piątek, 25 listopada 2016

Diecisiete!

Gdy się obudziłem na nogach była tylko Eliza. Rozciągnąłem się i w samych bokserkach zszedłem na dół. Przywitałem się z Elizą długim pocałunkiem. Ubrałem się w biały podkoszulek i w spodnie dresowe i zrobiłem sobie kawę. Usiadłem obok Elizy i ją objąłem. Oparła głowę o moje ramię i złapała mnie za rękę. Posadziłem ją na swoich kolanach łapiąc za biodra, przygryzłem jej wargę i złączyłem nasze języki. W międzyczasie z góry zszedł Pedro z Anną, przywitaliśmy się z nimi, Pedro od razu poprosił mnie bym poszedł z nim do innego pomieszczenia. Wiedziałem o co mu chodzi, o wczorajszą akcję z samochodem. Podniósł wzrok na mnie i staliśmy w ciszy. Łączył słowa tak by wyszło z tego sensowne zdanie. Nie pospieszałem go, niech przemyśli to co ma powiedzieć. Podrapał się za głową i wypuścił powietrze. Myśli, że jestem na niego zły, nie jestem. Uśmiechnąłem się dodając mu odwagi.
- Przepraszam Cię stary za wczoraj. Gdyby nie ty to pewnie bym wsiadł do tego cholernego samochodu.
- Nie będę Ci prawić kazania, ale musisz skończyć z piciem lub ograniczyć. Doprowadzisz któregoś dnia do tragedii. Masz 25 lat, nie zniszcz sobie życia kryminałem. Nie chcę Cię odwiedzać za kratkami, a w najgorszym przypadku na cmentarzu. Przecież ja bez Ciebie nie wytrzymam. 
- Ja bez Ciebie też nie. - przytuliłem go. - Dziękuję. Skończę pić, nie napije się już ani kropli wódki. Nie zawiodę Cię kolejny raz.
- Wiem, kocham Cię bracie.
- Ja Ciebie też.
Wróciliśmy do dziewczyn, usiadłem obok Elizy i wziąłem łyk kawy, która była prawie zimna. Pedro wyciągnął alkomat z szuflady i wdmuchiwał powietrze dopóki urządzenie nie zapikało. Uśmiechnął się triumfalnie i rzucił do mnie alkomatem bym zobaczył trzy zera, które wykazał. Wskazałem na lodówkę gdzie były kluczyki do jego samochodu, wziął je i schował do kieszeni by potem usiąść między mną, a Anną. Włączyliśmy jakiś film, usłyszeliśmy dzwonek domofonu. Poprosiłem Pedro by otworzył, okazało się, że to był brat Pedro, Alexis. Dokładnie to przyszywany brat, ale jednak brat. Nie mieli ze sobą stałego kontaktu, ale się dogadywali. Prawda jest taka, że oddali by swoje życie gdyby któremuś coś się działo. Alexis miał problemy z prawem, dostał wyrok w zawieszeniu za pobicie. Pedro zawsze mu pomagał bo nie chciał by trafił za kratki. Do domu wszedł z podbitym okiem i zabandażowaną ręką. Czyli kolejny raz wpadł w kłopoty. Mimo, że ma kryminalną przeszłość to porządny z niego facet.
- Pedro, potrzebuję twojej pomocy. Mam kłopoty.
- Czyli nic  nowego, co się dzieję?
- Potrzebuję pieniędzy, muszę jutro spłacić długi inaczej będzie ze mną źle.
- Ile tym razem? Pięć tysięcy to jest góra co Ci mogę dać. Więcej nie dostaniesz.
- Piętnaście tysięcy. Wiem, że dużo, ale tylko ty możesz mi pomóc. Ostatni raz.
- Alexis nie, za dużo. Dostaniesz pięć tysięcy, resztę wykombinuj. Przeleję Ci na konto. Ostatni raz daję Ci pieniądze, już więcej nie dostaniesz. Nie jestem chodzącym bankiem.
- Dziękuję, coś wymyślę.
- I nie proś mnie już o pieniądze.
Wyszedł, a Pedro tylko westchnął. Tracił do niego cierpliwość. Już tyle raz prosił go o pieniądze, tyle razy mówił, że to ostatni raz, a mimo to dalej prosi go o gotówkę. Nie dziwię mu się, że traci przy nim nerwy. Usiadł obok mnie i wypuścił powietrze. Poklepałem go po plecach, wymusił uśmiech, o nie. tak nie będzie. Zaproponowałem by w czwórkę iść na spacer, a potem na hamburgera by poprawić Pedro humor, ta rozmowa wyprowadziła go z równowagi, próbował to ukryć, ale znam go zbyt długo by tego nie zauważyć. Wyszliśmy z domu, zamknąłem go i ruszyliśmy przed siebie, objąłem Elizę by mieć ją jak najbliżej siebie. Zaczęliśmy rozmawiać o naszym dzieciństwie. Pedro się rozchmurzył wspominając początki naszej przyjaźni, na szczęście trwa do teraz. Eliza tylko słuchała i śmiała się wspólnie z nami gdy Pedro wspominał rzeczy, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, momentami chciałem się zapaść pod ziemię ze wstydu, nie pozostawałem Pedro dłużny, kompromitowaliśmy się nawzajem przed dziewczynami. Przez te wszystkie lata mieliśmy dużo przygód, wstyd było o nich mówić, ale przyjemnie wspominać.
- Na prawdę to zrobiłeś? - zapytała Eliza cały czas się śmiejąc. - Jesteś obrzydliwy.
- No co? Cisnęło mnie, a byliśmy w samochodzie. - zawstydziłem się. - Nic mi nie pozostało jak odlać się przez okno. - na twarzy pojawił się burak.
- Nie zmarzł Ci? - cały czas się śmiała.
- Lato było. - zaśmiałem się. - Pedro się załatwiając sparzył się pokrzywą, a potem narzekał, że cały czas go swędzi.
Tym razem śmiechem wybuchła Anna, wskoczyłem na plecy Pedro i niósł mnie do samego fast foodu. Weszliśmy do środka, zajęli stolik, a ja poszedłem dla każdego po hamburgera i colę. Wróciłem gdy jedzenia miałem na tacce. Zaczęliśmy jeść, pierwszy zjadł Pedro, za nim ja. Eliza poprosiła mnie bym zjadł za nią bo sama już nie dała rady. Ubrudziłem się, Eliza wzięła serwetkę i wytarła ubrudzone miejsce na twarzy. Pedro z Anną wstali i pożegnali się z nami. Zostaliśmy sami, wyszliśmy z knajpy, złapałem Elizę za rękę. Po godzinie wróciliśmy do domu, złapałem Elizkę za tyłek i posadziłem na blat kuchenny. Pocałowałem ją by potem spojrzeć jej w oczy, była szczęśliwa, pryskała radością, taką chcę ją oglądać każdego dnia, uśmiech dodawał jej uroku, była piękna, ale z uśmiechem jeszcze piękniejsza, niczego jej nie brakowało, była idealna. Nie była chyba nawet świadoma jak bardzo jestem szczęśliwy gdy ona jest obok mnie, przytulona do mojej klatki piersiowej, witająca mnie z uśmiechem na twarzy. Taką chcę ją codziennie, uśmiechniętą, szczęśliwą.
- Kocham Cię. - szepnęła mi na ucho. - Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. - pocałowałem ją. - Ale w sumie...Najlepszym podziękowaniem będzie to, że jesteś przy mnie cały czas. To mi wystarczy.
- Świat jest chory. Tyle razy Cię spławiałam, próbowałam uciec, ale mimo to cały czas się spotykaliśmy. Gdyby nie Pedro...
- Gdyby nie Pedro to pewnie by nas tu teraz nie było. To było przeznaczenie. Bardzo Cię kocham.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, ignorowaliśmy go, ale cały czas dzwonił, niechętnie otworzyłem, a na przeciwko mnie stał ojciec. Od razu zamknąłem drzwi, nie chciałem z nim rozmawiać, nienawidzę go. Zwyzywał mnie od frajerów, chujów, wykrzyczał mi prosto w twarz co tak długo w sobie dusił. Nie zabolało mnie to, zabolało mnie gdy nazwał Elizę dziwką, morderczynią czy alkoholiczką. Wtedy mu przywaliłem, oddał mi, wykrzyczałem mu, że go nienawidzę i wyszedłem. Zastanawiało mnie tylko skąd wiedział o aborcji, kto mu powiedział, czy ją zna czy tylko zdążył ją sprawdzić. Nigdy mu nie pasowało z kim się spotykałem, dla niego idealna była tylko Sara, a okazała się największą suką. Gdy zobaczyłem, że samochód odjechał otworzyłem drzwi i śledziłem go dopóki nie zniknął za zakrętem. Ubrałem buty i wziąłem bluzę. Elizie powiedziałem, że do godziny będę z powrotem. Odjechałem z piskiem opon i skierowałem się w stronę banku. Wypłaciłem z konta dziesięć tysięcy i pojechałem do Alexisa. Po dwudziestominutowej jeździe byłem na miejscu. Wysiadłem i skierowałem się do domu, zapukałem i wszedłem do środka. Chyba się mnie spodziewał najmniej. Przywitałem się z nim i od razu przeszedłem do konkretów.
- Trzymaj. - wręczyłem mu pieniądze owinięte w czarną folię.
- Co to jest?
- Dziesięć tysięcy, które Ci brakuje. Spłać te długi i skończ z tym, proszę Cię.
- Nie mogę tego przyjąć, to za dużo. Przecież ja Ci nie będę w stanie tego oddać.
- Będziesz oddawał w ratach gdy będziesz miał. Jakoś się dogadamy. - uśmiechnąłem się. - Weź je i nie mów Pedro, że to ode mnie. Prosił bym nie dawał Ci żadnych pieniędzy.
- Dziękuję, nie powiem.
Uśmiechnąłem się i wyszedłem. Wracałem powoli do domu, po drodze wstąpiłem do kwiaciarni. Wszedłem do domu z bukietem jakichś tam kwiatów, nie znałem się na tym, kwiaty to nie moja działka. Stanąłem na przeciwko Elizy i wyszczerzyłem się jak głupi do sera. Wręczyłem je Elizie i ją pocałowałem.
- Coś przeskrobałeś?
- Od razu przeskrobałem. Własnej dziewczynie kwiatów nie mogę kupić? Bądź tu człowieku romantyczny.
- Dziękuję. - wskoczyła mi na szyję. Jesteś kochany. - pocałowała mnie. - Kocham Cię. 
- Wiesz, że jesteś najlepszą osobą, którą spotkałem?
- Mówisz to każdej dziewczynie, z którą byłeś?
- Nie, jesteś pierwsza. I zapewne ostatnią. - pocałowałem ją. - Chcę się z tobą męczyć do końca. 
- Nie wiesz na co się piszesz. - uśmiechnęła się. - Jesteś tego pewien?
- Zaryzykuję. - zaśmiałem się. - Chcę Cię cały czas mieć przy sobie, chcę Cię każdego ranka, każdego wieczoru. Nie chcę nikogo innego. 
Przytuliłem ją do siebie, poczułem, że moja biała koszulka robiła się mokra, nie były to łzy smutku tylko radości, podniosłem jej podbródek i pochłonęliśmy się w długi pocałunek. 







poniedziałek, 14 listopada 2016

Dieciséis!

Eliza długo płakała gdy usłyszała to wszystko z ust mojego... ojca? Mogę go tak nazwać? Byłem u niego, pokłóciliśmy się jeszcze bardziej. To było nasze ostatnie spotkanie, nie mam zamiaru się z nim już kontaktować. Nie po tym jak zwyzywał Elizę i mnie. Dobrze, że tego nie słyszała.
- Nadal Cię to boli? - przejechała kciukiem po sińcu, który został pamiątką po ojcu.
- Nie tak bardzo. - złapałem ją za rękę i lekko się uśmiechnąłem. - Bywało gorzej.
Przytuliłem ją do siebie i złapałem za tyłek. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w nos. Chciałem odpocząć od tego wszystkiego, odpocząć przed grudniową trasą, z daleka od domu i tylko z Elizą. Bez zbędnych osób. Odpaliłem laptopa i włączyłem oferty podróży. Było dużo ciekawych miejsc, a ja nie mogłem się zdecydować, w które miejsce jechać. Tokio, Oslo, Rzym, Budapeszt czy Chicago. Nie wiedziałem co wybrać. Eliza usiadła mi na kolanach i spojrzała na mnie z zapytaniem. Wytłumaczyłem jej co planuje, zmieszała się bo nigdy nie była za granicą. Najwyższa pora spełnić jej marzenie. Objąłem ją i kazałem jej wybrać ofertę. Robiła to niepewnie, nie chciała nic mówić, ale wiedziałem, że nie chcę bym wszystko opłacał. Zatrzymała się na Paryżu. Wszedłem w ofertę, wszystko przeczytałem i wykonałem telefon by zarezerwować dwa bilety na następny tydzień.
- Co ty robisz?
- Chcesz do Paryża, to pojedziemy do Paryża.
- Nie mogę.
- Możesz, możesz.- pocałowałem ją.
Usiadła na biurku i cały czas na mnie patrzyła. Stanąłem na przeciwko niej i pocałowałem. Zaplątała nogi wokół mojego pasa i przybliżyła mnie do siebie. Zabrałem ją na ręce i położyłem na sofie. Ściągnęła moją bluzę i pocałowała. Włożyłem pod jej koszulkę rękę, która znalazła się na jej piersiach. Przygryzła dolną wargę i oparła się na łokciach. Pocałowała mnie i do domu wszedł Pedro.
- Cześć gołąbeczki. - zeskoczyłem z sofy jak poparzony. 
- Pedro! - zawstydziliśmy się. - Puka się do cholery!
- Spokojnie, nie bij. - zaśmiał się. - Co tam mordy? Co robicie dzisiaj wieczorem? Bzykacie się bo chyba wam przeszkodziłem?
- Pedro! Nie mamy planów. - spojrzałem na Elizę.
- Co wy na to by wybrać się do kina w czwórkę? Anna chcę Cię poznać. Hm? 
- Możemy iść. Do roboty nic nie mamy.
- Przyjedziemy po was o 20.
- To czekamy.
- Nie krępujcie się następnym razem jak się będziecie lizać gdy ja przyjdę, ale pikantnych szczegółów możecie mi już oszczędzić.
- Uduszę Cię Pedro, chyba Anna na Ciebie czeka, powinieneś już iść.
- Wypraszasz mnie? Mnie się nie wyprasza, mnie się wita z otwartymi rękami, a ty nigdy mnie tak nie przywitałeś. - udawał oburzonego.
- Bo nie zasłużyłeś.
- O ty gnido! - wskoczył mi na plecy. - Wiesz, że jak mnie wkurzysz to się wygadam i z niespodzianki nici. - szepnął mi na ucho. - Uważaj.
- Lepiej trzymaj język za zębami jeśli chcesz nadal mieć taką ładną buźkę. - uśmiechnąłem się i zrzuciłem go z pleców.
- Dobra, spadam, a wy dokończcie to co zaczęliście. O 20 będziemy u was.
- Idź już. - wyprowadziłem go za drzwi. - Nie mam siły do tego faceta.
- Słyszałem!
Zaśmialiśmy się z Elizą i podszedłem do niej. Zabrałem ją na ręce i zaprowadziłem do sypialni. Położyłem ją na łóżku i złączyłem nasze języki. Włożyłem rękę pod jej spodnie dresowe i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Przekląłem pod nosem, ale nie zamierzaliśmy iść otworzyć. Ściągnąłem spodnie Elizy i przejechałem jej krocze moim przyjacielem. Przygryzła dolną wargę i ściągnęła mój podkoszulek, który wylądował na podłodze. To samo zrobiłem z jej podkoszulkiem. Zacząłem ją całować po szyi,  obojczyku zatrzymując się na piersiach. Pozbyłem się jej bielizny i swoich spodni razem z bokserkami. Wzięła mojego penisa do rąk, spojrzała na mnie i wzięła całą długość do ust. Jedną ręką bawiłem się jej kroczem, wydała z siebie cichy pomruk na co się uśmiechnąłem i ją pocałowałem. Rozłożyła nogi na znak bym złączył nasze ciała w jedną całość. Wykonałem wolne pchnięcia, owinęła nogi wokół pasa, a ręce wylądowały na karku. Pocałowała mnie, a ja przeszedłem do szybszych pchnięć. Wydawała z siebie ciche jęki. Zabrała mojego penisa i chwilę się nim bawiła po czym kolejny raz zabrała go do ust. Nachyliła się nade mną i pocałowała. Zmęczona położyła się na poduszce, zamknęliśmy oczy i zasnęliśmy. Obudziła mnie zimna woda, która wylądowała na mojej twarzy. Pedro się zaśmiał i spojrzał na ubrania, które były porozrzucane po całej sypialni. Uniósł brwi i spojrzał na nas jak na idiotów.
