sobota, 22 lipca 2017

Cuarenta y Siete!

Chodziłem po Miami bez celu, myślałem nad tym wszystkim co działo się u nas w domu. Ciągłe kłótnie z Elizą, pobicie Pedro, jego długi pobyt w szpitalu, staranie się o prawo do opieki nad Leną, dużo nas to kosztowało. Na szczęście z Pedro jest co raz lepiej, co ja bym bez niego zrobił? Z Elizą też mi się zaczęło układać, przestaliśmy się kłócić o byle co. Nawzajem się wspieramy i sobie pomagamy. Kupiłem Elizie kwiaty i wróciłem do domu. Przywitałem się z nią dając jej kwiaty. Przytuliła mnie i pocałowała, objąłem ją łapiąc za biodra.
- Myślałaś o ślubie? - odwróciłem ją.
- Przez to co się ostatnio u nas wyprawiało to nie miałam do tego głowy.
- Chciałbym byś była już moją żoną. Najgorsze już chyba za nami.
- Albo przed nami.
- Razem poradzimy sobie ze wszystkim. 
- Wiem. - pocałowała mnie. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - złapałem ją za biodra. - Ktoś mi stanął. Oddaj mi siebie.
- Enrique nie, dzisiaj nie poruchasz.
Uniosłem ręce w geście kapitulacji uśmiechając się. Eliza odeszła, a do domu wrócił Pedro z Lenką i Tamarą. Uśmiechnął się do mnie, a ja poszedłem do Elizy, leżała na łóżku. Położyłem się obok niej i pocałowałem w ramię. Odwróciła się i mocno się do mnie przytuliła. Włożyłem rękę pod jej majtki i zacząłem bawić się jej kroczem. Złapała mnie za rękę i pokiwała przecząco głową, spojrzałem na nią szepcąc "proszę". Uśmiechnęła się rozkładając nogi, ściągnąłem jej dolną część i językiem bawiłem się kroczem, włożyłem palce w jej tyłek i wykonałem szybkie ruchy powodując Elizie ból, odwróciłem ją dając jej kilka klapsów w tyłek. Złączyłem nasze ciała, wydawaliśmy z siebie jęki, usłyszeliśmy pukanie do drzwi i głos Pedro.
- Stary, ja rozumiem, że bzyku bzyku, ale ciszej, nie jesteście tu sami.
- Kurwa Pedro! Sprawdź czy nie ma Cię w kuchni!
- Mogę wejść?
- Nie! - krzyknęliśmy równo.
- Żartowałem. - zaśmiał się. - To bzykajcie się dalej, a ja spadam.
- Tak chyba będzie najlepiej.
Położyłem się obok Elizy i zakryłem twarz poduszką na co Eliza się zaśmiała. Dlaczego przyjaźnię się z takim idiotą? Spojrzałem na Elizę i się uśmiechnąłem, pocałowała mnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Wstrzymajmy się ze ślubem.
- Nie chcesz go brać?
- Chcę, ale poczekajmy. Niech wszystko się teraz unormuje. Za dużo mieliśmy na głowie, a ślub to kolejny stres.
- Dobrze, poczekam. - pocałowałem ją. - Cudowna jesteś.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i zeszliśmy na dół, trafiliśmy na Pedro. Uśmiechnął się niewinnie unosząc brwi. Parsknęliśmy śmiechem z Elizą. 
- O Boże... Mam Cię dość Pedro.
- O Boże, Boże, Boże kiedy ja se włożę.
Uniosłem brwi każąc mu puknąć się w głowę, on chyba na serio za mocno dostał i coś w tej niedorozwiniętej głowie mu się poprzestawiało. On jest niemożliwy. Usiadłem z Elizą na sofie i ją pocałowałem. Pedro usiadł obok Elizy, łobuzersko się do mnie uśmiechając, zaraz coś odwali. Czuję to.
- Brałbym Cię jak Reksio szynkę.
- Pedro! - odsunąłem od niego Elizę na co się zaśmiał. - Idź się lecz człowieku. Nic Ci się nie poprzestawiało w tej głowie?
- Musiałbym sprawdzić. - zaśmiałem się. - Bzyku tu, bzyku tam, bzyku wszędzie ram pam pam. - Eliza próbowała powstrzymać śmiech. - Widzę Enrique, że nadrabiasz ten czas co się nie bzykałeś.
- Pedro skończ! - zaśmiał się.
- Też Cię kocham bracie.
Pedro wyszedł z domu i zostałem sam z Elizą, usiadła mi na kolanach i pocałowała. Rozpiąłem jej spodenki i włożyłem rękę pod jej majtki. Bawiłem się jej kroczem, wydawała z siebie ciche jęki gdy mama weszła do domu z dzieciakami. Wyciągnąłem szybko rękę jak poparzony, a Eliza zeszła mi z kolan. Podszedłem do dzieciaków zabierając Luisa na ręce i całując w główkę. Spojrzałem na Elizę, która patrzyła na nas z uśmiechem, przytuliłem ją do siebie i pocałowałem. 
- Elizka, chciałabym z tobą porozmawiać. Bez Enrique.
~.~
