czwartek, 29 grudnia 2016

Veintidós!

Pakowałem się na trasę, na którą wylatuję wieczorem, Eliza pomagała mi w tej czynności, widziałem, że nie była szczęśliwa, że wylatuję. Wie, że to kocham, ale zatrzymałaby mnie gdyby mogła ze względu na rękę. Brałem tabletki przeciwbólowe, nie czułem bólu. Gdy byłem już spakowany przytuliłem do siebie Elizę, ten dzień chciałem spędzić z nią, ale dam sobie rękę uciąć, że Pedro przyjdzie w najbliższym czasie.
- Boję się o Ciebie Enrique. - spojrzała mi w oczy. - Boję się, że coś Ci się stanie.
- Nie martw się, nic mi nie będzie. Wrócę za tydzień cały i zdrowy. Będę do Ciebie dzwonił jak tylko będę mógł.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - pocałowałem ją.
- Uważaj tam na siebie.
Wyściskałem ją i pocałowałem, widziałem jak się bała, próbowała to ukryć, widać to wszystko. Uspakajałem ją, zapewniałem, że nic mi się nie stanie. Na marne. Wtuliła się we mnie i rozpłakała, gładziłem ją po plecach, pocałowałem ją w czubek głowy. Uspokoiłem ją trochę, ale nie wypuściłem z uścisku, była przytulona do mojej klatki piersiowej, poczułem, że wyciera nos o moją koszulkę, dzięki skarbie. Spojrzałem jej w oczy, miała zaszklone. Pocałowałem ją i posadziłem na swoich kolanach. Uśmiechnąłem się i przejechałem kciukiem po jej policzku. Uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę.
- Siema stary! I witam piękną panią. - do domu wparował Pedro, wiedziałem. - Spakowany? Nie mogę się już doczekać aż wyjedziesz! - uśmiechnął się łobuzersko.
- Przed wyjazdem możesz jeszcze oberwać w tą zmutowaną twarz.
- No wiesz Enrique, pod twoją nieobecność Eliza może się nudzić to jak chcesz to mogę się nią zająć. Co ty na to? Może tym razem nie dostanę po twarzy. - zaśmiał się.
- Po moim trupie.
- Dobra, a teraz tak na poważnie. Boli Cię ta ręka?
- Pobolewa, ale nie jest najgorzej.
- Według mnie i Elizki to nadal jest głupia decyzja. Chodź Elizka, mordo ty moja. - pocałował ją w policzek.
- Pedro, czy ty dzisiaj coś brałeś? Bo nie wiem czy mam być zazdrosny i pakować jeszcze Elizę czy coś.
- Wiem jak Cię wkurzyć. - zaśmiał się. - To raczej Elizka powinna być o Ciebie zazdrosna, nawet chyba nie jesteś świadomy ile lasek na Ciebie leci i chciałoby być na miejscu Elizy. Nie przypadkowo nazywają Cię bogiem seksu i chodzącym orgazmem. - zaśmiał się.
- A ty Eliza? Kiedy spotykasz się z Diego?
- W środę, zazdrosny?
- Nie dajesz mi powodów bym był zazdrosny, jeszcze. Ufam Ci.
- Kto to Diego? Chyba jednak powinieneś być zazdrosny. Elizka to świetna dziewczyna i gdyby nie to, że jesteś moim przyjacielem to startowałbym do niej.
- Mam zadzwonić do Anny żeby posłuchała o czym mówisz Nie byłaby chyba zachwycona.
- Może lubi trójkącik?
- Ale Eliza nie lubi. - objąłem ją. - Elizka, jakby coś to pięścią w twarz, tak jak ostatnim razem.
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiała się.
- Jedyni w swoim rodzaju. - powiedzieliśmy równo.
- To na pewno.
Pedro nie zamierzał opuszczać mojego domu więc moje plany by spędzić ten dzień z Elizą legły w gruzach. Nie wiem czy mam brać na poważnie to co mówił czy robił sobie jaja, ale przez niego gdy wyjadę będę zazdrosny o Elizę. Niech ją tylko ktoś dotknie pod moją nieobecność, a nie ręczę za siebie. Nie będę się hamować. Ktoś ją skrzywdzi to będzie miał ze mną na pieńku. Pedro zaczynał mnie wkurzać gdy szeptał coś Elizie na ucho, a ona tylko się śmiała, irytowało mnie to. Wiedział jak mnie wkurzyć, zna mnie bardzo dobrze, Wie o mnie wszystko. Uderzyłem Pedro w tył głowy gdy nadal coś szeptał do Elizy, zaśmiał się, a ja objąłem Elizę przyciągając ją do siebie jak najdalej od Pedro, zaśmiał się i posłał mi buziaka. Pedro doprowadzał mnie do szału, wiedział jak wzbudzić we mnie zazdrość, udało mu się. Byłem zazdrosny. Wstałem i poszedłem do łazienki. Spojrzałem na rękę, w której poczułem lekki ból, zażyłem tabletki przeciwbólowe i po chwili wróciłem do Elizy i Pedro, rozmawiali ze sobą. Usiadłem obok Elizy i wciągnęliśmy się w wir rozmowy tracąc poczucie czasu. Zadzwonił mój telefon, odebrałem i dostałem wiadomość, że zaraz będzie samochód, którym pojadę na lotnisko i tam przesiądę się do samolotu, który przetransportuje mnie do Wiednia. Usiadłem na narożniku sofy i powiedziałem, że zaraz muszę jechać, Eliza posmutniała. Przytuliłem ją do siebie szepcąc jej na ucho, że wracam za tydzień. Wiem, marne pocieszenie, no ale co miałem powiedzieć? "Kochanie jednak zostaję, a fani niech mnie w dupę pocałują?" Nigdy! Usłyszeliśmy klakson samochodu, zerwałem się na równe nogi i poszedłem po torbę. Schowałem telefon do kieszeni i najpierw pożegnałem się z Pedro. Podszedłem do Elizy i ją przytuliłem. Pocałowała mnie i złapała za rękę. Pedro zabrał torbę i zaniósł ją do samochodu.
- Muszę już iść. Nie zdążę na samolot.
- Proszę Cię, uważaj na siebie.
- Spokojnie, nic mi nie będzie, gdyby coś się tutaj działo to dzwoń do Pedro, przyjedzie.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Będę tęsknił. - pocałowałem ją. - Widzimy się za tydzień.
Ostatni raz ją pocałowałem i wyszedłem z domu wsiadając do czarnego BMW. Odjechaliśmy na lotnisko, Europo nadchodzę.
~.~
Poczułam jak w oczach gromadzą mi się łzy, gdy Pedro to zobaczył od razu mnie przytulił. Uspakajał mnie mówiąc, że Enrique to twardy facet i da sobie rade. Wiem, że sobie poradzi z tą ręką, ale bałam się, bardzo się o niego bałam. Jest świadomy, że postąpił nierozsądnie, ale ani ja ani Pedro nie potrafiliśmy go przekonać do zmiany decyzji. Wypuścił mnie z uścisku i się uśmiechnął. Nie chciałam wyrzucać go z domu, siedzieliśmy na sofie rozmawiając o wszystkim. Zaczynając od Enrique, a kończąc na luźnych tematach. Chciał poprawić mi humor, udało mu się. Dochodziła prawie północ, a my dalej ze sobą rozmawialiśmy. Pedro stwierdził, że się zasiedział i zaczął się zbierać do wyjścia. Zamknęłam dom na klucz i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Wyszłam z łazienki po kilku minutach i położyłam się na łóżku gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Zabrałam telefon do ręki i odczytałam. "Cześć kochanie, jestem już w Wiedniu. Jeśli nie śpisz to zadzwoń, a jak śpisz to poczekam do rana. Bardzo Cię kocham." Uśmiechnęłam się i zadzwoniłam do niego.
- Cześć misiek, jednak nie śpisz. Zwykle o tej porze spaliśmy jak zabici. Czemu nie śpisz?
- Pedro nie dawno poszedł do domu. Rozmawialiśmy i się trochę zasiedzieliśmy.
- Bardzo mnie skompromitował? - zaśmiał się.
- Nie aż tak bardzo. Wiesz, że bardzo Cię kocham?
- Wiem, ja Ciebie też. Najbardziej na świecie. Idź już spać, zadzwonię rano. Dobranoc skarbie.
- Dobranoc. Uważaj na siebie.
Odłączyłam się i położyłam telefon na stoliku nocnym, zgasiłam światło i poszłam spać. Obudziłam się w środku nocy, było po trzeciej. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zdjęcie Enrique w telefonie. Bardzo za nim tęsknie. Jest w domu tak pusto, zawsze mi się plątał pod nogami, to dopiero pierwsza noc, a mi już go tak cholernie brakuję. Enrique, wracaj już. Napisałam mu SMS-a, pewnie go teraz nie przeczyta bo śpi, ale rano to zrobi. "Bardzo za tobą tęsknie, wracaj już kochanie." Nagle mój telefon się odezwał, nie spał. Szybko odebrałam.
- Miałaś iść spać, cały dzień będziesz nieprzytomna.
- To samo mogę powiedzieć tobie, a ty czemu nie śpisz?
- Nie mogę spać, też za tobą bardzo tęsknie. Wrócę za sześć dni i wynagrodzę Ci moją nieobecność.
- Najpierw pójdziesz do lekarza z tą ręką. Nawet jeśli będę musiała Cię tam siłą zaprowadzić siłą to nie odpuszczę.
- Dobrze, pójdę. Dla świętego spokoju pójdę i zrobię prześwietlenie tej ręki. - zaśmiał się. - Jesteś cudowna, wiesz?
- Teraz już wiem. Tęsknie za tobą.








Uwielbiam to trio haha ;D


piątek, 23 grudnia 2016

Veintiún!

Atmosfera między nami nadal była napięta, mało ze sobą rozmawialiśmy, a gdy już to robiliśmy to kończyło się to na kłótni. Ja tylko dolałem oliwy do ognia gdy oświadczyłem, że oficjalnie trasa się odbędzie. Wyjeżdżam za sześć dni, chcę do tej pory pogodzić się z Elizą, nie chcę jechać jak będziemy skłóceni. Gips ściągnąłem sobie sam, ból ręki był okropny, z początku nie mogłem jej wyprostować. Eliza nadal była na mnie cholernie wściekła, nic jej nie przeszło. Musiałem się wynieść z sypialni, nie chciałem, ale musiałem. Nie dość, że Eliza była na mnie wkurwiona to jeszcze Pedro. Złapałem ją za biodra i przybliżyłem ją do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy nie wyrażając żadnych emocji. Ominęła mnie i poszła do kuchni, nie zamierzałem odpuszczać. Przywarłem ją do ściany i przejechałem jej wargę swoją. Spojrzałem a nią i pocałowałem.
- Skarbie, nie wściekaj się już na mnie. - złapałem ją za rękę. - Wiem ile niepotrzebnych nerwów Cię to kosztuje, mnie też. Nie chcę się z tobą kłócić. Przepraszam Cię.
- Zostaw mnie. - odepchnęła mnie. - Zastanów się co tak naprawdę jest dla Ciebie ważniejsze. Zdrowie czy kariera.
- Wtedy gdy się pokłóciliśmy, zapytałaś co bym wybrał, trasę czy Ciebie. Nic nie odpowiedziałem, ale wybrałbym Ciebie bo jesteś dla mnie najważniejsza. Nie mogę patrzeć jak chodzisz smutna, jak cierpisz, jak płaczesz... Przeze mnie. - ponownie złapałem ją za rękę. - Przepraszam skarbie.
- Nie chcę by coś Ci się stało, boję się o Ciebie. - przytuliła mnie. - Kocham Cię i nie chcę...
- Cichutko, też Cię kocham, bardzo.
Pocałowałem ją, tego mi brakowało. Brakowało mi jej bliskości, smaku jej ust. Przez ten czas bardzo się od siebie oddaliśmy. Nasz związek był już na granicy, której oboje nie chcieliśmy przekroczyć. Przytuliła mnie i nie chciała puścić. Też nie chciałem tego robić, chciałem ją mieć przy sobie cały czas. Tak bardzo ją kochałem. Zakochany byłem po uszy. Złapałem ją za biodra i patrzyłem jej w oczy, pocałowałem ją w obojczyk i wsunąłem rękę pod jej sukienkę, przejechałem palcem po jej kroczu. Przygryzła wargę uśmiechając się, zaplątała ręce w moich włosach, zabrałem ją na ręce i położyłem na stole. Rozpiąłem jej sukienkę i zsunąłem ramiączko. Pozbyłem się sukienki i bielizny rzucając to gdzieś na podłogę. Ściągnąłem swój podkoszulek. Eliza ściągnęła moje spodnie razem z bokserkami. Złączyłem nasze ciała, wydała z siebie cichy pomruk i zaplątała nogi wokół mojego pasa. Wykonywałem wolne pchnięcia, oparła się na łokciach i mnie pocałowała. Pocałowałem ją w szyję, obojczyk, piersi, brzuch i okolice krocza. Usiadła na stole i szeroko się uśmiechnęła. Pocałowała mnie, a ja wykonałem wolne, ale mocne pchnięcia. Wydała z siebie krzyk, niewinnie się uśmiechnąłem. Włożyła całą długość mojego penisa do ust. Usłyszeliśmy Pedro za drzwiami, kurwa masz wyczucie chłopie.
- Wiem, że jesteś w domu, otwórz, musimy porozmawiać.
- Daj mi chwilę! - szybko się ubrałem, Eliza pobiegła do łazienki, a ja otworzyłem drzwi. - Cześć Pedro, wchodź. Coś się stało?
- Mam tylko jedno pytanie. Pożyczałem pieniądze Alexisowi?
- Nie, prosiłeś mnie bym mu nic nie dawał. Jak już tutaj jesteś to chciałem Cię przeprosić. Ta kłótnia była bezsensu.
- Już prawie o tym zapomniałem. - uśmiechnął się. - Widzę, że z Elizą też się pogodziłeś. - wskazał na jej majtki, które leżały pod stołem i na moją szyję.
Włączyłem przedni aparat i zobaczyłem szminkę na szyi, czułem że zaraz strzelę buraka, tak Pedro, przeszkodziłeś nam, znowu. Z łazienki wyszła Eliza i usiadła mi na kolanach i zaczęła szybko ścierać szminkę z szyi, złapałem ją za rękę i się uśmiechnąłem. Przez Pedro nie mamy w ogóle prywatności, zawsze przychodzi kiedy nie powinien przychodzić. Wskazałem głową na stół, Eliza powiedziała tylko "O Jezu" i podrapała się za głową.
- Dlaczego pytałeś o Alexisa? Coś mu się stało?
- Nie, jest cały. Zastanawiam się skąd miał pieniądze na długi.
- Nie wiem, nic mu nie dawałem.
- A tak po za tym to co robicie wieczorem? Jakieś plany macie?
- Spędzić wieczór tylko z Elizą, z naciskiem na tylko.
- To zostawiam was samych, do zobaczenia jutro.
Wyszedł, a ja mocno przytuliłem Elizę do siebie. Pocałowała mnie i poczochrała po włosach. Złapałem ją za tyłek, uśmiechnęła się i starła do końca szminkę z mojej szyi. Widziałem, że zawstydziła się przed Pedro tą akcją ze szminką i majtkami, powinna się przyzwyczajać. Też się trochę tym zmieszałem, ale Pedro widział przez te wszystkie lata naszej przyjaźni dużo rzeczy z moim udziałem, wiele tych rzeczy nie powinien w ogóle widzieć. Raz postanowił wparować gdy byłem w łóżku wtedy jeszcze z moją dziewczyną. Czy on ma jakieś ukryte kamery zainstalowane w moim domu, że ma takie wyczucie? Co za facet. Wkurzający, denerwujący, działający na nerwy, ale jedyny w swoim rodzaju. Mam szczęście, że mam takiego przyjaciela. Wtedy gdy dowiedziałem się prawdy o nim i o Elizie miałem ochotę obić mu twarz, miałem go dość, nie chciałem z nim mieć jakiegokolwiek kontaktu. Okłamywał mnie przez prawie rok, ale prawdy dowiedziałem się od niego, byłem na niego wściekły, czułem się oszukany, ale prawda jest taka, że bez siebie nie wytrzymamy. Nawet jeśli nie potrafiłbym mu tego wybaczyć to nie potrafiłbym całkowicie zerwać z nim kontaktu, nie z tobą bracie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni gdy usłyszałem dzwonek, mama. O Jezusie.
- Cześć mamo!
- Cześć synu, jak się czujesz? Jak twoja ręka?
- W porządku, nic mi nie jest.
- Co u Elizy? Słyszałam, że się ostro pokłóciliście. 
- Mieliśmy mały kryzys, ale wszystko jest już w porządku. Wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- To dobrze, nie zmarnuj tego. Eliza to świetna dziewczyna.
- To jeśli masz kontakt z ojcem to powiedz mu żeby zostawił nas w spokoju i nie zbliżał się do nas, a szczególnie do Elizy.
- Coś się stało?
- Nie będę Ci opowiadał tego przez telefon. Przyjadę do was na święta to porozmawiamy.
- Dobrze. Daj mi Elizę do telefonu, muszę z nią porozmawiać. Stęskniłam się za nią!
- Bardziej niż za mną? Zaraz Ci ją dam.
- Oj Enrique, za tobą tęsknie najbardziej, czekam.
Podałem Elizie telefon i szepnąłem, że to mama, zabrała telefon i wciągnęła się w wir rozmowy. Poszedłem do sypialni i wyciągnąłem papiery, które skutecznie ukrywam przed Elizą. Nie grzebiemy sobie po rzeczach, ufamy sobie. Mam pewność, że tych papierów nie widziała. Uśmiechnąłem się i spisałem numer telefonu na kartkę. Schowałem wszystko i wróciłem do Elizy. Objąłem ją i pospieszyłem by skończyła rozmawiać. Pocałowałem ją w szyję i zabrałem jej telefon, który położyłem na niewysokiej szafce.
- Dokończymy to co zaczęliśmy?
- Tylko jedno Ci w głowie.
- Jestem facetem. - zaśmiałem się i posadziłem Elizę na szafkę obok telefonu. Szybko pozbyliśmy się wszystkich ubrań, które latały po całym salonie. Przybliżyłem ją do siebie i przeszliśmy do konkretów. Do moich uszu doszedł sygnał SMS-a. treść brzmiała "Następnym razem się rozłącz erotomanie. Kocham Cię" Pokazałem go Elizie, wybuchła śmiechem. Ile razy tego dnia chciałem się spalić ze wstydu.
- Uszkodzisz sobie rękę jeszcze bardziej.
- Ważne żeby czegoś innego sobie nie uszkodzić. - wykonałem pierwsze pchnięcie. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. W trasie masz na siebie uważać.
- Zawsze na siebie uważam.
Zaniosłem ją do sypialni i z niedużej wysokości rzuciłem ją na łóżko, pocałowałem ją w okolicach krocza, językiem przejechałem od brzucha do jej ust, wydała z siebie krzyk i wbiła mi palce w plecy gdy wykonałem mocne pchnięcia. Wydała z siebie jęki, ale dawała mi znak żebym nie przestawał. Znalazłem się pod nią, przejechała kroczem po moim penisie i położyła ręce na mojej klatce piersiowej. Zabrała mojego penisa do ust, oparłem się na łokciach i wypuściłem powietrze. Zabrałem jej twarz w dłonie i pocałowałem. Położyła się na mnie i pocałowała w ramię. Zamknęła oczy i zasnęła po kilku minutach na moim nagim i spoconym ciele. Powoli ją siebie zsunąłem, wstałem, przykryłem ją i pocałowałem w czoło. Poszedłem wziąć prysznic, umyłem zęby i chciałem wyjść z domu, ale zadzwonił telefon Elizy. Spojrzałem na wyświetlacz, Diego. W środku się zacząłem gotować, nie wiem co mną tak kierowało, ale na samą myśl o Diego byłem zazdrosny. Wiem, nie powinienem, ale byłem zazdrosny o Elizę. Zazdrość ze mną wygrywała mimo, że wiem, że tylko się przyjaźnili i nigdy ich nic nie łączyło. Na samą myśl o ich spotkaniu, które ma się niedługo odbyć to mnie szlag trafiał. Nie wiem dlaczego tak się czułem, ale to było ode mnie silniejsze. Odebrałem i próbowałem by mój głos brzmiał jak najbardziej naturalny.
- Eliza! Tu Diego, nie wiem czy masz zapisany mój numer. Za tydzień będę w Madrycie, kiedy się spotkamy?
- Tu Enrique, cześć Diego. Eliza śpi, nie chcę jej budzić. Przekazać jej coś?
- Powiedz jej tylko żeby oddzwoniła. Miło było Cię usłyszeć. Do zobaczenia.
Bez słowa się rozłączyłem i wypuściłem powietrze. Enrique ogarnij się, zachowujesz się jakby Eliza Cię z nim zdradziła. Kilka razy na twoich oczach.




Kocham ten gif XDD




Nie będę się rozpisywała, po prostu Wesołych Świąt, udanego Sylwestra i kaca w Nowy Rok :D

I zapraszam na notkę o koncercie ;)
Koncert Enrique w Krakowie!

czwartek, 15 grudnia 2016

Veinte!

Minął tydzień od pogrzebu mamy Elizy i cztery dni od mojego niefortunnego wypadku, w którym złamałem lewą rękę i trochę się poobijałem. Eliza się oswoiła z tym, że jej mama nie żyje, na pogrzebie była cały czas przy mnie, unikała ojca jak ognia, nie chciała z nim rozmawiać mimo, że on do tego dążył. Znowu się uśmiecha, ostatni raz płakała gdy dowiedziała się, że jestem w szpitalu. Dramatyzowała, przecież nic wielkiego mi się nie stało. Pedro nie powiedział jej przez telefon, że to tylko ręka, i że na chwilę straciłem przytomność gdy uderzyłem głową o ziemie, a wymyślała najgorsze scenariusze. Byłem na siebie zły, że akurat teraz w takim momencie spadłem z tego cholernego drzewa. Gips muszę mieć do stycznia, a za dwa tygodnie mam trasę, świetnie. Mam złamanie z przemieszczeniem, kość nastawili co równało się z niemiłosiernym bólem, ale gips muszę mieć by ręka prawidłowo się zrosła. Eliza z Pedro próbują mnie przekonać bym odwołał koncerty, nie ma mowy, nie zrobię tego. Koncerty się odbędą nawet jeśli miałbym śpiewać z gipsem.
- Enrique, pomyśl trochę o sobie. Gdy sam sobie ściągniesz gips to tylko skomplikujesz sprawę. Musisz zrezygnować. Nie mówię Ci tego żeby Cię wkurzyć, możesz sobie tylko zaszkodzić.
- Nie, nie odwołam ich.
- Mówię jak do ściany, pomyśl o Elizie.
- Gdyby nie ty to nie leżałbym tam połamany.
- Nie obwiniaj mnie o to, nie kazałem Ci tam wchodzić, tylko zapytałem, nie musiałeś się zgadzać. To nie moja wina, że źle postawiłeś nogę i spadłeś.
- Przepraszam, przepraszam Pedro, ale do cholery nie wiem co mam zrobić!
- To twoja decyzja, ale zanim coś zrobisz to pomyśl nad tym dwa razy i pomyśl o Elizce i o sobie. 
Wyszedł z domu, a ja wypuściłem powietrze, nie wiedziałem co mam zrobić. Z jednej strony wiem, że nie będzie to rozsądne gdy pojadę w trasę z niesprawną ręką, a z drugiej nie chcę rozczarować fanów. Prześpię się z tym i jutro podejmę oficjalną decyzję, którą podzielę się na Twitterze i Facebooku. Jutro decyzja i nie będzie odwrotu. Zabrałem piwo z lodówki i usiadłem na sofie dając nogi na stół i włączając jakiś mecz. Ta ręka mnie ograniczała, nie mogłem robić codziennych czynności, nie mogę nawet napisać tekstu piosenki nad którą teraz pracuję bo zawsze lewą ręką podtrzymuję kartkę, szlag by to trafił. Tak szczerze to nic nie mogę robić, oszaleć idzie. Nie lubię gdy ktoś musi za mnie coś robić, szczególnie kobieta. Do szału mnie to doprowadza, nie podoba mi się to, że Eliza musi wszystko robić wokół mnie. To jest takie przyjdź, przygotuj, pozamiataj. Nie mogę się nią zająć tak jak chcę, nie mam na myśli tutaj seksu, ale nie mogę jej przytulić, wziąć na ręce gdy zaśnie w salonie i zanieść do sypialni tak by jej nie obudzić. Podszedłem do niej i złapałem za ramię, odsunęła się i ominęła mnie szerokim łukiem. Nadal jest na mnie zła. Już ją tyle razy przepraszałem, dlaczego kobiety takie są? Ile razy mam ją przepraszać? Pokłóciliśmy się o trasę, to była nasza pierwsza większa kłótnia. Poszedłem za nią do sypialni, siedziała na łóżku i wzrok skupiała na oknie. Usiadłem obok niej i niepewnie złapałem ją za kolano. Spojrzała na mnie ze złością i odtrąciła moją rękę. Westchnąłem i wyszedłem z sypialni trzaskając drzwiami. Zabrałem kurtkę, ubrałem buty i wyszedłem z domu. Poszedłem do sklepu kupić jej jakiegoś dużego pluszaka i kwiaty w kwiaciarni. Jak to nie zadziała to się poddaje, nie wiem co będę musiał zrobić by się już na mnie nie wściekała, nie chcę się z nią kłócić, nie jest nam to potrzebne. Wróciłem do domu, Eliza nadal była w sypialni.
- Elizka, no proszę Cię. - wychyliłem głowę zza pluszaka. - Przepraszam, nie wiem który raz, ale bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam. - wręczyłem jej pluszaka do rąk.
Lekko się uśmiechnęła, ale nadal nic nie powiedziała. Poszedłem po kwiaty i też jej wręczyłem. Proszę niech to zadziała. Usiadłem obok niej i patrzyliśmy sobie w oczy.
- Skarbie, nie złość się już. Przepraszam, ale wiesz jak ważna jest dla mnie ta trasa.
- Ważniejsza niż twoje zdrowie?
- Kochanie... Co mam zrobić żebyś przestała się na mnie wściekać? Nie odtrącaj mnie.
- Zrezygnuj z trasy, zaszkodzisz tylko sobie, nie chcę by coś Ci się stało.
- Nie mogę.
- Możesz tylko nie chcesz! 
Rzuciła we mnie kwiatami i wybiegła z pokoju i jak usłyszałem z całego domu. Przekląłem głośno trzymając kwiaty w rękach. Rzuciłem je na łózko i wyszedłem z sypialni. Czuję, że jeśli podejmę złą decyzję to Elizka odejdzie, bałem się tego. Nie chciałem jej stracić, kocham ją najbardziej na świecie. Nie wiem co powinienem zrobić. I tak źle i tak źle. Kurwa.
~.~
Kocham go, martwię się o niego, nie chcę by mu się coś wtedy stało. Zawsze dbał o swoje bezpieczeństwo, dlaczego miało by się to zmienić? Enrique to rozsądny facet, myśli dwa razy zanim coś zrobi. Dlaczego tak się zmienił? Co go tak zmieniło? Wróciłam do swojego starego domu, zamknęłam się w pokoju i się rozpłakałam. Dzwonił do mnie cały czas, nie odbierałam, po jakimś czasie napisał mi SMS-a. "Skarbie, gdzie jesteś? Martwię się. Wróć do domu, porozmawiajmy bez żadnych nerwów. Przepraszam Cię." Wyłączyłam telefon i z płaczem położyłam się na łóżku. Dlaczego taki jest? Dlaczego chociaż raz nie pomyśli o sobie? Dlaczego nie skupia się na swoim zdrowiu? Byłam na niego zła, naprawdę trasa jest ważniejsza niż zdrowie? Bałam się o niego.
~.~
Dochodziła już pierwsza w nocy, a Eliza jeszcze nie wróciła do domu, dzwoniłem do niej cały czas, pisałem. Martwiłem się o nią, przecież mogło jej się coś stać, ktoś mógł jej coś zrobić. W głowie miałem tylko czarne scenariusze. Bałem się, byłem zdenerwowany, ta niewiedza była nie do zniesienia. Wyszedłem z domu gdy usłyszałem, że bramka się otworzyła. Zobaczyłem Elizę ze łzami w oczach, płakała przeze mnie. Enrique, powinieneś dostać po twarzy. I to dwa razy mocniej niż od ojca. Kobieta, którą kochasz przez Ciebie płacze.
- Jezu Elizka, gdzie ty byłaś? Martwiłem się. - starłem jej spływające łzy z policzek. - Przepraszam Cię, nie wściekaj się już na mnie skarbie.
- Zostaw mnie, daj mi spokój.
- Porozmawiajmy, proszę Cię.
- Teraz chcesz rozmawiać? Jest środek nocy.
- A kiedy? Rano gdy znowu znikniesz na cały dzień? Nie unikaj mnie, nie oddalajmy się od siebie. Eliza... Nie każ mi wybierać między trasą, a tobą.
- A gdybym Ci kazała wybierać to co byś wybrał? - nic nie odpowiedziałem. - Tak myślałam.
- Eliza. - ominęła mnie. - Kurwa Eliza! Ile razy mam Cię przepraszać? Kochanie!
Wszedłem za nią do domu, była na mnie wściekła jak osa i tylko na mnie. Złapałem ją za twarz i zmusiłem by spojrzała mi w oczy. Pocałowałem ją, wyrywała się, ale odpuściła, wiedziała, że nie wygra. Po policzku spłynęły jej łzy, ominęła mnie i zamknęła się w sypialni na klucz, czyli dzisiaj nie mam dostępu do łóżka, w którym śpię codziennie. Trzasnąłem drzwiami i położyłem się na łóżku. Co ja mam zrobić? Nie ważne jaką decyzję podejmę to i tak będzie źle. Słyszałem płacz Elizy za ścianą, bolało mnie to, że płacze przeze mnie, że jest smutna przeze mnie. Tyle razy ją przepraszałem i nadal bez skutku. Nadal jest na mnie wkurwiona i to aż za bardzo. Wyszedłem z pokoju i zacząłem dobijać się do sypialni, po dłuższej chwili otworzyła, ale tylko po to bym dostał po twarzy.






Jednak udało mi się dodać rozdział przed koncertem ;)
To już za kilkanaście godzin. OMG *.*
Nadal nie mogę w to uwierzyć *.*
Do zobaczenia wkrótce z notką ;)

piątek, 9 grudnia 2016

Diecinueve!

Gdy wróciliśmy do Hiszpanii, Eliza była szczęśliwa, to było tylko kilka dni, ale odpocząłem trochę z Elizą, a ona przy okazji zwiedziła jedno z najpiękniejszych miast w Europie i na świecie. Dla mnie Paryż jest przereklamowany, ale to Eliza wybierała miejsce. Gdybym ja wybierał to wybrałbym jakieś kraje położone nad morzem, ale że nie mogłem się zdecydować to pozostawiłem wybór Elizie. Mam w planach jechać do Miami, do domu, zobaczyć się z rodziną. Niedługo będą święta, nie wiem gdzie je spędzę, czy będę zmuszony zostać w Madrycie czy spędzę je w gronie najbliższych. 16 grudnia mam ostatni koncert w tym roku. Ponownie przyjadę do Polski, ale najpierw Austria i Czechy. Tyle czasu bez Elizy, o nie.
- Pedro wstawaj! Jest już dziesiąta.
- Jeszcze pięć minut.
- Tak to jest jak się bzyka całą noc. Wyjdzie na to, że niedługo wujkiem zostanę.
- W sumie dzieciak, fajna sprawa. Sprawdziłbym się w roli ojca?
- Chyba pluszowego misia, wstawaj.
Zrzuciłem go z łóżka i wylałem na niego zimną wodę by się rozbudził, zadziałało. Wstał i poszedł do łazienki, przygotowałem mu jakieś eleganckie ubrania, musi zrobić pozytywne wrażenie na rodzicach Anny, wyszedł po trzydziestu minutach w samych bokserkach, kazałem mu się ubrać, spojrzał na mnie z politowaniem.
- Mamy tam być na 12, gdzie Ci się tak śpieszy?
- Jest 10:40, musisz jeszcze jechać po Annę i masz prawię godzinę jazdy do jej rodziców. Nie piłeś nic?
- Przecież Ci obiecałem, że się już nie napiję.
- Wiem, ale z tobą nigdy nic nie wiadomo. - ubrał buty i był gotowy do wyjścia. - Dobra, jedź po 
Anne i życzę miłej zabawy u teściów. - zaśmiałem się.
- Bardzo śmieszne.
Wyszliśmy w domu i odjechaliśmy w swoje kierunki. Wróciłem do domu, Eliza jeszcze spała, w nocy ciągle się budziła, zasnęła dopiero koło piątej nad ranem. Zadzwonił do mnie Pitbull, odebrałem. Dostałem wiadomość, że nagrywamy teledysk do naszej ostatniej piosenki zaraz po nowym roku, nie miałem nic do gadania, szkoda tyko, że do roboty bierzemy się już drugiego stycznia. Usłyszałem dźwięk domofonu, przeprosiłem przyjaciela po drugiej stronie słuchawki i się odłączyłem. Otworzyłem bramkę i wyszedłem zza drzwi. Pierwszy raz widziałem tego faceta na oczy, nie wiedziałem co go tu sprowadza. Wpuściłem go do środka, przedstawił się, że jest ojcem Elizy. Zaskoczyło mnie to, ba zszokowało. Przez ten czas co jestem z Elizą nie odezwał się ani razu, co go tu teraz sprowadza? Za bardzo nie wiedziałem jak się zachować, co powiedzieć. Miałem ochotę na niego nawrzeszczeć, że tak zostawił Elizę gdy go najbardziej potrzebowała, ale sobie darowałem. Szkoda moich nerwów.
- Jest Eliza? Wiem, że jesteście razem.
- Śpi i uprzedzę pańskie pytanie. Nie, nie obudzę jej.
- Muszę z nią porozmawiać, teraz.
- Teraz? A gdzie pan był przez te lata kiedy Eliza potrzebowała pomocy, stałego dachu nad głową i bezpieczeństwa? - z góry zeszła Eliza i mocno złapała mnie za rękę. - Czego od niej chcesz?
- Eliza musimy porozmawiać, w cztery oczy.
- Nigdzie z tobą nie idę, mów to co masz mówić i wynoś się stąd.
- Mama nie żyje, zmarła wczoraj wieczorem.
- Jeśli to tyle to tam są drzwi.
- Porozmawiajmy, proszę. - chciał złapać ją za ramiona, ale zasłoniłem ją swoim ciałem.
- Nie mam ojca odkąd odszedłeś od mamy, wyjdź stąd i nigdy tutaj nie wracaj, nie chcę Cię widzieć.
Wyszedł z domu, a Eliza się do mnie przytuliła, nie płakała. Była silna. Śmierć matki to musiał być dla niej cios mimo, że nie utrzymywali ze sobą kontaktu.
~.~
Ta wiadomość mnie nie zabolała, też mnie nie zdziwiła, mogłam się spodziewać, że niedługo zapije się na śmierć. Nienawidziłam jej. Kocham tylko jedną osobę i jest nią Enrique. Spojrzałam na niego i pocałowałam. Za bardzo nie wiedział jak się zachować. Usiedliśmy na sofie, Enrique mnie objął i pocałował, zaplątaliśmy swoje dłonie i patrzyliśmy sobie w oczy. Nie czułam bólu przez to, że matka nie żyje. Enrique złapał mnie za brzuch i pocałował.
- Jestem z Ciebie dumny, bardzo. - uśmiechnęłam się.
Mocno mnie przytulił, wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia, gdyby nie Enrique to byłabym na samym dnie albo w ogóle by mnie nie było. Miał mi tylko pomóc, a zaszło to wszystko za daleko, ale nie żałuję, jestem z nim szczęśliwa, kocham go, jak nikogo na tym świecie. Chciałabym mu za to wszystko podziękować, ale mi zabronił. haha.
~.~
Jestem z niej dumny, nie uroniła żadnej łzy, jest silna. Nie chcę by cierpiała, by płakała, chcę by była szczęśliwa. Tylko to się dla mnie liczy, chcę by była szczęśliwa przy mnie. Żadna dziewczyna nie działała na mnie tak jak Eliza. Dla niej mogę nawet umrzeć, mogę zrobić wszystko. Wypuściłem ją ze swoich objęć i spojrzałem na nią z uśmiechem. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała. 
- Może to nie jest odpowiedni moment, ale co robimy ze świętami? Jedziemy do Miami czy zostajemy w Madrycie?
- Leć do mamy, spotkamy się po świętach.
- Nie spędzisz świąt sama.
- Tam jest twoja rodzina, powinieneś do nich lecieć. Ja do niej nie należę.
- Należysz, dla mnie jesteś rodziną. Spędzimy te święta razem, nie będziesz musiała się bać, mama Cię polubiła. To będą nasze wspólne pierwsze święta.
- Chyba nie mam nic do gadania. 
- Chyba nie. - pocałowałem ją.
- To się poddaje. 
Nachyliłem sie nad nią i pocałowałem. Chciałem włożyć rękę pod jej spodnie, ale głową wskazała bym tego nie robił. Lekko się uśmiechnęła i mnie pocałowała.
- Mam okres. - westchnąłem tylko.
- Nawet lepiej, gorzej jakbyś go nie miała.
- Co byś wtedy zrobił?
- Wychował naszego dzieciaka na wspaniałego człowieka, ale na razie nie widzę się w roli ojca.
Pocałowała mnie i podniosła się by iść do kuchni. Oparła się o blat kuchenny i szybko starła spływające łzy z policzek. Podszedłem do niej i ją przytuliłem.
- Może i mówiłam, że jej nienawidzę, to mi jej brakuje. Na początku mnie to nie ruszyło, ale teraz gdy wiem, że jej już nie zobaczę to zaczynam za nią tęsknić.
- Chcesz ją zobaczyć ostatni raz?- pokiwała twierdząco głową. - Pójdziemy tam jutro.
- Będziesz tam przy mnie?
- Będę.
Do domu wszedł uśmiechnięty Pedro, uśmiech  twarzy mu zszedł gdy zobaczył zapłakaną Elizę. Podszedł do nas i ją przytulił dodając jej otuchy. Wydostała się z uścisku Pedro i poszła do łazienki.
- Co się stało? 
- Jej mama nie żyję, a na dodatek z tą wiadomością przyszedł jej wspaniały ojciec. 
- Biedna dziewczyna, zostawię was samych. Zajmij się nią, chciałem pogadać, ale to może poczekać.
- Jeśli coś ważnego to zostań.
- Eliza jest ważniejsza, zajmij się nią. Rozmowa może poczekać.
- Jak uważasz. Jeśli chcesz to zostań.
- Wpadnę do was jutro.




Kolejny rozdział nie wiem kiedy ;)
Do zobaczenia wkrótce ;)
Oczywiście notka będzie, to już tylko tydzień ;p


OMG! 
17.05.2017r. Enrique ponownie przyjeżdża do Polski!
Tym razem do Gdańska!
Jest 50% szans, że kolejny raz pojadę na jego koncert! 

piątek, 2 grudnia 2016

Dieciocho!

Jest środek nocy, a my marznęliśmy na lotnisku czekając na opóźniony samolot do Paryża. No dobra, ja marznąłem, Eliza miała na sobie bluzę, swoją kurtkę i moją, a ja siedziałem w samej bluzie. Dostaliśmy informację, że możemy już iść do samolotu. Elizka zrzuciła z siebie kurtkę i mi ją oddała.
- Trzymaj, zachorujesz. - ubrałem kurtkę i wypuściłem parę z ust.
Przeszukali nas, sprawdzili nasze bagaże i mogliśmy wsiąść do ciepłego samolotu. Usiedliśmy na wyznaczonych dla siebie miejscach, obok nas siedział jakiś nastolatek, chyba nawet nie zauważył, że usiedliśmy obok, zajęty był telefonem i głośną muzykę, która leciała z słuchawek. Ta dzisiejsza młodzież. Eliza przytuliła się do mnie i zasnęła, była zmęczona, jej ciało drżało z zimna, kolejny raz ściągnąłem kurtkę i ją okryłem. Najwyżej się rozchoruje, trudno, ważne by Elizie było ciepło, żeby ona nie zachorowała. Samolot ruszył z pasa i rozpędził się do ogromnej prędkości by po kilku sekundach wznieść się w powietrze, Zamknąłem oczy i zasnąłem przytulony do Elizy. Obudziłem się gdy nastolatek przypadkowo uderzył mnie w rękę. Przeprosił mnie i otworzył usta z wrażenia, błyskawicznie wyciągnął kartkę i marker, poprosił o autograf i zdjęcie. Zgodziłem się na zdjęcie, ale dopiero na lotnisku bo nie chciałem obudzić Elizy. Podpisałem kartkę i mu ją oddałem. Uśmiechnął się i podziękował i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopak ewidentnie miał już dość lotu i już mu się nudziło, pocieszyłem go stwierdzając, że niedługo lądujemy, zaśmiał się i powiedział, że lądowanie to najgorsza część lotu. W sumie miał rację, lądowanie nie jest przyjemne, mimo, że jest się przygotowanym to uderzenie podwozia o płytę potrafi przestraszyć, nie wiadomo kiedy uderzy. Eliza się obudziła i uśmiechnęła się oddając mi kurtkę. Pocałowałem ją i wróciła do pozycji siedzącej. Rafinha bo tak nazywał się nastolatek zestresował się gdy samolot był co raz niżej, zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu by przestał się bać, lądowanie trwa tylko kilka sekund. Niedługo skończy się jego koszmar. Chciało mi się śmiać gdy na niego patrzyłem, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać ze strachu. Minęła chwila i samolot stał już na płcie. Najpierw wysiadł Rafinha, potem Eliza, a na końcu ja. Podszedłem do nastolatka, poprosiłem o telefon i zrobiłem kilka zdjęć. Pożegnałem się z nim i wróciłem do Elizy, objąłem ją, uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie. Wsiedliśmy do wynajętego samochodu i po kilkunastu minutach byliśmy już w pokoju hotelowym. Eliza podeszła do okna i podziwiała oświetloną wieże Eiffela, podszedłem do niej i objąłem całując w szyję. Odwróciła się i mocno mnie przytuliła.
- Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. - pocałowałem ją. - Ja Ciebie też, najbardziej na świecie. Dlaczego nie spotkałem Cię wcześniej?
- Mijaliśmy się kilka razy na ulicy. - zaśmiałem się. - Nie widziałam potrzeby by do Ciebie podejść.
- Szkoda.
Przywarłem Elizę do drzwi od balkonu i ją pocałowałem, szalałem za tą dziewczyną, bardzo. Chciałem spełnić każde jej marzenie, te mniejsze i te największe. Chcę by zapomniała o przeszłości. Po części mi się udało. Dochodziła piąta nad ranem,a my siedzieliśmy na balkonie okryci tylko kocem i przytuleni do siebie. Zasnęła w moich objęciach. Owinąłem ją kocem i na rękach zaniosłem ją do łóżka. Położyłem się obok niej i patrzyłem na jej drobne ciało, patrzyłem jak równo i spokojnie oddycha. Zamknąłem oczy i zasnąłem. Czułem, że nie będzie to długi sen, ale godzina czy dwie dobrze by mi zrobiła, bylem wykończony. Obudziłem się parę minut po dziewiątej, Eliza trzymała głowę na mojej klatce piersiowej, przywitała mnie uśmiechem na twarzy i długim pocałunkiem, leżeliśmy przez chwilę, ale stwierdziliśmy, że szkoda marnować dnia i wstaliśmy. Poszliśmy skorzystać z jednego prysznica, gdy ją zobaczyłem całą nagą mój przyjaciel aż się prosił by złączyć nasze ciała, nie wytrzymałem, ściągnąłem bokserki, podniosłem Elizę i w nią wszedłem. Wykonałem wolne, ale mocne pchnięcia, włączyłam przypadkowo wodę plecami gdy przesunąłem się w bok. Wyszła z prysznica, wyłączyłem wodę i wyszedłem za nią. Mieliśmy wyjść na miasto, pozwiedzać czy coś zjeść, a wylądowaliśmy w łóżku, które było całe mokre od wody, którą przynieśliśmy z łazienki na swoich ciałach i naszego potu, sprzątaczki, bardzo przepraszamy. Przejechała ręką po mojej klatce piersiowej i mnie pocałowała.
- Musimy wstać, nie będziemy cały czas w łóżku. - zaśmiałem się. - Wstawaj skarbie.
Podnieśliśmy się z łóżka i poszedłem do łazienki, skorzystałem z szybkiego prysznica, wyszedłem z łazienki po kilku minutach, po mnie weszła Eliza, jej zeszło dłużej, byłem przygotowany do wyjścia, ale Eliza nadal była w łazience, te kobiety. Zacząłem się nudzić, bawić palcami, śpiewać pod nosem i grać na telefonie. Gdy wyszła to zaniemówiłem, wyglądała bosko. Miała na sobie czerwoną przewiewną sukienkę, która idealnie ukształcała jej cudowną figurę, ubrała czerwone buty na niskim obcasie, miała lekki makijaż, wyglądała olśniewająco. Podszedłem do niej i pocałowałem.
- Wyglądasz przepięknie.
Uśmiechnęła się i wyszliśmy z hotelu, złapałem ją za rękę i ruszyliśmy na podbój Paryża, krążyliśmy po ulicach, widziałem jak faceci mierzy wzrokiem Elizę, panowie to ja jestem tym szczęściarzem. Złapała mnie mocno za rękę, uśmiechnąłem sie i pocałowałem w czubek głowy. Doszliśmy do ogrodu Luksemburskiego, robił wrażenie, był piękny. Usiedliśmy na ławce, Eliza usiadła na moich kolana, była uśmiechnięta. Podziwiała piękny ogród, pocałowała mnie i mocno przytuliła.
- Dziękuję.
- Mówiłem Ci już coś o dziękowaniu. - uśmiechnąłem się. - Pamiętasz?
- Pamiętam.
- Więc przestań mi już dziękować. - pocałowałem ją. - Zrobię dla Ciebie wszystko.
- Wszystko?
- Prawie wszystko, nie odejdę.
Objąłem Elizę i ruszyliśmy dalej, była szczęśliwa, cały czas uśmiechnięta. Cieszyłem się, że mogłem sprawić by taka była.
- Eliza? Co ty tu robisz? - wyściskał ją wysoki blondyn, góra miał 20 lat. - Jak my się dawno nie widzieliśmy.
- Diego! Nie mieliśmy kontaktu odkąd wyjechałeś z Madrytu! Stęskniłam się!
- Ja za tobą też! - zabrał ja na ręce i mocno przytulił.
Przyglądałem się całej sytuacji i czułem dziwną zazdrość, wiem, przesadzam, ale byłem zazdrosny.
- Diego jestem. - podał mi dłoń. - Jestem dawnym przyjacielem Elizy.
- Enrique. - ścisnąłem jego rękę. - Chłopak Elizy.
- Król latynoskiego brzmienia we własnej osobie.
- Nie przesadzajmy.
- Nie przesadza, Diego ma rację. Musimy się kiedyś spotkać, Diego!
- Za miesiąc wracam na tydzień do Madrytu, numer telefonu nadal ten sam?
- Ten sam. - uśmiechnęła się i go przytuliła.
Poprosił mnie o zdjęcie, zgodziłem się i z przyjemnością zrobiłem selfie i dałem autograf, odeszliśmy  od Diego i ruszyliśmy przed siebie. Nadal czułem tę zazdrość, przecież to tylko przyjaciele, ale zazdrość ze mną wygrywała. Poszliśmy coś zjeść, okropnie byliśmy głodni, a że nie przepadam za francuskim jedzeniem to kupiłem hamburgery. Eliza się zaśmiała gdy zobaczyła, że znowu niosę fast foody. Po kilku minutach było już zjedzone.
- Kto to był ten Diego? - zazdrość wygrała, gratulację.
- Mój jedyny przyjaciel z Madrytu, straciliśmy kontakt gdy wyjechał do Paryża.
- Byliście kiedyś razem?
- Nie. - uśmiechnęła się. - Zazdrosny jesteś?
- A powinienem?
- Nie. Ale jesteś zazdrosny?
- Może trochę, trochę bardzo. - zaśmiała się.
- Nie masz powodów by być zazdrosnym. Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. Chodźmy. 
Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z fast foodu. 
- Chyba chcesz bym przytyła.
- Dlaczego?
- Ciągle jemy hamburgery. - wzruszyłem ramionami.
- Nawet jak będziesz ważyć 100 kg to będziesz najpiękniejsza. - pocałowałem ją. - Mam dla Ciebie niespodziankę, ale muszę związać Ci oczy.
- Co kombinujesz? - zawiązałem jej oczy i zabrałem na ręce. - Co ty robisz? Postaw mnie na ziemie, Enrique!
- Zaufaj mi. - zaśmiałem się. - Nic Ci się nie stanie, spokojnie.
- Ufam Ci.
Wszedłem do windy, schodami byłoby za długo, ale przynajmniej zrzuciłbym tego hamburgera, wjechaliśmy na samą górę, nadal trzymałem Elizę, doszedłem do celu i posadziłem ją na ziemi, rozwiązałem opaskę z jej oczu, otworzyła je i zobaczyła panoramę Paryża z wieży Eiffela, byliśmy tutaj sami, co prawda był tutaj zakaz wstępu, ale przekonałem ochroniarzy by nas tutaj wpuścili.
- Jak tutaj jest pięknie. - przytuliła mnie. - Ale jak? Tu jest zakaz. 
- Urok osobisty. - zaśmiałem się. - Niech to zostanie moją tajemnicą.
- Jesteś niemożliwy. - wskoczyła mi w ramiona i pocałowała.









Rozplanowałam sobie, że każdy rozdział będzie dodawany w piątek... 
Kolejny rozdział za tydzień, a jeszcze następny pojawi się nie wiem kiedy gdyż w piątek będę się już czaić na Enrique i nie wiem kiedy go dodam... Po koncercie pojawi się notka jak było, a zaraz po niej rozdział lub na odwrót, to zależy. Nie wiem kiedy, bo nie wiem ile mi czasu zajmie zebranie się do kupy po tym wszystkim *.* 
Tak sobie uświadomiłam jak bardzo będę szczęśliwa gdy już pojawi się w Krakowie i jak bardzo będę płakać gdy już wyjedzie ;(
Jak ten czas szybko leci, jeszcze niedawno było 54 dni, a teraz już 14 *.*
Do następnego ;*

piątek, 25 listopada 2016

Diecisiete!

Gdy się obudziłem na nogach była tylko Eliza. Rozciągnąłem się i w samych bokserkach zszedłem na dół. Przywitałem się z Elizą długim pocałunkiem. Ubrałem się w biały podkoszulek i w spodnie dresowe i zrobiłem sobie kawę. Usiadłem obok Elizy i ją objąłem. Oparła głowę o moje ramię i złapała mnie za rękę. Posadziłem ją na swoich kolanach łapiąc za biodra, przygryzłem jej wargę i złączyłem nasze języki. W międzyczasie z góry zszedł Pedro z Anną, przywitaliśmy się z nimi, Pedro od razu poprosił mnie bym poszedł z nim do innego pomieszczenia. Wiedziałem o co mu chodzi, o wczorajszą akcję z samochodem. Podniósł wzrok na mnie i staliśmy w ciszy. Łączył słowa tak by wyszło z tego sensowne zdanie. Nie pospieszałem go, niech przemyśli to co ma powiedzieć. Podrapał się za głową i wypuścił powietrze. Myśli, że jestem na niego zły, nie jestem. Uśmiechnąłem się dodając mu odwagi.
- Przepraszam Cię stary za wczoraj. Gdyby nie ty to pewnie bym wsiadł do tego cholernego samochodu.
- Nie będę Ci prawić kazania, ale musisz skończyć z piciem lub ograniczyć. Doprowadzisz któregoś dnia do tragedii. Masz 25 lat, nie zniszcz sobie życia kryminałem. Nie chcę Cię odwiedzać za kratkami, a w najgorszym przypadku na cmentarzu. Przecież ja bez Ciebie nie wytrzymam. 
- Ja bez Ciebie też nie. - przytuliłem go. - Dziękuję. Skończę pić, nie napije się już ani kropli wódki. Nie zawiodę Cię kolejny raz.
- Wiem, kocham Cię bracie.
- Ja Ciebie też.
Wróciliśmy do dziewczyn, usiadłem obok Elizy i wziąłem łyk kawy, która była prawie zimna. Pedro wyciągnął alkomat z szuflady i wdmuchiwał powietrze dopóki urządzenie nie zapikało. Uśmiechnął się triumfalnie i rzucił do mnie alkomatem bym zobaczył trzy zera, które wykazał. Wskazałem na lodówkę gdzie były kluczyki do jego samochodu, wziął je i schował do kieszeni by potem usiąść między mną, a Anną. Włączyliśmy jakiś film, usłyszeliśmy dzwonek domofonu. Poprosiłem Pedro by otworzył, okazało się, że to był brat Pedro, Alexis. Dokładnie to przyszywany brat, ale jednak brat. Nie mieli ze sobą stałego kontaktu, ale się dogadywali. Prawda jest taka, że oddali by swoje życie gdyby któremuś coś się działo. Alexis miał problemy z prawem, dostał wyrok w zawieszeniu za pobicie. Pedro zawsze mu pomagał bo nie chciał by trafił za kratki. Do domu wszedł z podbitym okiem i zabandażowaną ręką. Czyli kolejny raz wpadł w kłopoty. Mimo, że ma kryminalną przeszłość to porządny z niego facet.
- Pedro, potrzebuję twojej pomocy. Mam kłopoty.
- Czyli nic  nowego, co się dzieję?
- Potrzebuję pieniędzy, muszę jutro spłacić długi inaczej będzie ze mną źle.
- Ile tym razem? Pięć tysięcy to jest góra co Ci mogę dać. Więcej nie dostaniesz.
- Piętnaście tysięcy. Wiem, że dużo, ale tylko ty możesz mi pomóc. Ostatni raz.
- Alexis nie, za dużo. Dostaniesz pięć tysięcy, resztę wykombinuj. Przeleję Ci na konto. Ostatni raz daję Ci pieniądze, już więcej nie dostaniesz. Nie jestem chodzącym bankiem.
- Dziękuję, coś wymyślę.
- I nie proś mnie już o pieniądze.
Wyszedł, a Pedro tylko westchnął. Tracił do niego cierpliwość. Już tyle raz prosił go o pieniądze, tyle razy mówił, że to ostatni raz, a mimo to dalej prosi go o gotówkę. Nie dziwię mu się, że traci przy nim nerwy. Usiadł obok mnie i wypuścił powietrze. Poklepałem go po plecach, wymusił uśmiech, o nie. tak nie będzie. Zaproponowałem by w czwórkę iść na spacer, a potem na hamburgera by poprawić Pedro humor, ta rozmowa wyprowadziła go z równowagi, próbował to ukryć, ale znam go zbyt długo by tego nie zauważyć. Wyszliśmy z domu, zamknąłem go i ruszyliśmy przed siebie, objąłem Elizę by mieć ją jak najbliżej siebie. Zaczęliśmy rozmawiać o naszym dzieciństwie. Pedro się rozchmurzył wspominając początki naszej przyjaźni, na szczęście trwa do teraz. Eliza tylko słuchała i śmiała się wspólnie z nami gdy Pedro wspominał rzeczy, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, momentami chciałem się zapaść pod ziemię ze wstydu, nie pozostawałem Pedro dłużny, kompromitowaliśmy się nawzajem przed dziewczynami. Przez te wszystkie lata mieliśmy dużo przygód, wstyd było o nich mówić, ale przyjemnie wspominać.
- Na prawdę to zrobiłeś? - zapytała Eliza cały czas się śmiejąc. - Jesteś obrzydliwy.
- No co? Cisnęło mnie, a byliśmy w samochodzie. - zawstydziłem się. - Nic mi nie pozostało jak odlać się przez okno. - na twarzy pojawił się burak.
- Nie zmarzł Ci? - cały czas się śmiała.
- Lato było. - zaśmiałem się. - Pedro się załatwiając sparzył się pokrzywą, a potem narzekał, że cały czas go swędzi.
Tym razem śmiechem wybuchła Anna, wskoczyłem na plecy Pedro i niósł mnie do samego fast foodu. Weszliśmy do środka, zajęli stolik, a ja poszedłem dla każdego po hamburgera i colę. Wróciłem gdy jedzenia miałem na tacce. Zaczęliśmy jeść, pierwszy zjadł Pedro, za nim ja. Eliza poprosiła mnie bym zjadł za nią bo sama już nie dała rady. Ubrudziłem się, Eliza wzięła serwetkę i wytarła ubrudzone miejsce na twarzy. Pedro z Anną wstali i pożegnali się z nami. Zostaliśmy sami, wyszliśmy z knajpy, złapałem Elizę za rękę. Po godzinie wróciliśmy do domu, złapałem Elizkę za tyłek i posadziłem na blat kuchenny. Pocałowałem ją by potem spojrzeć jej w oczy, była szczęśliwa, pryskała radością, taką chcę ją oglądać każdego dnia, uśmiech dodawał jej uroku, była piękna, ale z uśmiechem jeszcze piękniejsza, niczego jej nie brakowało, była idealna. Nie była chyba nawet świadoma jak bardzo jestem szczęśliwy gdy ona jest obok mnie, przytulona do mojej klatki piersiowej, witająca mnie z uśmiechem na twarzy. Taką chcę ją codziennie, uśmiechniętą, szczęśliwą.
- Kocham Cię. - szepnęła mi na ucho. - Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. - pocałowałem ją. - Ale w sumie...Najlepszym podziękowaniem będzie to, że jesteś przy mnie cały czas. To mi wystarczy.
- Świat jest chory. Tyle razy Cię spławiałam, próbowałam uciec, ale mimo to cały czas się spotykaliśmy. Gdyby nie Pedro...
- Gdyby nie Pedro to pewnie by nas tu teraz nie było. To było przeznaczenie. Bardzo Cię kocham.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, ignorowaliśmy go, ale cały czas dzwonił, niechętnie otworzyłem, a na przeciwko mnie stał ojciec. Od razu zamknąłem drzwi, nie chciałem z nim rozmawiać, nienawidzę go. Zwyzywał mnie od frajerów, chujów, wykrzyczał mi prosto w twarz co tak długo w sobie dusił. Nie zabolało mnie to, zabolało mnie gdy nazwał Elizę dziwką, morderczynią czy alkoholiczką. Wtedy mu przywaliłem, oddał mi, wykrzyczałem mu, że go nienawidzę i wyszedłem. Zastanawiało mnie tylko skąd wiedział o aborcji, kto mu powiedział, czy ją zna czy tylko zdążył ją sprawdzić. Nigdy mu nie pasowało z kim się spotykałem, dla niego idealna była tylko Sara, a okazała się największą suką. Gdy zobaczyłem, że samochód odjechał otworzyłem drzwi i śledziłem go dopóki nie zniknął za zakrętem. Ubrałem buty i wziąłem bluzę. Elizie powiedziałem, że do godziny będę z powrotem. Odjechałem z piskiem opon i skierowałem się w stronę banku. Wypłaciłem z konta dziesięć tysięcy i pojechałem do Alexisa. Po dwudziestominutowej jeździe byłem na miejscu. Wysiadłem i skierowałem się do domu, zapukałem i wszedłem do środka. Chyba się mnie spodziewał najmniej. Przywitałem się z nim i od razu przeszedłem do konkretów.
- Trzymaj. - wręczyłem mu pieniądze owinięte w czarną folię.
- Co to jest?
- Dziesięć tysięcy, które Ci brakuje. Spłać te długi i skończ z tym, proszę Cię.
- Nie mogę tego przyjąć, to za dużo. Przecież ja Ci nie będę w stanie tego oddać.
- Będziesz oddawał w ratach gdy będziesz miał. Jakoś się dogadamy. - uśmiechnąłem się. - Weź je i nie mów Pedro, że to ode mnie. Prosił bym nie dawał Ci żadnych pieniędzy.
- Dziękuję, nie powiem.
Uśmiechnąłem się i wyszedłem. Wracałem powoli do domu, po drodze wstąpiłem do kwiaciarni. Wszedłem do domu z bukietem jakichś tam kwiatów, nie znałem się na tym, kwiaty to nie moja działka. Stanąłem na przeciwko Elizy i wyszczerzyłem się jak głupi do sera. Wręczyłem je Elizie i ją pocałowałem.
- Coś przeskrobałeś?
- Od razu przeskrobałem. Własnej dziewczynie kwiatów nie mogę kupić? Bądź tu człowieku romantyczny.
- Dziękuję. - wskoczyła mi na szyję. Jesteś kochany. - pocałowała mnie. - Kocham Cię. 
- Wiesz, że jesteś najlepszą osobą, którą spotkałem?
- Mówisz to każdej dziewczynie, z którą byłeś?
- Nie, jesteś pierwsza. I zapewne ostatnią. - pocałowałem ją. - Chcę się z tobą męczyć do końca. 
- Nie wiesz na co się piszesz. - uśmiechnęła się. - Jesteś tego pewien?
- Zaryzykuję. - zaśmiałem się. - Chcę Cię cały czas mieć przy sobie, chcę Cię każdego ranka, każdego wieczoru. Nie chcę nikogo innego. 
Przytuliłem ją do siebie, poczułem, że moja biała koszulka robiła się mokra, nie były to łzy smutku tylko radości, podniosłem jej podbródek i pochłonęliśmy się w długi pocałunek.