- Widzę, że dzień spędziliście ambitnie, wstawajcie gołąbeczki.
- Co tu robisz? Miałeś być o 20.
- Jest 20:04. Wstawajcie.
- To może wyjdź? Chcemy się ubrać. Daj nam 15 minut.
- Racja, nie mam zamiaru oglądać twojego małego sprzętu.
- Nie jest taki mały. -głos zabrała Eliza i położyła głowę na mojej klatce piersiowej.
- Na pewno większy od twojego, Pedro.
- Anna jakoś nie narzeka.
- Eliza też nie. Możesz wyjść?
Wyszedł z pokoju, a my cali nadzy wbiegliśmy do łazienki za ścianą. Postanowiliśmy skorzystać z jednego prysznica. Włączyłem ciepłą wodę i przywarłem Elizę do ściany prysznica i pocałowałem. Zablokowałem jej ręce i nie przestawałem jej całować.
- Musimy iść. Pedro na nas czeka.
- Poczeka jeszcze pięć minut, nic mu się nie stanie.
- Enrique, musimy iść. - pocałowała mnie i wyszła spod prysznica.
Ubraliśmy się i wyszliśmy z łazienki. Pedro spojrzał na nas z politowaniem. Zaśmialiśmy się i pocałowałem Elizę w policzek.
- Dłużej się nie dało? - wzruszyłem ramionami. - Chodźcie bo Anna zanudzi się zaraz w samochodzie.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Zapoznałem się z Anną i przybliżyłem do siebie Elizę. Zaplątaliśmy swoje dłonie i pocałowałem ją w zewnętrzną stronę dłoni. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. Po kilkunastu minutach byliśmy w kinie. Wybraliśmy wspólnie film i zajęliśmy miejsce na samej górze. Kazałem Elizie usiąść na kolanach, objąłem ją i pocałowałem. Próbowaliśmy skupić się na filmie, ale początkowo nam to nie wychodziło, byliśmy skupieni na sobie. Dopiero po jakichś trzydziestu minutach wzięliśmy się za oglądanie filmu. Po ponad dwóch godzinach wyszliśmy z kina. Wskoczyłem Pedro na plecy, jęknął z bólu i złapał mnie za nogi. Zeskoczyłem po paru metrach i wszedłem pomiędzy dziewczyny. Pocałowałem Elizę i ją objąłem. Anna dołączyła do Pedro i szli kawałek przed nami. 
- Gołąbeczki, a wujkiem kiedy zostanę?
- Ty nim nie zostaniesz. Dać dziecko pod twoją opiekę to strach. Ja Ci się psa bałem dać, a co dopiero małe dziecko.
- Grabisz sobie. Zaraz się może wszystkiego dowiedzieć. Chcesz?
- Możesz się już zamknąć? 
- O czym dowiedzieć? - spojrzała na mnie i uniosła brwi.
- Takie tam nasze męskie sprawy.
Wskazałem Pedro, że go zabiję, zaśmiał się i w czwórkę wsiedliśmy do samochodu, szepnąłem tylko Pedro na ucho "zabiję Cię" i odjechaliśmy do jakiegoś klubu. Sanchez wybierał, on się na tym zna. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce przy barze. Zamówiliśmy po drinku dla każdego. Po dłuższej chwili przed nami stała już druga kolejka. Zabrałem Elizę na parkiet, dołączyli do nas Anna z Pedro. Objąłem Elizę i wtopiliśmy się w tłum. Przetańczyliśmy kilka szybkich piosenek, przyszła pora na wolniejszą. Przybliżyłem do siebie Elizę, przytuliła się do mnie i kołysaliśmy się do rytmu. Po drugiej w nocy wyszliśmy z klubu. Pedro otworzył samochód i chciał wsiąść za kierownicę.
- Pedro, co ty robisz? Piłeś. Niedoczekanie, że pojedziesz.
- Daj spokój, to tylko kawałek. - odpalił samochód.
- Zgaś samochód i oddaj mi kluczyki. Chcesz się zabić, a przy okazji niewinnych ludzi? Pomyśl trochę, chłopie. Myślenie nie boli. 
Oparł się głową o kierownicę i chyba powoli do niego docierało co chciał zrobić. Spojrzał na mnie z nadzieję, że nie będę na niego krzyczeć. Krzyczeć nie, ale porozmawiać muszę. Któregoś dnia przez własną głupotę coś mu się stanie.
- Przepraszam, jestem idiotą do kwadratu.
- Chodź chłopie. - poklepałem go po ramieniu. - Pogadamy o tym później. Chodźcie do domu.
- Klucze od domu są w samochodzie.
- Przenocujecie razem u nas. Jak wytrzeźwiejesz to pójdziesz po samochód i przy okazji porozmawiamy w cztery oczy, poważnie.
- Dziękuję.
Bezpiecznie doszliśmy do domu, Pedro z Anną zajęli pokój obok nas. Położyłem się na łóżku, a po chwili doszła do mnie Eliza. Pocałowałem ją na dobranoc i przytuliłem do siebie. Szybko zamknęliśmy oczy i równie szybko zasnęliśmy. 







Jeszcze namieszam xD



Jeju jeszcze miesiąc do koncertu *.*

czwartek, 10 listopada 2016

Quince!

Eliza chyba nawet nie jest świadoma jak bardzo jestem szczęśliwy, że się odważyła, że przestała się bać. Każdego dnia rano wita mnie uśmiechem na twarzy i długim pocałunkiem. Cieszyło mnie to, że przestała myśleć o matce, nie płacze już po nocach. Powoli się oswaja, że straciła też matkę. Byłem przy niej gdy mnie potrzebowała. Każdego dnia zbliżamy się do siebie jeszcze bardziej. Staraliśmy się unikać kłótni czy sprzeczek z byle powodu. O wszystkim sobie mówiliśmy, no prawie. Mam dla niej niespodziankę, ale jest do niej jeszcze dużo czasu. Muszę wszystko pozałatwiać, wykonać kilka telefonów. Mam nadzieję, że niczego nie wywęszy. Tylko Pedro wie co kombinuje. Obiecał, że nic nie powie, ale z jego obietnicami bywało różnie. Czasami mu się wymsknie, ale mam nadzieję, że będzie trzymał język za zębami. Pedro, trzymam Cię za słowo, nie zawiedź mnie. Ma do mnie jakąś sprawę, nie rozmawiałem z nim jeszcze. Jakoś nie było okazji, a stwierdził, że to nie rozmowa przez telefon. Znowu coś zrobił? Jeśli tak to ja się poddaje, nie mam już siły do tego faceta. Obym się mylił. Kolejnej szansy już nie dostanie. Każdy zasługuje na drugą szansę, na trzecią już nie. Sanchez o tym wie. Nie wybaczyłem mu tego wszystkiego, ale nie chciałem by ta przyjaźń się zakończyła. Teraz robi wszystko bym mu to wybaczył w 100%. Widzę, że mu zależy. Postanowiłem, że dzisiaj zadzwonię też do ojca. Dużo nad tym myślałem i chyba najwyższa pora do niego iść, ale najpierw pojadę do Pedro. On ma pierwszeństwo. Zabrałem telefon i kluczyki do samochodu. Wsiadłem za kierownicę i odjechałem w kierunku domu Pedro. Bez zapowiedzi, ale mam nadzieję, że będzie w domu. Po kilku minutach stałem już pod jego drzwiami. Otworzył mi i stał się nerwowy, a jego ręce zaczęły się trząść. O co chodzi? Co jest grane? Znowu coś odwalił?
- Co się dzieje?
- Dzwonił do mnie twój ojciec, chciał się spotkać. Spotkałem się z nim wczoraj.
- Co chciał? - zapadła cisza. - Pedro? Co Ci powiedział?
- Mam Cię odizolować od Elizy... To znaczy mam was rozdzielić.
- Dlaczego? Co za to byś miał?
- Mówił, że zna Elizę, że Cię okłamuje, oszukuje. Chciał mi za to zapłacić.
- Dzięki, że mi to powiedziałeś. - wyszedłem wściekły.
- Jadę z tobą, ja prowadzę. - wyszedł za mną i wsiadł za kierownicą. - Nie będziesz prowadził w takim stanie.
Wsiadłem na miejscu pasażera i oddałem mu kluczyki. Nie musiał pytać gdzie chcę jechać, od razu skierował się do domu mojego ojca. Nie zamieniliśmy żadnego zdania. Widział, że z każdym przejechanym kilometrem jestem jeszcze bardziej zdenerwowany. Po prawie czterdziestu minutach byliśmy na miejscu. Poprosiłem Pedro by został w samochodzie. Wściekły wszedłem do domu. Byłem tak wściekły, że nie zwróciłem uwagi na gościa, którego miał.
- Czego od nas chcesz? Odwal się od Elizy!
- To nie jest dziewczyna dla Ciebie, spójrz jak ona wygląda. Ona zabiła własne dziecko!
- A wiesz dlaczego to zrobiła?! Bo to było dziecko gwałciciela! Wiem o tym, powiedziała mi! Już ją sprawdziłeś?!
- Znajdź sobie dziewczynę na swoim poziomie, synu.
- Nie nazywaj mnie swoim synem! Elizę pokochałem taką jaką jest, nie musi Ci się to podobać! Skąd wiesz o aborcji? Pedro Ci powiedział czy może to ty ją zgwałciłeś?! - po tych słowach dostałem po twarzy. - Nienawidzę Cię! Odwal się od nas i od Pedro!
Wyszedłem z domu i wszedłem na tylne siedzenie samochodu i położyłem się na nich. Rozpłakałem się jak małe dziecko. I ja chciałem się z nim pogodzić? Jestem idiotą. Pedro zatrzymał się kilka kilometrów od domu mojego ojca. Wysiadł i otworzył tylne drzwi by usiąść obok mnie. Próbował mnie pocieszyć, uspokoić, ale nic z tego nie wyszło. Poprosiłem by odwiózł mnie do domu, nie odzywaliśmy się przez całą drogę, nie wiedzieliśmy co nawet powiedzieć. Zaparkował samochodem pod domem i wysiedliśmy. Podziękowałem mu i trzaskając drzwiami wszedłem do domu. Spojrzałem na Elizę przez załzawione oczy.
- Co się stało? Pedro coś znowu?
- Nic!
- Enrique, przecież widzę!
- Daj mi spokój!
Zamknąłem drzwi przed jej nosem, od razu tego pożałowałem, ale nie miałem zamiaru teraz wyjść by ją przeprosić. Położyłem się na łóżku i pozwoliłem by pojedyncze łzy spłynęły na poduszkę. Skąd on zna Elizę? Czy wie coś o niej czego ja nie wiem? Byłem głupi, że chciałem się z nim pogodzić. Nie żałowałem tego co powiedziałem, powiedziałem to co mi przyszło na myśl. Myśleć, że mój własny ojciec zgwałcił moją dziewczynę. To jest chore. Mimo, że dostałem mocno po twarzy to nie żałowałem wypowiedzianych przez siebie słów.
~.~
Zadzwoniłam do Pedro i dowiedziałam się co się stało. Nie wiedziałem, że pojechał się z nim spotkać. Mieli się pogodzić, a pokłócili się jeszcze bardziej... o mnie. Zapukałam do sypialni, nie dostałam odpowiedzi, ale weszłam do środka. Słychać było tylko jego szloch. Nie widziałam go nigdy w takim stanie. Usiadłam obok niego i gładziłam go po ręce. Odwrócił się i spojrzał na mnie wymuszając uśmiech. Nie wiedziałam jak go pocieszyć, nie byłam w stanie. Przytuliłam się do niego, nie wiedziałam co mam zrobić by się uśmiechnął. Pocałował mnie i zaplątał nasze dłonie. 
- Przepraszam Cię za to, że tak na Ciebie niepotrzebnie naskoczyłem. Nie będę się usprawiedliwiał. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Miałeś prawo być wściekły. Wiem o wszystkim. Pedro mi powiedział.
- Był tutaj?
- Zadzwoniłam do niego.
Przytulił mnie tak mocno jak kiedyś, jakby bał się, że stąd wyjdę i już nie wrócę. Nie chciałam tego robić. Szepnął mi do ucha "kocham Cię", lekko się uśmiechnęłam co odwzajemnił. Złączyłam nasze usta w długi pocałunek, a on posadził mnie na sobie. Patrzył mi cały czas w oczy jakby szukał w nich odpowiedzi na jego pytanie, którego nie chciał zadać. Nadal miał łzy w oczy. Bardzo to przeżył, chyba minie dużo czasu by przyjął do wiadomości to co chciał zrobić jego ojciec wykorzystując do tego Pedro. Schował twarz w dłoniach, nie wiedział co ma robić, nie wiedział jak się zachować, co powiedzieć. Nic nie wiedział. Przytulił mnie kolejny raz do siebie i pocałował w szyję. Patrzyłam mu cały czas w oczy, po policzku spłynęły mu łzy, które starłam kciukiem lekko się do niego uśmiechając. Pocałował mnie i kolejny raz wymusił uśmiech. Nie wiem co mam robić by na chwilę o tym zapomniał.
- A ja głupi chciałem się z nim pogodzić.
- Nie myśl na razie o nim.
- Łatwo powiedzieć. Gdyby to był... - w porę ugryzł się w język. - Dobra, nie ważne.
- Gdyby to był mój ojciec to zerwałabym kontakt bo nie chciałabym go znać. Ty zrobisz to co uważasz za słuszne.
- Nie chcę ojca, który próbuje zniszczyć wszystko co kocham wykorzystując do tego mojego przyjaciela.
- Co masz zamiar zrobić?
- Spotkać się z nim ostatni raz i zapomnieć, że mam ojca? Nie wiem. Nie chcę podjąć decyzji, której potem będę żałować. - złapał mnie za rękę. - Dlaczego tak jest, że jedno zaczyna Ci się układać to drugi pieprzyć?
- Nie odpowiem Ci na to pytanie bo sama nie znam na nie odpowiedzi.
- Zostawisz mnie samego? Przyjdę do Ciebie, muszę to wszystko przemyśleć.
Wyszłam z sypialni zostawiając go samego.
~.~
Od dwudziestu minut siedzę na łóżku i zastanawiam się co mam zrobić, co mam powiedzieć, jak się zachować. Nie wiedziałem co mam robić. Zszedłem do salonu, Eliza siedziała na sofie i oglądała telewizor. Uśmiechnęła się na mój widok i podeszła do mnie. Złapała mnie za rękę i się uśmiechnęła, Wyszliśmy z domu i postanowiliśmy się gdzieś przejść, spacer dobrze mi zrobi. Objąłem Elizę i ruszyliśmy przed siebie. Stanąłem na przeciwko niej i pocałowałem. Eliza wskazała palcem na Pedro, który kłócił się z moim ojcem. Podeszliśmy do nich.
- Nie pozwolę Ci zniszczyć tego co Enrique kocha najbardziej! Już raz chciałem ich rozdzielić, prawie mi się udało i teraz tego żałuję bo prawie stracił kobietę, którą kocha, a ja prawie straciłem najlepszego przyjaciela! Drugi raz nie popełnię tego błędu!
- Ile chcesz? Pięćdziesiąt tysięcy? Sto?
- W dupę sobie wsadź te pieniądze! Nie zrobię tego!
- Naprawdę myślisz, że mając pieniądze to możesz kupić wszystko i przekupić wszystkich? - wtrąciłem się gdy zorientowali się, że stoimy za nimi. - Co Eliza Ci zrobiła, że tak bardzo chcesz nas rozdzielić?
- Spójrz na jej ciało, ma same cięcia i blizny. Przynosisz sobie tylko wstyd. Zwykła dziwka, która leci na twoje pieniądze. 
Eliza wydostała się z moich objęć i odeszła z płaczem. Kazałem Pedro by pobiegł za nią. Gapiłem się na ojca z nienawiścią.
- Właśnie straciłeś syna. Odwal się od naszej trójki.
Odszedłem i pobiegłem do Pedro i Elizy. Była przytulona do Pedro i płakała. Przytuliłem ją mocno do siebie. Otarłem jej spływające słone łzy po policzku. W trójkę szybko wróciliśmy do domu. Chciałem porozmawiać z Pedro o tym wszystkim. Zawsze stawał po mojej stronie, teraz mam nadzieję, że będzie tak samo bo będę potrzebował jego pomocy. 







wtorek, 1 listopada 2016

Catorce!

Od miesiąca wszystko nam się układa, nie mamy żadnych sprzeczek, nie tracimy nerwów, nie ma między nami ostrych wymian zdań, których byśmy potem żałowali. I tak może być do końca życia, szkoda, że to niemożliwe. Z Pedro dogadujemy się świetnie, nie nadużył mojego zaufania, jeszcze. Mam nadzieję, że już nigdy tego nie zrobi. Zaczął się spotykać z Anną, nie miałem okazji jeszcze jej poznać, choć mam nadzieję, że szybko ją poznam. Chcę wiedzieć kto namieszał Pedro w głowie. Wszystko się powoli układał. Eliza zerwała całkowicie kontakt ze swoją matką, wiem ile ją to kosztowało. Dużo płakała w nocy, wychodziła z sypialni bym nie słyszał, ale gdy tylko poczułem, że wychodzi z łóżka to wstawałem i szedłem za nią. Byłem przy niej cały czas. Siedziałem z nią tyle ile było trzeba, wtuleni w siebie i rozmawiając. Wiem jak to jest stracić kontakt z rodzicem. Na początku jest to trudne, a później to już przyzwyczajenie. Mam nadzieję, że w przypadku Elizy będzie tak samo. Usłyszałem jak schodzi po schodach , odwróciłem się i uśmiechnąłem. Włosy miała rozczochrane, ubrana była tylko w moją koszulkę, która grała jej piżamę. Wyglądała uroczo. Podszedłem do niej i pocałowałem ją na przywitanie. Zrobiłem jej kawę i śniadanie. Dosiadłem się do niej. Pomogłem jej zjeść posiłek, nie byłem zbyt głodny, ale całej zawartości sama by nie zjadła. Chyba trochę przesadziłem z ilością. Podniosła się i sięgnęła po szklankę, koszulka jej się podwinęłam co spowodowało, że było widać jej pośladki. Przygryzłem dolną wargę i się uśmiechnąłem. Nalała sobie soku i położyła się na moich kolanach. Jedną ręką złapałem jej płaski brzuch, a drugą bawiłem się jej włosami.
- Dlaczego taki jesteś?
- To znaczy jaki?
- Dla każdego chcesz dobra, chcesz by byli szczęśliwi, a nie skupiasz się na sobie,
- Jestem szczęśliwy. Mam Ciebie, mamę, odzyskałem Pedro.
- A ojciec? Powinieneś do niego iść, powiedziałeś, że się z nim skontaktujesz, on na Ciebie czeka.
- Niby tak, ale nie wiem czy jestem gotowy by do niego iść.
- A kiedy będziesz pewny?
- To nie jest takie proste.
Nigdy nie chciałem z nikim być skłócony, szczególnie z rodziną. Ojciec sam zaczął mieć do mnie pretensję, najgorsze jest to usłyszeć od rodzica, że nie widzi w tobie nadziei, że nie osiągniesz celu. Postawiłem sobie cel, że utrę mu nosa i osiągnę swój wymarzony cel. I wtedy rozpętałem piekło. Pójdę do niego, nie wiem kiedy, ale na pewno pójdę. W końcu to mój ojciec. To jest trudne, wybaczyć mu to wszystko od razu, ale porozmawiać nie zaszkodzi. Eliza trochę racji ma. Próbuje mnie jakoś przekonać, ale sam będę musiał chcieć. Jestem uparty, nie przekona mnie. Nawet jakby bardzo się starała. Zabrałem Elizę na ręce, położyłem ją na sofie. Oparła się na łokciach i splątała nasze języki. 
- Muszę iść do studia. - posmutniałem. - Dzisiaj robimy ostatnie poprawki i będę cały czas w domu.
Podniosłem się i wyszedłem.
~.~
Zostałam sama w domu, chciałam trochę posprzątać, zrobić zakupy i obiad. Enrique gdy wróci pewnie będzie zmęczony. Zawsze daje z siebie 100%, jest tym zmęczony, ale kocha to co robi i nawet nie myśli o przestaniu śpiewać czy dawaniu koncertów. To jest jego życia i trzeba to zaakceptować. Jest szczęśliwy gdy jest na scenie. Zapomina o wszystkim. Cieszy się tylko tą chwilą. Sprawia wielu ludziom radość, spełnia marzenia. Jak każdy człowiek ma swoje wady, jest strasznym bałaganiarzem i czasami marudzi. Ale porządny z niego obywatel. Włączyłam muzykę i zabrałam się za sprzątanie domu, zaczęłam od kuchni, lepiej mieć ją z głowy. Zemdliło mnie gdy wyciągnęłam z lodówki spleśniały ser, ohyda. Wyrzuciłam wszystkie nieświeże jedzenie do kosza worek ze śmieciami wyniosłam do kosza na dworze. Znalazłam jego telefon, Enrique bez telefonu, nie wierze. Odłożyłam go na półkę i kończyłam sprzątać kuchnie. Po jakiejś godzinie dom był w miarę ogarnięty. Usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem drzwi, w których był Pedro ze swoją dziewczyną. Przywitałam się z nim i zapoznałam się z Anną. Nalałam im soku i dosiadłam się do nich.
- Jest Enrique? Mam do niego sprawę.
- Nie ma, jest w studiu. Szybko się go chyba nie doczekasz. Kończy dzisiaj pracę z Pitbullem.
- Nie mówiłeś, że znasz się z Iglesiasem. - głos zabrała Anna.
- Nie było okazji. - zaśmiał się. - Nie będziemy Ci zawracać głowy, przekażesz Kike, żeby się ze mną skontaktował?
- Pewnie, do zobaczenia.
Wyszli, a ja zabrałam się za przygotowywane obiadu. Szybko zrobiłam naleśniki z serem i polewą czekoladową.
~.~
Szukałem spanikowany telefonu, przecież zawsze mam go przy sobie. Pitbull zaczął się ze mnie śmiać. Zacząłem go podejrzewać, że to on znowu mi go zabrał. Byłem przekonany, że go tutaj miałem. Przygotowywaliśmy się do wyjścia, przekląłem gdy nie znalazłem go w kieszeniach od bluzy. Zrezygnowałem z poszukiwań i wsiadłem do samochodu. Wskoczyłem jeszcze do sklepu i wróciłem do domu.
- Już jestem. - odłożyłem kluczyki od samochodu. - Elizka?
Wyszła z łazienki owinięta w ręcznik. Przywitałem się z nią długim pocałunkiem. 
- Cześć skarbie.
- Cześć. Pedro był tutaj z Anną, ma jakąś sprawę do Ciebie. I zostawiłeś telefon w domu.
- Byłem przekonany, że go zgubiłem
- Mam dla Ciebie niespodziankę. Chodź.
Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i zrzuciła z siebie ręcznik. Przygryzłem dolną wargę. Pocałowała mnie i ściągnęła moją bluzę. Zabrałem ją na ręce i się uśmiechnąłem. Położyłem ją na łóżku i pocałowałem.
- Jesteś tego pewna? Nie chcę byś potem tego żałowała.
- Tak. - pocałowała mnie. - Nie będę.
Pozbyłem się ubrań, które wylądowały na ziemi. Jedna ręka powędrowała do jej krocza, pocałowałem ją w szyję zjeżdżając na piersi i brzuch. Uśmiechnęła się i zabrała mojego przyjaciela do ust. Po chwili cała długość znajdywała się w jej jamie ustnej. Powoli w nią wszedłem. Wykonałem kilka wolnych pchnięć, wydawała z siebie ciche jęki. Pocałowałem ją i przeszedłem do szybszych pchnięć. Nie chciałem też przesadzać. Zaplatała dłonie w moich włosach i przyciągnęła mnie do siebie by złączyć nasze języki w długi pocałunek. Spojrzałem jej głęboko w oczy, pryskały radością, na jej twarzy cały czas gościł uśmiech. Położyłem się obok niej, a jej głowa momentalnie znalazła się na mojej klatce piersiowej. Mocno złapała mnie za rękę. Uśmiechnąłem się i pocałowałem w czubek głowy.
- Kocham Cię.
Eliza zamknęła oczy i po chwili zasnęła. Podniosłem się starając się jej nie obudzić. Zabrałem wszystkie ubrania z podłogi i poszedłem pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła wszystkie moje mięśnie. Po kilkunastu minutach wyszedłem, wysuszyłem się i ubrałem. Stanąłem na przeciwko lustra i sam do siebie się uśmiechnąłem. Wyszedłem z łazienki i wróciłem do sypialni. Położyłem się koło Elizy i przytuliłem ją do siebie. Wymamrotała coś pod nosem na co się zaśmiałem. Czekałem aż się obudzi. Mam nadzieję, że nie będzie żałowała tego co się wydarzyło. Boję się, że przeze mnie wrócą do niej wszystkie wspomnienia, o których powoli zapomina. Nie zrobiłem nic wbrew jej woli. Z jednej strony się cieszę, że się odważyła, a z drugiej jest ta niepewność. Nie chcę by przeze mnie płakała, a w najgorszym przypadku znowu się pocięła. Nie chcę tej dziewiętnastej blizny na jej ciele. Nie wybaczę sobie jeśli jakiekolwiek cięcie będzie przeze mnie. Po godzinie otworzyła oczy, na mój widok na twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.
- Nie żałujesz?
- Nie. Wystarczająco długo już czekałeś. Dziękuję, że nie naciskałeś. 
- Wiem, że wracały do Ciebie wspomnienia, o których chcesz zapomnieć. Nie chciałem Cię do niczego zmuszać dlatego dałem Ci tyle czasu ile potrzebowałaś. Nie chcę byś cierpiała przeze mnie.
- Jesteś kochany. Chciałam Ci jeszcze podziękować za to wszystko co dla mnie zrobiłeś. Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, gdy chciałam skoczyć, nie oceniłeś mnie jak inni.
- Nigdy nie oceniam ludzi po przeszłości bo teraźniejszość jest inna. I każdy człowiek ma coś dobrego. Ty też. - pocałowałem ją.