Wypuścił mnie z objęć i wyszłam z jego mamą na spacer, uśmiechnęła się co odwzajemniłam.
- Enrique jest przy tobie szczęśliwy.
- A ja przy nim. - uśmiechnęłam się. - Co prawda mam go czasem dość, ale go kocham.
- Kłócicie się?
- Miewamy ciche dni jak każda para. Teraz może ten pobyt Pedro w szpitalu wywołał dużo stresu i niepotrzebne kłótnie. Teraz wszystko wróciło do normy, myślimy o ślubie.
- Gdy weszłam do pokoju i był tylko Enrique to próbował zakryć siniaka na żebrach. Powiesz mi dlaczego go ma? Od niego tego nie wyciągnę, a martwię się o niego.
- Zasłonił Pedro swoim ciałem i obrywał za niego. Proszę mu nie mówić, że wie pani to ode mnie.
- Nie powiem, nie będę nawet zaczynała tego tematu. Mam jeszcze jedno pytanie. Jesteś w ciąży?
- Nie, zabezpieczamy się. Nie chcę teraz dziecka, Enrique też nie. Robiłam testy. Nie jestem.
Wróciłyśmy do domu, pocałowałem Enrique i poszłam do kuchni nalać sobie soku. Enrique mnie objął i pocałował mnie w szyję. Uśmiechnęłam się odwracając się do niego. 
- Mogę Cię dzisiaj porwać?
- Zależy gdzie.
- Niespodzianka, ale jeśli ze mną pójdziesz to nie pożałujesz.
- Skoro tak mówisz.
Pocałował mnie i posadził na stole.
- Chcę się z tobą kochać. - włożył rękę pod moją koszulkę. - Pragnę Cię mieć codziennie.
- Przestań. - zaśmiałam się. - Twoja mama jest w domu.
- O czym rozmawiałyście?
- A czy ja Ci robiłam przesłuchanie po rozmowie z Aną?
- Już jestem cicho. - pocałował mnie i odszedł.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic, złapałam się za brzuch. Tak, jestem w ciąży, ale boję się powiedzieć o tym Enrique. Nie chce mieć teraz dziecka. Wiem, że będę musiała mu powiedzieć, ale nie teraz. Boję się jego reakcji, tyle razy mówił, że nie chce mieć kolejnego dziecka. Wpadliśmy... Znowu. Cholernie się boję, po policzku spłynęły mi łzy. Wyszłam z łazienki, od razu podszedł do mnie Enrique i złapał za biodra. Spięłam się gdy złapał mnie za brzuch.
- Masz w sobie nasze dziecko prawda? Powiedz prawdę.
- Tak, będziemy mieć kolejne dziecko. - spłynęły mi łzy. - Przepraszam Enrique. - odeszłam.
Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku, po chwili przyszedł Enrique ze łzami w oczach. Podszedł do mnie, podwinął podkoszulek i pocałował brzuch.
- Cześć maleństwo. - spojrzał na mnie. - Tu tata. Czekamy tutaj na Ciebie. - rozpłakałam się. - Nie płacz skarbie. Kocham Cię. - pocałował mnie.
- Ja Ciebie też. Nie mówmy nikomu.
- Dobrze. - złapał mnie za brzuch. - Nie płacz, już wystarczy. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Bo bałam się twojej reakcji, nie chciałeś dziecka. Bałam się, że je odrzucisz, że je zostawisz.
- Nie mów tak nawet, to jest moje dziecko, chciane czy nie ale nigdy bym go nie zostawił. Rozumiesz? Nigdy w życiu nie zostawię własnych dzieci. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. 







Chester Bennington- może nie byłam wielką fanką zespołu Linkin Park, ale moje prawie całe dzieciństwo związane było z ich muzyką, potem można powiedzieć, że mi przeszło, ale od czasu do czasu zdarzało mi się ich słuchać. Do tej pory nie rozumiem dlaczego Chester to zrobił i chyba nigdy nie zrozumiem :( 
Spoczywaj w pokoju :'((

3 komentarze:

  1. Długo mnie tu nie było xd
    To jest śliczne :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Cudny rozdział, bardzo mi się podoba ^^
    Jejciu... wiesz co, mam mokro w oczach, kiedy napisałaś o Chesterze. Sama też nigdy nie byłam wielką fanką, ale jako paroletni dzieciak słuchałam ich piosenek, znając prawie wszystkie, które akurat wychodziły. Strasznie mnie zabolała informacja o jego śmierci. Szkoda go, bo był naprawdę niezwykłym muzykiem, ale czasami problemy potrafią za mocno przerosnąć człowieka...
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że im się już układa :)
    I każdy facet powinien się zachowywać tak jak Enrique :D
    Cudowny <3
    A co do Chestera to brak słów :( Nie rozumiem :(
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń