie przytuliłem, wyrywała się, ale dała sobie spokój gdy wiedziała, że nie wygra. Mocno mnie przytuliła i się rozpłakała. Pocałowała mnie i spojrzała mi w oczy. Zabrałem ją na ręce i położyłem na łóżku.
- Przepraszam skarbie. - pocałowałem ją. - Przepraszam.
- Mam Cię już dość, zostaw mnie. Myślisz, że pójdziemy do łózka to zapomnimy o wszystkim?
- Nie, ale jestem na Ciebie tak napalony, że chyba zadowolisz napaleńca.
- Jesteś nienormalny. - odepchnęła mnie. - Muszę iść do dzieci. - wstała.
- Dzieci śpią. - przywarłem ją do ściany i ściągnąłem jej dolną część garderoby.
Zacząłem bawić się jej kroczem, złapała mnie za rękę i pokiwała przecząco głową.
- Przestań. Trzymaj łapy przy sobie. - odepchnęła mnie i odeszła.
Westchnąłem, zabrałem Lenę i bez słowa wyszedłem z domu do szpitala. Wszedłem do sali gdzie był Pedro, rozmawiał z poznaną dziewczyną, przywitałem się z nimi i dałem Lenę na ręce Pedro. Dziewczyna pożegnała się z nami i wyszła z sali.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Wychodzę jutro. Dziękuję, że mnie wtedy zasłoniłeś. Gdybyś tego nie zrobił to mógłbym tego nie przeżyć. Dziękuję.
- Nie ma o czym mówić. - wymusiłem uśmiech.
- Co się dzieje? Eliza?
- Tak, pokłóciłem się z nią. Znowu. I teraz to już grubsza sprawa. Postawiła mi ultimatum. Albo się zmienię albo odejdzie z dzieciakami. Nie chcę ich stracić.
- Co zrobiłeś?
- Byłem u Alexa, ten co Cię pobił. Padło kilka ostrych wymian zdań.
- Po co do niego poszedłeś? Narobisz sobie kłopotów.
- Teraz już sam nie wiem. Nie myślałem, byłem tak nabuzowany, że nie myślałem co robię.
- Wracaj do niej, przeproś ją.
- Już próbowałem. Nie da się nawet dotknąć. A ty coś ten teges z tą dziewczyną?
- Umówiliśmy się gdy wyjdziemy ze szpitala, a co z tego wyjdzie to się zobaczy. Laska z niej niezła.
- Ktoś tu się chyba zakochał.
- Od razu zakochał, daj spokój, po prostu podoba mi się ta dziewczyna i bardzo chętnie przetestowałbym ją w łóżku.
- Nie wierzę w Ciebie. - zaśmiałem się. - Zmykaj do niej, a ja spadam spróbować się pogodzić z Elizą, może się uda.
- Zostawisz mi Lenke?
- Jasne, wpadnę po nią później. Trzymaj się.
Szybko wróciłem do domu, podszedłem do Elizy i złapałem ją za rękę. Spojrzała mi w oczy, nadal była na mnie wściekła. Przytuliłem ją do siebie, wydostała się z mojego uścisku i odeszła. Poszła do sypialni by po chwili wrócić z poduszką i kocem. Rzuciła to we mnie dając komunikat, że o spaniu w sypialni mogę zapomnieć. Rzuciłem to na ziemię i pobiegłem do Elizy zanim zamknęła sypialnie na klucz. Pocałowałem ją łapiąc za biodra.
- Co mam zrobić byś się na mnie nie wściekała? Misiek, mam Cię przepraszać na kolanach? Skarbie.
- Odczep się!
- Nie odczepię się dopóki nie przestaniesz się na mnie wściekać. Czasu nie cofnę, stało się. Może zrobiłem błąd, nie wiem. Przepraszam.
- Nie chcę być z takim facetem.
- Ja się zmienię, obiecuję. Nie chcę was kolejny raz stracić. Kocham was najbardziej na świecie.
- Kocham Cię. - przytuliła się do mnie.
- Gdy Pedro wyjdzie ze szpitala to pojedziemy wszyscy do Miami odreagować, dobrze?
- Jak chcesz.
- Mogę wrócić do sypialni?
- Zastanowię się.
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Położyłem się obok niej i mocno ją przytuliłem. Wymamrotała coś pod nosem i wtuliła się we mnie, pocałowałem ją w czoło. Gładziłem ją po bliznach całując każdą po kolei. Powoli podniosłem się z łóżka, ale Eliza złapała mnie za koszulkę. Uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. Zabrałem dzieciaki i pojechałem do szpitala by odebrać Lenke od Pedro. Znalazłem Pedro na korytarzu całującego się z dziewczyną i trzymającego Lenę na rękach. Uśmiechnąłem się podchodząc o nich.
- Sorry, że przeszkadzam, przyszedłem po Lenę.
- Masz wyczucie czasu.
- Ja mam wyczucie? No sorry chłopie, ale to ty trzy razy wparowałem mi do domu gdy byłem zajęty Elizą.
- Pamiętam, na stole w jadalni.
- Bez szczegółów.
- Na stole, sofie i blacie kuchennym. Dziwne miejsca na seks.
- Nie słuchaj go, za mocno dostał po głowie. Gada głupoty.
- Zawsze sobie tak dożeracie?
- Od dziecka.
Zabrałem od Pedro Lenę i usiadłem obok niego. Zapytałem dziewczynę czy zostawi nas samych, chciałem z nim porozmawiać.
- Dalej Eliza?
- Niby się pogodziliśmy, ale wiem że dalej jest na mnie zła.
- Przejdzie jej, zobaczysz.
- Mam nadzieję. Chcę jechać do Miami gdy wyjdziesz ze szpitala. Byśmy pojechali w szóstkę albo w siódemkę jak ją zaprosisz.
- Jedźcie sami, potrzebujecie czasu dla siebie, odpoczynku.
- Albo jedziemy wszyscy albo nikt, nie zostawię Cię teraz samego. Będę pilnował Cię jak oka w głowie.
- Poradzę sobie sam.
- Czyli jedziesz. Przyjadę po Ciebie jutro. O której wychodzisz?
- 12-13
- Będę o 12, pojedziemy do Ciebie po rzeczy i od razu jedziesz do nas.
- Przecież poradzę sobie sam.
- Jedziesz do nas.




piątek, 30 czerwca 2017

Cuarenta y Cuatro!

Był środek nocy, siedziałem przy łóżku Pedro z Leną na rękach, przyznano nam tymczasowo opiekę nad nią, Anna całkowicie ją straciła. Lena chciała usiąść koło Pedro, posadziłem ją na łóżku, a ona przytuliła się do niego. Spojrzałem w sufit, szybko zamrugałem by się nie rozpłakać. Poczułem dotyk na kolanie.
- Siedź spokojnie Lenka. 
- Zmieniłem płeć? - usłyszałem głos Pedro.
- Pedro? - rozpłakałem się. - W końcu do nas wróciłeś.
- Nie rycz. - uśmiechnął się. - Długo spałem?
- Bałem się o Ciebie. Dokładnie 20 dni.
- Jeszcze pięć minut. - zaśmialiśmy się. - Cześć Lenka, patrz kto do Ciebie wrócił.
- Zdobyliśmy tymczasowo prawo do opieki nad nią.
- Dziękuję. Co u Ciebie i Elizy? Bzykacie się?
- Daj spokój, kłótnia za kłótnią, wyrzuciła mnie z sypialni.
- Zostawić Cię samego. Przelecisz ją i się pogodzicie.
- Jesteś niemożliwy. Jeszcze kilka dni temu byłeś umierający, a teraz strugasz sobie żarty. Była tu Anna gdy byłeś w śpiączce. 
- Nie chcę o niej gadać, chcę o niej zapomnieć. Jedź do domu, odpocznij. Wiem, że cały czas tu siedziałeś gdy byłem w śpiączce.
- Mogę Cię zostawić samego? Nie odstawisz żadnych numerów? 
- Spadaj już, pozdrów ode mnie Elizkę.
- Jak będzie chciała ze mną gadać. 
Zabrałem Lenę na ręce, pożegnałem się z Pedro i wróciłem do domu, mam nadzieję, że Elizie przeszło po wieczornej sprzeczce. Znowu się wkurzy, że wracam w środku nocy. Wszedłem do domu, położyłem Lenę spać i poszedłem do sypialni, położyłem się na łóżku i przytuliłem do siebie Elizę. Pocałowałem ją w szyje, odwróciła się i otworzyła oczy.
- Zostaw mnie! - odepchnęła mnie. - Nie będziesz tu spał.
- Nie zapominaj, że to mój dom i moje łóżko. - nachyliłem się nad nią. - Najwyżej to ja mogę Cię wyrzucić z łóżka, ale nie będę takim dupkiem i pozwolę Ci zostać.
- Łaski mi nie robisz, mogę sobie iść.
- Masz humorki jakbyś była w ciąży.
- Może jestem? Kochamy się bez gumek, a tabletki nie dają stuprocentowego zabezpieczenia.
- Znowu sprawdzasz moją cierpliwość? Uważamy, nie jesteś w ciąży. Nie jesteś w ciąży prawda?
- Nie, nie chcę kolejnego dziecka, nie teraz.
- Ale pomyślimy kiedyś o tym?
- Kiedyś na pewno. Dobranoc. - przytuliła się do mnie.
- Dobranoc skarbie.
Zasnęliśmy, obudziła mnie Eliza gdy próbowała wydostać się z moich objęć. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała, wstała i poszła do pokoju dzieciaków. Wstałem po niej kierując się do łazienki, wszedłem pod prysznic, włączyłem ciepłą wodę i pozwoliłem by moje mięśnie się rozluźniły. Wysuszyłem się i owinąłem ręcznikiem wokół pasa, do łazienki weszła Eliza. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czubek głowy. Wyciągnąłem  szafki test ciążowy i podałem go Elizie. Ufam jej i wiem, że nie jest w ciąży skoro tak powiedziała, ale chcę mieć pewność.
- Zrobisz dla pewności? - pokiwała twierdząco głową.
Poszedłem do sypialni się ubrać, a Elizę zostawiłem by zrobiła test. Wróciłem do łazienki po kilku minutach, podeszła do mnie i dała mi test do ręki, jedna kreska. Pocałowałem ją i przytuliłem.
- Zapomniałbym, masz pozdrowienia od Pedro, wybudził się w nocy.
- Na prawdę?! Ale cudownie! - przytuliła mnie. - Jedźmy do niego.
- Spokojnie, nie wszystko na raz. Najpierw zjemy śniadanie we dwoje, najwyższa pora. Potem do niego pojedziemy, a gdy wrócimy to zajmę się tylko tobą w łóżku. 
-Rozplanowałeś już cały dzień?
- Prawie cały. - pocałowałem ją.
Zjedliśmy wspólnie od bardzo dawno śniadanie, zostawiliśmy syf na stole, zabraliśmy dzieciaki  pojechaliśmy do szpitala. Pedro siedział na korytarzu i podrywał jakąś dziewczynę. Objąłem Elizę i podeszliśmy do niego. Przytuliłem go na przywitanie, bałem się, że już nigdy tego nie zrobię, przywitał się z Elizą i dzieciakami zabierając Lenke na ręce i całując ją w główkę. Czuł się co raz lepiej. Przedstawił nam dziewczynę i weszliśmy do sali.
- Widzę, że się pogodziliście.
- Jak widać. Jak się czujesz?
- Jak nowo narodzony. Wychodzę za kilka dni. 
- I jedziesz od razu do nas. Pomieszkasz trochę z nami. 
- Dzięki, ale nie mogę. Macie swoje sprawy, rodzinę. Poradzę sobie sam.
- Nie będziesz sam mieszkał.
Uśmiechnął się i położył Lenke do wózka, cały czas na nią patrzył z uśmiechem na twarzy. 
- Przyznaj się, co to za dziewczyna? 
- Poznałem ją rano to zagadałem do niej, Anny już nie ma to co mi szkodzi.
- Nadal kobieciarz, tylko żebyś mi się do Elizy nie dobierał bo wiesz, że dostaniesz po tej zmutowanej twarzy.
- Spokojnie, nie będę takim chujem. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Bądźmy realistami, nie wytrzymacie bez siebie.
- To akurat prawda.
- Chciałbym wam jeszcze raz podziękować za to, że zajęliście się Lenką, gdyby nie wy to nie wiem co by się z nią stało. 
- To było logiczne, że się nią zajmiemy, ale ten list od Ciebie był zbędny. 
- Wiedziałem o krwiaku, nie mówiłem Ci bo nie chciałem Cię martwić, chciałem sam się poddać leczeniu, ale nie zdążyłem. Dlatego to napisałem.
- Zostawisz nas samych skarbie? - pokiwała twierdząco głową i wyszła. - Pedro, mogłeś mi powiedzieć. - usiadłem obok niego. - Bracie, dlaczego znowu coś przede mną ukrywałeś? Obiecaliśmy coś sobie.
- Wiem, przepraszam że znowu Cię okłamywałem.
- Nie mam już do Ciebie siły, ale za żadne skarby bym Cię nie zamienił. - przytuliłem go.  - Ukrywasz coś jeszcze przede mną?
- Nie.
- Na pewno? Powiedz prawdę. Nie będę na Ciebie przecież wrzeszczał, a gdy czegoś się dowiem o tobie od kogoś innego to wiesz jak zareaguje. Nie chcę się z tobą kłócić. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Nie, nic przed tobą już nie ukrywam. Przepraszam Enrique, wiem że jesteś na mnie zły. Zrozumiem jeśli teraz sobie pójdziecie do domu.
- Nie jestem Pedro, jest mi tylko cholernie przykro, że mi o tym nie powiedziałeś wcześniej, dlaczego musiałem dowiedzieć się tego od lekarza? Gdybyś mi powiedział to zająłbym się Lenką, ty poszedłbyś na leczenie i obeszłoby się bez tego wszystkiego.
- Czasu już nie cofnę. Nie nadaje się na przyjaciela, szczególnie twojego. Ty nigdy mnie nie okłamałeś, ja zrobiłem to kilka razy. Jedno kłamstwo prawie zniszczyło naszą przyjaźń.
- Nikt nie jest idealny, ja też nie. Okłamałem Cię ze sprawą z Alexisem gdy pożyczyłem mu pieniądze. Posłuchaj... Każdy popełnia błędy, nie ma idealnych osób na tym świecie. Wtedy gdy się dowiedziałem o tobie i Elizie  i o tym co się stało byłem w niej zakochany, nie chciałem by cierpiała, na początku chciałem z tobą zerwać kontakt, nie chciałem się z tobą widywać ani Cię słyszeć. Miałem Cię dość, nienawidziłem Cię za to, chciałem zerwać tę przyjaźń, ale potem ochłonąłem, widziałem jak się starasz, jak Ci zależy na tym by naprawić to wszystko. Wiesz kiedy wiedziałem, że dam Ci kolejną szansę?
- Kiedy?
- Gdy powiedziałeś mi, że Eliza chce uciec z Madrytu. Dzięki tobie ją zatrzymałem, dzięki tobie jej nie straciłem. 
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? Byliśmy wtedy gówniarzami. Mieliśmy beztroskie życie, nie przejmowaliśmy się niczym, nie wiedzieliśmy czego chcemy w życiu, nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy. Gdy mieliśmy po 13 lat obiecaliśmy sobie, że nasz kontakt sie nie urwie, że będziemy się przyjaźnić całe życie.
- Ja wtedy wyjechałem do stanów próbować swoich sił w muzyce, Ciebie zostawiłem tutaj, w Madrycie. Obiecałem Ci, że do Ciebie wrócę.
- I wróciłeś, po dwóch latach. Wróciłeś w moje urodziny. Kupiłeś mi wtedy pierwszy telefon i laptop. Mnie na to nie było stać. 
- Potem znowu wyleciałem do Stanów.
- Na dwa miesiące urwał nam się kontakt, myślałem wtedy że o mnie już zapomniałeś. Poznałeś tam nowych ludzi, a ja zszedłem na drugi plan, to była zła myśl.
- Ty zarobiłeś pieniądze i po roku do mnie przyleciałeś z mamą.
- Pamiętam jak wtedy rzuciłem Ci się na szyję jak Cię zobaczyłem.
- Nie chciałeś mnie puścić. Wisiałeś mi na szyi dobre 5 minut. Potem znowu się rozstaliśmy na długi czas. 
- Gdy miałeś 17 lat i słyszało o Tobie pół świata wróciłeś na stałe do Madrytu. I tu zacząłeś robić karierę. 
- I wiesz co Ci powiem? Przyjaźniliśmy się wtedy tylko kilka lat i już bez siebie nie mogliśmy wytrzymać, a teraz gdy jesteśmy przyjaciółmi od ponad dwudziestu lat to myślisz, że bez siebie wytrzymamy? Nawet nie wiesz jak za tobą wtedy tęskniłem.
- No nie. Ja za tobą też
- Więc prędzej czy później wybaczyłbym Ci to wszystko. Dałem Ci drugą szansę w urodziny Elizy.
- Na tej łące gdzie spędzamy czas.
- Kocham Cię bracie. 
- Ja Ciebie też. - przytuliłem go. 









sobota, 24 czerwca 2017

Cuarenta y Tres!

Ostatnie dni były dla mnie koszmarem, nie spałem od pięciu dniu, funkcjonuje tylko dzięki kawom i energetykom. Przy łóżku Pedro czuwałem cały czas. Zaniedbałem tym Elizę i moją rodzinę, ciągle się kłócimy. Wiem, że ma rację. 3/4 czasu spędzam w szpitalu. Pedro nadal się nie wybudził, nie wiadomo czy kiedykolwiek to zrobi. Cały czas miałem nadzieję, że otworzy oczy, nie dopuszczałem do siebie wiadomości, że może mu się nie udać. Jest młody, ma silny organizm, wyjdzie z tego
- Nie złość się skarbie. - podszedłem do Elizy. - Misiek przepraszam.
- Nawet mnie nie dotykaj!
- Kochanie, przepraszam za wczoraj. Wiem, że byłem pijany, nie kontrolowałem siebie. Nie chcę was przez to stracić. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. - pocałowałem ją. - Jeszcze raz przepraszam, że Cię uderzyłem. Już nigdy tego nie zrobię, obiecuję. Nie wiem dlaczego to zrobiłem.
- Zostaw mnie! Daj mi spokój! Mam Cię dość!
- Dobra, jadę do szpitala!
- Jedź sobie śmiało! A mnie zostaw samą z trójką dzieci! Świetnie!
- Muszę ochłonąć! Cześć! - wyszedłem z domu wściekły.
Przetransportowałem się szybko do szpitala i poszedłem do sali gdzie był Pedro. Usiadłem obok niego i cały czas się na niego gapiłem. Leżał bez ruchu, przypięty do jakiejś maszyny. Wracało do mnie każde wspomnienie z Pedro, doskonale pamiętam jak się poznaliśmy. Mieliśmy wtedy sześć lat, uderzyłem Pedro piłką w twarz, wkurzył się na mnie i gdyby nie to, że był z mamą to by mnie pobił. Na następny dzień go przeprosiłem i od tej pory trzymamy się razem. Nie mogę go teraz stracić, to za wcześnie. Złapałem go za rękę, miałem nadzieję, że się obudzi. Musiał się w końcu obudzić. Telefon cały czas mi dzwonił, była to Eliza. Nie odebrałem i wyłączyłem telefon. Nie chciałem z nią rozmawiać. Wiem, że wczoraj źle postąpiłem gdy uderzyłem Elizkę, poniosło mnie. Żałuję tego, nie powinienem tego robić. Wrócę potem do domu, porozmawiamy, wyjaśnię jej wszystko jeszcze raz i przeproszę. Teraz się ciągle kłócimy, unikamy się, wieczorem do sypialni nie mam wstępu, wyrzuciła mnie z niej. Położyłem głowę o oparcie łóżka Pedro zamykając oczy. Byłem padnięty, zasnąłem. Ocknąłem się gdy pielęgniarka chciała okryć mnie kocem, uśmiechnąłem się i podziękowałem. Okryłem się kocem i patrzyłem się na Pedro. Nadal bez zmian. Wstałem i wróciłem do domu, ale najpierw kupiłem duży bukiet kwiatów dla Elizy. Wszedłem do środka, poszukałem Elizy, była w pokoju dzieciaków. Oparłem się o futrynę i na nią patrzyłem, co jakiś czas ścierała łzy z policzek. Bolało mnie to, że płakała przeze mnie, podszedłem do niej i kucnąłem przed nią łapiąc na dłonie. Spojrzała na mnie przez łzy, złapałem ją za miejsce gdzie ją uderzyłem i w nie pocałowałem.
- Porozmawiamy? - pokiwała twierdząco głową. - Chodź skarbie.
Zeszliśmy na dół, od razu dałem jej kwiaty, kąciki jej ust się podniosły. 
- Skarbie przepraszam, nie wiem co mi wtedy odbiło. Chyba to, że nie radzę sobie z tą sytuacją z Pedro. Wiem, że was zaniedbałem tym ciągłym pobytem w szpitalu, ale jeśli będzie tak jak mówi lekarz i są to jego ostatnie chwile to chcę przy nim być szczególnie gdy walczy o życie przeze mnie.
- Enrique, ja to rozumiem. Wiem, że się o niego boisz, ja też się boję, ale też masz rodzinę. My Cię potrzebujemy, dzieci potrzebują ojca a ja potrzebuję faceta.
- Wiem, przepraszam, zmienię się. - przytuliłem ją. - Przepraszam, że Cię uderzyłem. Nie chcę was przez to stracić.
- Zapomnijmy o tym, ale jeśli jeszcze raz uderzysz mnie albo dzieciaki to odejdziemy i zabiorę Ci synów.
- Jedyne uderzenie jakie dostaniesz to w tyłek podczas seksu. - pocałowałem ją. - Kocham Cię.
- Zboczeniec. - przytuliła mnie. - Ja Ciebie też.
Pocałowała mnie i włożyła rękę pod moje bokserki. Zabrałem ją na ręce i posadziłem ją na stole. Ściągnąłem jej sukienkę i pocałowałem. Opuściłem spodnie z bokserkami i złączyłem nasze ciała. Usłyszeliśmy płacz Leny, westchnąłem tylko i poszedłem do pokoju gdzie była Lenka. Zabrałem ją na ręce i zszedłem z nią na dół, wskazała swoją małą rączką na zdjęcie, które stały na półce. Podszedłem do zdjęć, a mała wskazała na Pedro. Wziąłem zdjęcie do ręki i na nie spojrzałem, w oczach pojawiły mi się łzy, brakuje mi go.
- Tata z tego wyjdzie, wróci do Ciebie. Tata Cię kocha i walczy dla Ciebie.
Eliza wzięła Lenę by ją nakarmić, a ja usiadłem ze zdjęciem na sofie, gapiłem się na nie jakbym oglądał je pierwszy raz. Schowałem twarz w dłonie i się rozpłakałem. Przebrałem się, ubrałem Lenę i pojechałem z nią do szpitala, przez szybę zobaczyłem Anne przy łóżku Pedro. Poprosiłem pielęgniarkę by zajęła się Lenką, a ja wszedłem do sali. Bez słowa stanąłem przy łóżku Pedro.
- Co z nim? Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć.
- Pedro upoważnił mnie i Elizę do udzielania informacji o jego leczeniu, tylko to zdążył zrobić. Wyjdź stąd.
- Ale Enrique...
- Jeśli Pedro umrze to znajdę tego gnoja i zrobię mu to samo. Możesz mu to przekazać, a teraz stąd wyjdź.
- Co z Leną? Gdzie ona jest? Oddajcie mi ją.
- Jest bezpieczna, nie oddamy Ci jej. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jest w dobrych rękach.
Wyszła, a ja poszedłem po Lenę, zobaczyłem, że Anna wyszła ze szpitala. Wróciłem do sali i usiadłem na krześle. 
- Przyprowadziłem Ci kogoś Pedro, tęskni za tobą słyszysz? Chcę byś do niej wrócił. - posadziłem Lenę koło Pedro. - Nie chcesz widzieć jak dorasta, jak zaczyna chodzić, mówić. Nie chcesz tego zobaczyć? Z Elizą staramy się o tymczasowe prawo do opieki na Lenką. Nie wiem czy to słyszysz, mam taką nadzieję. Tęsknie za tobą bracie.
- Panie Iglesias, musi pan wyjść. Będziemy próbować go wybudzać.
Zabrałem Lenę i wyszedłem z sali, przez szybę na wszystko patrzyłem, miałem nadzieję, że się obudzi. Na nadziei się skończyło, lekarz przekazał mi, że próba się nie powiodła. Chciałem się rozpłakać.
- Ile mu dajecie? Tak szczerze.
- Kilka dni, robimy wszystko, ale jego stan pozostaje bez zmian. Trzeba być przygotowanym na najgorsze. Przykro mi. - rozpłakałem się i przytuliłem do siebie Lenę. - Proszę przy nim siedzieć, mówić do niego, niech córka przy nim będzie. On czuję to, że ktoś koło niego jest.
Wróciłem na salę, siedziałem i płakałem, podeszła do mnie pielęgniarka i usiadła obok mnie. Spojrzałem na nią i starłem łzy z policzek.
- Przyjaźnię się z nim od szóstego roku życia, nie mogę go stracić, Lenka nie może go stracić. Ma tylko jego. 
- A mama Leny?
- W pewnym sensie przyczyniła się do tego, że tu wylądował. Nie oddam jej Leny. Teraz jej pod moją i narzeczonej opieką, ale mamy dwójkę swoich dzieci. Z nimi sobie nie razimy, a co dopiero z trójką. Nie chcemy też jej nigdzie oddawać.
- Nie chciałabym być teraz na pana miejscu. Proszę wrócić do domu, odpocząć. Spędzić czas z rodziną. Jutro pan przyjedzie. Będziemy dzwonić gdyby coś się działo.
- Dziękuję. 
Wróciłem do domu, położyłem Lenę w wózku i przytuliłem do siebie Elizę. 
- Co z nim?
- Bez zmian, lekarze nie dają mu szans. Nie pozwolę mu umrzeć, nie może tego zrobić.
- Nic sam nie zrobisz.
- Nie pozwolę lekarzom odłączyć go od maszyny, nie ważne ile będzie w śpiączce. Dzień, miesiąc czy parę lat, nie pozwolę go odłączyć.
- To nie ma sensu, Pedro jest silny, ale nie aż tak by z tym wygrać.






piątek, 16 czerwca 2017

Cuarenta y Dos!

Po dwóch dniach wyszedłem ze szpitala, Pedro musiał zostać trochę dłużej, ale jest z nim na szczęście lepiej. Przychodziłem do niego z Lenką gdy tylko dałem radę. Usiadł na łóżku i zabrał Lenę na ręce przytulając ją do siebie.
- Muszę zrobić badania DNA. - spojrzał na mnie. - Chcę mieć pewność, że Lenka jest moją córką.
- Kontaktowała się z tobą Anna?
- Była tutaj wczoraj, chciała bym jej wybaczył. - zaśmiał się kpiąco. - Chcę mi odebrać Lenę, nie mogę jej stracić.
- Nie stracisz, pomożemy Ci. Wiesz, że możesz na nas liczyć. Rozmawiałem z Elizą o tobie i zdecydowaliśmy, że pomieszkasz trochę z nami, a gdy wrócisz do formy to wrócisz do siebie.
- Dziękuję, ale wiesz, że nie mogę. Macie swoje sprawy, nie będę wam jeszcze siedzieć na głowie.
- Będziesz mistrzu. Nie próbuj się nawet wykręcać.
- Dziękuję. Spadaj do Elizy, chcę odpocząć. Idź ją przeleć, widzę jak jesteś na nią napalony.
- Jesteś idiotą. - zaśmiałem się. - Trzymaj się, wpadnę wieczorem.
- Tylko ją zadowól. Aż Ci mały stanął.
- Sam masz małego, trzymaj się.
Zabrałem Lenę i wyszedłem ze szpitala, wróciłem do domu i pocałowałem Elizę na przywitanie. Położyłem Lenke i poszedłem usiąść na sofie, dosiadła się do mnie Eliza i przytuliła.
- Martwię się o Pedro i Lenę. Anna chcę mu ją odebrać.
- Nie straci jej, pomożemy mu.
- To samo mu powiedziałem,
- Bałam się o was gdy zobaczyłam was tak leżących na ziemi, Pedro zakrwawiony, obaj nieprzytomni, nie reagowaliście na nic. Przestraszyliście mnie.
- Przepraszam, musiałem go zasłonić.
- Wiem, kocham Cię.
- Ja Ciebie też skarbie. - pocałowałem ją.
Usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu, był to telefon ze szpitala. Odebrałem.
- Słucham.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie Pedro Sancheza. Jego stan nagle się pogorszył, stan jest krytyczny.
- Ale jak to? Byłem u niego dwie godziny temu, normalnie rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Co się stało?
- Proszę jak najszybciej przyjechać.
- Zaraz będę.
Wybiegłem z domu z prędkością światła, jechałem jak wariat by szybko znaleźć się w szpitalu. Dowiedziałem się do jakiej sali go przeniesiono i szybko tam pobiegłem. Wbiegłem do sali, ale szybko mnie z niej wyrzucili, przywracali Pedro do życia. Kopnąłem w krzesło i się rozpłakałem. Przeze mnie walczy o życie, gdybym do niego nie zadzwonił nie byłoby tego wszystkiego. Po parunastu minutach wyszedł lekarz z niewesołą miną.
- Co z nim?
- Nie będziemy tu rozmawiać, chodźmy do pokoju lekarzy. - weszliśmy do pokoju. - Na początku nie zdiagnozowaliśmy tego, ale pana przyjaciel miał krwiaka, który pękł na skutek pobicia i wywołał krwotok. Jego stan jest krytyczny, nie oddycha samodzielnie, będę z panem szczery. Szanse na przeżycie są nikłe. Trzeba być przygotowanym na najgorsze. Każda minuta może być jego ostatnią.
- Nie, on musi żyć. On ma małe dziecko, musi żyć.
- Robimy co możemy, będzie pan informowany o jego leczeniu.
- Dobrze. - wstałem. - Można do niego wejść.
- Tak. Mam dla pana wiadomość od Pedro. Kazał przekazać. - podał mi kartkę.
Poszedłem do sali i usiadłem obok łóżka Pedro trzymając kartkę, którą bałem się przeczytać. Powoli otworzyłem kartkę i zacząłem czytać. "Enrique, na początku chciałem Ci podziękować za te wszystkie lata przyjaźni. Wiem, ze mieliśmy kłótnie, różne sprzeczki zwykle przeze mnie. Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam za to, że okłamywałem Cię tak długo, na pewno wiesz o czym mówię. Jest ze mną źle, wiem że mogę umrzeć. Wiem, że proszę o wiele, wiem że macie dwójkę dzieci, ale nikt nie ma kto się zająć Lenką. Jeśli odmówicie to zrozumiem. Chcę by Lenka była szczęśliwa gdy mnie zabraknie... Przy was. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję. Kocham Cię bracie."
- Nie Pedro, nie zajmiemy się nią. Ty się nią zajmiesz gdy stąd wyjdziesz słyszysz? My się nią zajmiemy dopóki nie wyzdrowiejesz. - rozpłakałem się. - Nie mogę Cię stracić, nie mogę, Lenka nie może Cię stracić. Otwórz oczy, obudź się proszę. Gdzie ja znajdę drugiego takiego idiotę co? Jesteś jedyny w swoim rodzaju. Nie możesz umrzeć, nie teraz bracie. Leżysz tu przeze mnie, przepraszam. Nie przeżyję tego gdy mnie zostawisz. Znajdę tego gnoja i zrobię mu to samo co on tobie. Wracaj do nas. - złapałem go za rękę. - Nie możesz teraz mnie zostawić mistrzu.
- Skarbie. - podeszła do mnie Eliza. - Co z nim? Co mu jest?
- Miał krwiaka, podejrzewam że o tym nie wiedział. W skutek pobicia krwiak pękł i dostał krwotoku. Lekarz kazał przygotować się na najgorsze. Boję się o niego. - schowałem twarz w dłonie i jeszcze bardziej się rozpłakałem. - Zostawił mi wiadomość, jakby przeczuwał.
- Co napisał?
- Sama przeczytaj. - dałem jej kartkę. - Nie wiem co mam zrobić, nie wiem jak mu pomóc.
- Musimy dostać prawo do opieki nad Lenką gdy Pedro tu będzie.
- Nie możemy się nią zająć, mamy dwójkę dzieci, nie poradzimy sobie jeszcze z jednym.
- Wolisz by trafiła do jakiegoś ośrodka?
- Nie. Porozmawiamy o tym w domu.
Przytuliłem się do Elizy, usiadła mi na kolanach i starła łzy z policzek. Zobaczyłem za drzwiami Seana i Gilmara z naszymi dzieciakami i Leną. Wyszedłem do nich i zabrałem na ręce Lenę i wróciłem do sali. Posadziłem ją na łóżku, a ta swoją małą rączką złapała palec Pedro. Nie mogłem na to patrzeć, wyszedłem z sali jak i z całego szpitala. Zaczepiłem jakiegoś kolesia, który palił z prośbą by dał mi zapalić. Tak wiem, nie palę, ale tym razem musiałem odreagować. Eliza mnie zabije gdy się dowie. Osunąłem się o ścianę szpitala i się rozpłakałem, podszedł do mnie Gilmar i zabrał mi papierosa wyrzucając go. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Przytuliłem się do niego i jeszcze bardziej się rozpłakałem. Bałem się o Pedro, bałem się że umrze przeze mnie. Jeśli coś mu się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę, a tym bardziej nie będę potrafił spojrzeć na Lenę.
- Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego, jest silny.
- To przeze mnie walczy o życie, to przeze mnie tam umiera. Nie mogę go stracić.
- Nie stracisz. Nie obwiniaj się o to. Pedro z tego wyjdzie.
- Znajdę tego gnoja co mu to zrobił, znajdę go i nie będę miał żadnych hamulców.
- Chodź do środka, zimno jest.
Wszedłem do sali i zabrałem Lenę z łóżka Pedro przytulając ją do siebie. Wyrywała mi się rączką wskazywała na Pedro, chciała przy nim być. Miałem wrażenie, że czuję że coś złego się stało. Zabrałem ją z sali i położyłem ją w wózku.
- Odwiozę Cię do domu Enrique, musisz odpocząć, jesteś wykończony.
- Nie, chcę przy nim być. Jeśli będzie tak jak mówi lekarz i są to jego ostatnie chwilę to chcę przy nim być.
- On przeżyje, odwiozę Cię. - pokiwałem twierdząco głową. - Jak odpoczniesz to wrócisz.
Zabraliśmy dzieciaki i odjechaliśmy do domu, całą drogę się nie odzywałem, cały czas myślałem o Pedro, bałem się że go stracę. Wszedłem do domu z Elizą i z dzieciakami, złapałem Elizę za rękę by usiadła mi na kolanach. Pocałowałem ją i spojrzałem na Lenę.
- Na prawdę chcesz się zająć Leną gdyby Pedro się nie udało? Myślisz, że damy radę?
- Wiem, że damy radę. Nie chcę by Lenka trafiła do domu dziecka czy gdzieś.
- Ja też nie, ale boję się że nie damy rady. Annie jej nie oddamy. - spojrzałem na Elizę. - Dobrze, zawalczymy o nią, niech zostanie z nami
- Kocham Cię. - przytuliła mnie. - Boję się o niego.
- Ja też, on z tego wyjdzie. Musi z tego wyjść.
- Połóż się, jesteś zmęczony, rano do niego pójdziesz. Odpocznij skarbie.
Poszedłem do sypialni i położyłem się na łóżku, po chwili położyła się Eliza, przytuliłem ją do siebie i zamknąłem oczy.








sobota, 10 czerwca 2017

Cuarenta y Uno

Kolejne dni mijały w spokoju, całymi dniami Eliza chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha, była szczęśliwa. Ja przy niej też byłem szczęśliwy. Tak, wiem powtarzam się, ale do szczęścia już nic nie jest mi potrzebne. Mam wszystko Elizę i dzieci. Nic lepszego w życiu nie mogło mnie spotkać.
- Co ty taka cały czas uśmiechnięta chodzisz co? - kazałem jej usiąść na kolanach. - Powiesz mi?
- To mam chodzić smutna? - zaplątała nasze dłonie. - Mam Ciebie, dzieci. Mam wszystko co kocham. Jestem szczęśliwa.
- A byłaś na mnie wściekła gdy Cię złapałem. Mówiłem Ci, że warto żyć to mi nie wierzyłaś.
- Wiem, ale po tym co się stało to nie chciałam żyć. - mocno mnie przytuliła. - Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. - pocałowałem ją. - Zaczekaj tutaj.
Poszedłem do sypialni i wyciągnąłem z szuflady czerwone pudełeczko i schowałem je do kieszeni. Złapałem Elizę za rękę i ją podniosłem. Stanąłem na przeciwko niej i ją pocałowałem. Tak, to jest odpowiedni moment.
- Może nie jestem romantykiem, nie mam żadnych kwiatów, kolacji ze świecami czy drogiego wina. Nie przygotowałem się do tego. - klęknąłem przed nią. - Elizka, zostaniesz moją żoną? - otworzyłem pudełeczko.
- Enrique... Tak. - pocałowała mnie. - Tak kochanie.
Założyłem jej pierścionek na palec i mocno przytuliłem. Byłem najszczęśliwszy na świecie. Zaplątałem nasze dłonie i ją pocałowałem. Zabraliśmy dzieciaki do wózków i wyszliśmy z domu. Objąłem Elizę idąc przed siebie. Zatrzymaliśmy się przy budce z lodami, kupiłem nam po dużym lodzie, Eliza tylko takie lubi, usiadłem obok Elizy i zaczęliśmy jeść. Usiadła mi na kolanach i pocałowała.
- Większego nie było? 
- Jest w moich spodniach. - szepnąłem jej na ucho. - Powinnaś o tym wiedzieć.
- Zboczeniec.
- Aż mi staję na twój widok.
- I tak dzisiaj nie poruchasz. Mam okres.
- Nawet lodzika?
- Przemyślę to. - pocałowała mnie.
Wróciliśmy do domu, pod drzwiami siedział wkurzony Pedro, znowu coś zrobiłem?
- Co się dzieje? - usiadłem obok niego.
- Pokłóciłem się z Anką. Ubzdurała sobie, że ją zdradzam.
- Co? Porozmawiajcie na spokojnie, wyjaśnijcie sobie wszystko. Chodź do środka, porozmawiamy.
Weszliśmy do środka i usiedliśmy na sofie.
- Muszę Cię o to zapytać. Zdradziłeś ją?
- Nie, znasz mnie przecież. Nigdy nie zdradziłem żadnej kobiety. Wiesz o tym.
- Tak, wiem. Idź do niej, porozmawiajcie.
-Jutro, mogę tu zostać na noc?
- Zostań ile chcesz. Dla Ciebie zawsze będzie miejsce.
- Dziękuję.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się ułoży.
Wstał i zamknął się w pokoju, westchnąłem tylko i poszedłem do Elizy. Pocałowałem ją i mocno przytuliłem, uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę. Usiadła mi na kolanach i zaplątała rękę w moich włosach.
- A czy ja mam się obawiać, że mnie zdradziłeś?
- Kochanie, nie masz się czego obawiać, nigdy Cię nie zdradziłem i nigdy tego nie zrobię. Nie bój się.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Wyszedłem z domu i poszedłem do domu Pedro by porozmawiać z Anną. Na wejściu było słychać płacz Leny. Zabrałem ją na ręce i uspokoiłem.Otworzyłem drzwi od sypialni, zobaczyłem Anne z jakimś kolesiem w łóżku. Zaniemówiłem, w życiu bym się tego nie spodziewał.
- A ty podejrzewasz Pedro o zdradę! Kobieto!
- Enrique, co ty tu robisz?
- Przyjechałem porozmawiać z tobą o Pedro, ale widzę, że to nie ma sensu. Dzwonię do niego.
- Enrique nie, nie dzwoń do niego. Nie mów mu.
- Ja mu nie powiem, ty to zrobisz. 
- Co chcesz w zamian? 
- Nie kompromituj się jeszcze bardziej.
- Zmywam się stąd.
- A ty gdzie przystojniaku? Siadaj na tyłku i ubierz się idioto.
Zadzwoniłem do Pedro z prośbą by szybko wrócił do siebie do domu. Był zdenerwowany, powiedziałem mu tylko, że nie mam dobrych wiadomości.
- Kto to jest? - do domu wparował Pedro. - Ty z nim?
- Pedro, ja Ci to wszystko wyjaśnię!
- Co chcesz wyjaśniać?! Kurwa Anna! Mnie podejrzewasz o zdradę, a sama się pieprzysz z jakimś frajerem!
Rozległ się płacz Leny, poszedłem do jej pokoju zabierając ją na ręce, z sypialni dochodziły krzyki. Położyłem Lenę do łóżeczka i wróciłem do sypialni, obaj obładowywali się pięściami, odciągnąłem Pedro i wyrzuciłem go za drzwi, wybiegł za nim i uderzył Pedro czymś w głowę tak mocno, że upadł na ziemię. Zasłoniłem go swoim ciałem chroniąc go przed kolejnymi ciosami, obrywałem za niego, dostałem kilka mocnych ciosów w brzuch i w klatkę piersiową. Rękami zasłoniłem twarz.
- Alex przestań! - krzyknęła Anna. - Zostaw ich!
Powoli się podniosłem z podłogi mimo bólu, odwróciłem się i zobaczyłem nieprzytomnego Pedro, z tyłu głowy i z ust leciała krew. Anna z Alexem wybiegli z domu zostawiając nas i Lenę.
- Pedro. - poklepałem go po twarzy. - Ocknij się bracie. Cholera jasna. - wykręciłem numer do Elizy. - Pomocy. - upadłem na ziemie. - Potrzebujemy pomocy, szybko. - straciłem przytomność.
Ocknąłem się gdy lekarz chciał założyć mi maskę z tlenem, była też Eliza. Mocno trzymała mnie za rękę, szturchnąłem Pedro by się ocknął, nie reagował na nic.
- Pedro bracie, obudź się. Kurwa Pedro, otwórz te cholerne oczy. Nie zostawiaj mnie teraz. - po policzku spłynęły mi łzy. - Co z nim?
- Wyjdzie z tego. Jest silny.
- Przepraszam Eliza, przepraszam.
- Nie przepraszaj, uratowałaś go.
- Lenka jest na górze.
Podniosłem się i z pomocą lekarzy przeniosłem się do karetki, zabrali Pedro na nosze i przetransportowaliśmy się do szpitala.
~.~
Zabrałam Lenę na ręce i pojechałam taksówką do szpitala, bałam się o nich, Enrique nic nie jest, jest tylko poobijany, ale z Pedro jest gorzej. Gdyby Enrique go nie zasłonił to mógłby tego nie przeżyć. Dojechałam do szpitala i poszukałam Enrique i Pedro. Enrique mimo bólu czuwał przy łóżku Pedro czekając aż się obudzi. Miał łzy w oczach, złapałam go za rękę. Złapał się za obolałe miejsce i ustąpił mi miejsc. Pokiwałam przecząco głową i kazałam mu usiąść. Oparłam głowę o jego ramię i pocałowałam w policzek.
- Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego.
- On leży tu przeze mnie.
- Nie prawda.
- Nic Ci nie jest Enrique? - usłyszeliśmy głos Pedro.
- Bracie, w końcu się obudziłeś. Jestem tylko poobijany. Jak się czujesz?
- Szału nie ma, dupy nie urywa. - uśmiechnął się. - Bolą mnie żebra i głowa. - złapał Lenę za rączkę. - Nie musiałeś mnie zasłaniać, dlaczego to zrobiłeś?
- Bo wiem, że ty byś zrobił to samo. Odpoczywaj.
- Mam do was prośbę. Zrozumiem gdy odmówicie. Wiem, że macie dwójkę dzieci, ale zajęlibyście się Lenką dopóki stąd nie wyjdę? Nie mam komu jej dać, mama w Europie, a Annie jej nie oddam.
- Możesz na nas liczyć, zajmiemy się nią.
- Dziękuję. Mam złamaną rękę?
- Tak, z przemieszczeniem. Idę na łóżko, wszystko mnie boli. Odpoczywaj bracie.
- Dziękuję jeszcze raz.
- Trzymaj się, przyjdę potem.