piątek, 7 lipca 2017

Cuarenta y Cinco!

- Mam Cię już dość Enrique! Dlaczego tak się zmieniłeś? Co Cię tak zmieniło?! Dlaczego taki jesteś?!
- Przecież nic się nie stało! O co Ci chodzi?!
- Po co do niego pojechałeś?! Mało masz na głowie?!
- Prawie wysłał Pedro na cmentarz!
- I dlatego narażasz swoje życie?! Narażasz naszą rodziną! Nie chcę być z takim facetem! Zastanów się nad sobą Enrique!
- Eliza. - złapałem ją za rękę. - Kochanie...
- Zostaw mnie! - spoliczkowała mnie. - Zastanów się nad sobą! Zastanów się nad naszym związkiem!
- O czym ty mówisz? Chcesz ode mnie odejść?
- Nie chcę, ale jeśli się nie zmienisz to zrobię to! Mam już tego dość Enrique! Nie chcę żyć w ciągłym strachu!
Wyszła z domu trzaskając drzwiami, przywaliłem pięścią w ścianę, poszedłem do pokoju dzieciaków, usiadłem obok nich i oparłem głowę o łóżeczko, w którym był Luis, po policzku spłynęły mi łzy. Nie chcę stracić Elizy ani dzieciaków, może zrobiłem błąd, że tam poszedłem. Może mogłem po prostu zadzwonić po policję żeby go zgarnęli, narobiłem tylko problemów. Eliza ma rację, jak zawsze. Wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do Elizy, nie odebrała. Napisałem jej SMS-a z prośbą by wróciła do domu. Wyszedłem przed dom i usiadłem na schodach myśląc nad tym wszystkim. Ostatnie nasze tygodnie z Elizą to kłótnia za kłótnią, mamy już oboje tego dość, wróciłem do domu gdy usłyszałem płacz Lenki, przewinąłem ją i pocałowałem w główkę, położyłem ją do łóżeczka. Usłyszałem, że drzwi wejściowe się zamknęły, zszedłem na dół i zobaczyłem Elizę. Podszedłem do niej i ją pocałowałem, odepchnęła mnie dając mi do zrozumienia bym zostawił ją w spokoju. Zamknęła się w sypialni, słychać było tylko jej płacz, dobijałem się, ale bez skutku. Odszedłem i usiadłem na sofie, kopnąłem w stół rozwalając go. Byłem wściekły na siebie. Kolejny raz poszedłem pod drzwi sypialni z nadzieją, że mi otworzy. Po kilku minutach otworzyła dając mi mocnego liścia po twarzy. Mocno ją do siebie przytuliłem, wyrywała się, ale dała sobie spokój gdy wiedziała, że nie wygra. Mocno mnie przytuliła i się rozpłakała. Pocałowała mnie i spojrzała mi w oczy. Zabrałem ją na ręce i położyłem na łóżku.
- Przepraszam skarbie. - pocałowałem ją. - Przepraszam.
- Mam Cię już dość, zostaw mnie. Myślisz, że pójdziemy do łózka to zapomnimy o wszystkim?
- Nie, ale jestem na Ciebie tak napalony, że chyba zadowolisz napaleńca.
- Jesteś nienormalny. - odepchnęła mnie. - Muszę iść do dzieci. - wstała.
- Dzieci śpią. - przywarłem ją do ściany i ściągnąłem jej dolną część garderoby.
Zacząłem bawić się jej kroczem, złapała mnie za rękę i pokiwała przecząco głową.
- Przestań. Trzymaj łapy przy sobie. - odepchnęła mnie i odeszła.
Westchnąłem, zabrałem Lenę i bez słowa wyszedłem z domu do szpitala. Wszedłem do sali gdzie był Pedro, rozmawiał z poznaną dziewczyną, przywitałem się z nimi i dałem Lenę na ręce Pedro. Dziewczyna pożegnała się z nami i wyszła z sali.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Wychodzę jutro. Dziękuję, że mnie wtedy zasłoniłeś. Gdybyś tego nie zrobił to mógłbym tego nie przeżyć. Dziękuję.
- Nie ma o czym mówić. - wymusiłem uśmiech.
- Co się dzieje? Eliza?
- Tak, pokłóciłem się z nią. Znowu. I teraz to już grubsza sprawa. Postawiła mi ultimatum. Albo się zmienię albo odejdzie z dzieciakami. Nie chcę ich stracić.
- Co zrobiłeś?
- Byłem u Alexa, ten co Cię pobił. Padło kilka ostrych wymian zdań.
- Po co do niego poszedłeś? Narobisz sobie kłopotów.
- Teraz już sam nie wiem. Nie myślałem, byłem tak nabuzowany, że nie myślałem co robię.
- Wracaj do niej, przeproś ją.
- Już próbowałem. Nie da się nawet dotknąć. A ty coś ten teges z tą dziewczyną?
- Umówiliśmy się gdy wyjdziemy ze szpitala, a co z tego wyjdzie to się zobaczy. Laska z niej niezła.
- Ktoś tu się chyba zakochał.
- Od razu zakochał, daj spokój, po prostu podoba mi się ta dziewczyna i bardzo chętnie przetestowałbym ją w łóżku.
- Nie wierzę w Ciebie. - zaśmiałem się. - Zmykaj do niej, a ja spadam spróbować się pogodzić z Elizą, może się uda.
- Zostawisz mi Lenke?
- Jasne, wpadnę po nią później. Trzymaj się.
Szybko wróciłem do domu, podszedłem do Elizy i złapałem ją za rękę. Spojrzała mi w oczy, nadal była na mnie wściekła. Przytuliłem ją do siebie, wydostała się z mojego uścisku i odeszła. Poszła do sypialni by po chwili wrócić z poduszką i kocem. Rzuciła to we mnie dając komunikat, że o spaniu w sypialni mogę zapomnieć. Rzuciłem to na ziemię i pobiegłem do Elizy zanim zamknęła sypialnie na klucz. Pocałowałem ją łapiąc za biodra.
- Co mam zrobić byś się na mnie nie wściekała? Misiek, mam Cię przepraszać na kolanach? Skarbie.
- Odczep się!
- Nie odczepię się dopóki nie przestaniesz się na mnie wściekać. Czasu nie cofnę, stało się. Może zrobiłem błąd, nie wiem. Przepraszam.
- Nie chcę być z takim facetem.
- Ja się zmienię, obiecuję. Nie chcę was kolejny raz stracić. Kocham was najbardziej na świecie.
- Kocham Cię. - przytuliła się do mnie.
- Gdy Pedro wyjdzie ze szpitala to pojedziemy wszyscy do Miami odreagować, dobrze?
- Jak chcesz.
- Mogę wrócić do sypialni?
- Zastanowię się.
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Położyłem się obok niej i mocno ją przytuliłem. Wymamrotała coś pod nosem i wtuliła się we mnie, pocałowałem ją w czoło. Gładziłem ją po bliznach całując każdą po kolei. Powoli podniosłem się z łóżka, ale Eliza złapała mnie za koszulkę. Uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. Zabrałem dzieciaki i pojechałem do szpitala by odebrać Lenke od Pedro. Znalazłem Pedro na korytarzu całującego się z dziewczyną i trzymającego Lenę na rękach. Uśmiechnąłem się podchodząc o nich.
- Sorry, że przeszkadzam, przyszedłem po Lenę.
- Masz wyczucie czasu.
- Ja mam wyczucie? No sorry chłopie, ale to ty trzy razy wparowałem mi do domu gdy byłem zajęty Elizą.
- Pamiętam, na stole w jadalni.
- Bez szczegółów.
- Na stole, sofie i blacie kuchennym. Dziwne miejsca na seks.
- Nie słuchaj go, za mocno dostał po głowie. Gada głupoty.
- Zawsze sobie tak dożeracie?
- Od dziecka.
Zabrałem od Pedro Lenę i usiadłem obok niego. Zapytałem dziewczynę czy zostawi nas samych, chciałem z nim porozmawiać.
- Dalej Eliza?
- Niby się pogodziliśmy, ale wiem że dalej jest na mnie zła.
- Przejdzie jej, zobaczysz.
- Mam nadzieję. Chcę jechać do Miami gdy wyjdziesz ze szpitala. Byśmy pojechali w szóstkę albo w siódemkę jak ją zaprosisz.
- Jedźcie sami, potrzebujecie czasu dla siebie, odpoczynku.
- Albo jedziemy wszyscy albo nikt, nie zostawię Cię teraz samego. Będę pilnował Cię jak oka w głowie.
- Poradzę sobie sam.
- Czyli jedziesz. Przyjadę po Ciebie jutro. O której wychodzisz?
- 12-13
- Będę o 12, pojedziemy do Ciebie po rzeczy i od razu jedziesz do nas.
- Przecież poradzę sobie sam.
- Jedziesz do nas.




2 komentarze:

  1. Jestem!
    Rozdział fajny jak zwykle :)
    Mam nadzieję, że to się wszystko między nimi jakoś poukłada.
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju niech w końcu zacznie im się układać :/ Ileż można się kłócić? No ale Enrique nie był mądry idąc do tego całego Alexa, oby nie było z tego problemów :/
    Rozdział cudowny i mega bardzo się cieszę, że z Pedro jest co raz lepiej :)
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń