Jest środek nocy, a my marznęliśmy na lotnisku czekając na opóźniony samolot do Paryża. No dobra, ja marznąłem, Eliza miała na sobie bluzę, swoją kurtkę i moją, a ja siedziałem w samej bluzie. Dostaliśmy informację, że możemy już iść do samolotu. Elizka zrzuciła z siebie kurtkę i mi ją oddała.
- Trzymaj, zachorujesz. - ubrałem kurtkę i wypuściłem parę z ust.
Przeszukali nas, sprawdzili nasze bagaże i mogliśmy wsiąść do ciepłego samolotu. Usiedliśmy na wyznaczonych dla siebie miejscach, obok nas siedział jakiś nastolatek, chyba nawet nie zauważył, że usiedliśmy obok, zajęty był telefonem i głośną muzykę, która leciała z słuchawek. Ta dzisiejsza młodzież. Eliza przytuliła się do mnie i zasnęła, była zmęczona, jej ciało drżało z zimna, kolejny raz ściągnąłem kurtkę i ją okryłem. Najwyżej się rozchoruje, trudno, ważne by Elizie było ciepło, żeby ona nie zachorowała. Samolot ruszył z pasa i rozpędził się do ogromnej prędkości by po kilku sekundach wznieść się w powietrze, Zamknąłem oczy i zasnąłem przytulony do Elizy. Obudziłem się gdy nastolatek przypadkowo uderzył mnie w rękę. Przeprosił mnie i otworzył usta z wrażenia, błyskawicznie wyciągnął kartkę i marker, poprosił o autograf i zdjęcie. Zgodziłem się na zdjęcie, ale dopiero na lotnisku bo nie chciałem obudzić Elizy. Podpisałem kartkę i mu ją oddałem. Uśmiechnął się i podziękował i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopak ewidentnie miał już dość lotu i już mu się nudziło, pocieszyłem go stwierdzając, że niedługo lądujemy, zaśmiał się i powiedział, że lądowanie to najgorsza część lotu. W sumie miał rację, lądowanie nie jest przyjemne, mimo, że jest się przygotowanym to uderzenie podwozia o płytę potrafi przestraszyć, nie wiadomo kiedy uderzy. Eliza się obudziła i uśmiechnęła się oddając mi kurtkę. Pocałowałem ją i wróciła do pozycji siedzącej. Rafinha bo tak nazywał się nastolatek zestresował się gdy samolot był co raz niżej, zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu by przestał się bać, lądowanie trwa tylko kilka sekund. Niedługo skończy się jego koszmar. Chciało mi się śmiać gdy na niego patrzyłem, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać ze strachu. Minęła chwila i samolot stał już na płcie. Najpierw wysiadł Rafinha, potem Eliza, a na końcu ja. Podszedłem do nastolatka, poprosiłem o telefon i zrobiłem kilka zdjęć. Pożegnałem się z nim i wróciłem do Elizy, objąłem ją, uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie. Wsiedliśmy do wynajętego samochodu i po kilkunastu minutach byliśmy już w pokoju hotelowym. Eliza podeszła do okna i podziwiała oświetloną wieże Eiffela, podszedłem do niej i objąłem całując w szyję. Odwróciła się i mocno mnie przytuliła.
- Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. - pocałowałem ją. - Ja Ciebie też, najbardziej na świecie. Dlaczego nie spotkałem Cię wcześniej?
- Mijaliśmy się kilka razy na ulicy. - zaśmiałem się. - Nie widziałam potrzeby by do Ciebie podejść.
- Szkoda.
Przywarłem Elizę do drzwi od balkonu i ją pocałowałem, szalałem za tą dziewczyną, bardzo. Chciałem spełnić każde jej marzenie, te mniejsze i te największe. Chcę by zapomniała o przeszłości. Po części mi się udało. Dochodziła piąta nad ranem,a my siedzieliśmy na balkonie okryci tylko kocem i przytuleni do siebie. Zasnęła w moich objęciach. Owinąłem ją kocem i na rękach zaniosłem ją do łóżka. Położyłem się obok niej i patrzyłem na jej drobne ciało, patrzyłem jak równo i spokojnie oddycha. Zamknąłem oczy i zasnąłem. Czułem, że nie będzie to długi sen, ale godzina czy dwie dobrze by mi zrobiła, bylem wykończony. Obudziłem się parę minut po dziewiątej, Eliza trzymała głowę na mojej klatce piersiowej, przywitała mnie uśmiechem na twarzy i długim pocałunkiem, leżeliśmy przez chwilę, ale stwierdziliśmy, że szkoda marnować dnia i wstaliśmy. Poszliśmy skorzystać z jednego prysznica, gdy ją zobaczyłem całą nagą mój przyjaciel aż się prosił by złączyć nasze ciała, nie wytrzymałem, ściągnąłem bokserki, podniosłem Elizę i w nią wszedłem. Wykonałem wolne, ale mocne pchnięcia, włączyłam przypadkowo wodę plecami gdy przesunąłem się w bok. Wyszła z prysznica, wyłączyłem wodę i wyszedłem za nią. Mieliśmy wyjść na miasto, pozwiedzać czy coś zjeść, a wylądowaliśmy w łóżku, które było całe mokre od wody, którą przynieśliśmy z łazienki na swoich ciałach i naszego potu, sprzątaczki, bardzo przepraszamy. Przejechała ręką po mojej klatce piersiowej i mnie pocałowała.
- Musimy wstać, nie będziemy cały czas w łóżku. - zaśmiałem się. - Wstawaj skarbie.
Podnieśliśmy się z łóżka i poszedłem do łazienki, skorzystałem z szybkiego prysznica, wyszedłem z łazienki po kilku minutach, po mnie weszła Eliza, jej zeszło dłużej, byłem przygotowany do wyjścia, ale Eliza nadal była w łazience, te kobiety. Zacząłem się nudzić, bawić palcami, śpiewać pod nosem i grać na telefonie. Gdy wyszła to zaniemówiłem, wyglądała bosko. Miała na sobie czerwoną przewiewną sukienkę, która idealnie ukształcała jej cudowną figurę, ubrała czerwone buty na niskim obcasie, miała lekki makijaż, wyglądała olśniewająco. Podszedłem do niej i pocałowałem.
- Wyglądasz przepięknie.
Uśmiechnęła się i wyszliśmy z hotelu, złapałem ją za rękę i ruszyliśmy na podbój Paryża, krążyliśmy po ulicach, widziałem jak faceci mierzy wzrokiem Elizę, panowie to ja jestem tym szczęściarzem. Złapała mnie mocno za rękę, uśmiechnąłem sie i pocałowałem w czubek głowy. Doszliśmy do ogrodu Luksemburskiego, robił wrażenie, był piękny. Usiedliśmy na ławce, Eliza usiadła na moich kolana, była uśmiechnięta. Podziwiała piękny ogród, pocałowała mnie i mocno przytuliła.
- Dziękuję.
- Mówiłem Ci już coś o dziękowaniu. - uśmiechnąłem się. - Pamiętasz?
- Pamiętam.
- Więc przestań mi już dziękować. - pocałowałem ją. - Zrobię dla Ciebie wszystko.
- Wszystko?
- Prawie wszystko, nie odejdę.
Objąłem Elizę i ruszyliśmy dalej, była szczęśliwa, cały czas uśmiechnięta. Cieszyłem się, że mogłem sprawić by taka była.
- Eliza? Co ty tu robisz? - wyściskał ją wysoki blondyn, góra miał 20 lat. - Jak my się dawno nie widzieliśmy.
- Diego! Nie mieliśmy kontaktu odkąd wyjechałeś z Madrytu! Stęskniłam się!
- Ja za tobą też! - zabrał ja na ręce i mocno przytulił.
Przyglądałem się całej sytuacji i czułem dziwną zazdrość, wiem, przesadzam, ale byłem zazdrosny.
- Diego jestem. - podał mi dłoń. - Jestem dawnym przyjacielem Elizy.
- Enrique. - ścisnąłem jego rękę. - Chłopak Elizy.
- Król latynoskiego brzmienia we własnej osobie.
- Nie przesadzajmy.
- Nie przesadza, Diego ma rację. Musimy się kiedyś spotkać, Diego!
- Za miesiąc wracam na tydzień do Madrytu, numer telefonu nadal ten sam?
- Ten sam. - uśmiechnęła się i go przytuliła.
Poprosił mnie o zdjęcie, zgodziłem się i z przyjemnością zrobiłem selfie i dałem autograf, odeszliśmy od Diego i ruszyliśmy przed siebie. Nadal czułem tę zazdrość, przecież to tylko przyjaciele, ale zazdrość ze mną wygrywała. Poszliśmy coś zjeść, okropnie byliśmy głodni, a że nie przepadam za francuskim jedzeniem to kupiłem hamburgery. Eliza się zaśmiała gdy zobaczyła, że znowu niosę fast foody. Po kilku minutach było już zjedzone.
- Kto to był ten Diego? - zazdrość wygrała, gratulację.
- Mój jedyny przyjaciel z Madrytu, straciliśmy kontakt gdy wyjechał do Paryża.
- Byliście kiedyś razem?
- Nie. - uśmiechnęła się. - Zazdrosny jesteś?
- A powinienem?
- Nie. Ale jesteś zazdrosny?
- Może trochę, trochę bardzo. - zaśmiała się.
- Nie masz powodów by być zazdrosnym. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Chodźmy.
Złapałem ją za rękę i wyszliśmy z fast foodu.
- Chyba chcesz bym przytyła.
- Dlaczego?
- Ciągle jemy hamburgery. - wzruszyłem ramionami.
- Nawet jak będziesz ważyć 100 kg to będziesz najpiękniejsza. - pocałowałem ją. - Mam dla Ciebie niespodziankę, ale muszę związać Ci oczy.
- Co kombinujesz? - zawiązałem jej oczy i zabrałem na ręce. - Co ty robisz? Postaw mnie na ziemie, Enrique!
- Zaufaj mi. - zaśmiałem się. - Nic Ci się nie stanie, spokojnie.
- Ufam Ci.
Wszedłem do windy, schodami byłoby za długo, ale przynajmniej zrzuciłbym tego hamburgera, wjechaliśmy na samą górę, nadal trzymałem Elizę, doszedłem do celu i posadziłem ją na ziemi, rozwiązałem opaskę z jej oczu, otworzyła je i zobaczyła panoramę Paryża z wieży Eiffela, byliśmy tutaj sami, co prawda był tutaj zakaz wstępu, ale przekonałem ochroniarzy by nas tutaj wpuścili.
- Jak tutaj jest pięknie. - przytuliła mnie. - Ale jak? Tu jest zakaz.
- Urok osobisty. - zaśmiałem się. - Niech to zostanie moją tajemnicą.
- Jesteś niemożliwy. - wskoczyła mi w ramiona i pocałowała.
Rozplanowałam sobie, że każdy rozdział będzie dodawany w piątek...
Kolejny rozdział za tydzień, a jeszcze następny pojawi się nie wiem kiedy gdyż w piątek będę się już czaić na Enrique i nie wiem kiedy go dodam... Po koncercie pojawi się notka jak było, a zaraz po niej rozdział lub na odwrót, to zależy. Nie wiem kiedy, bo nie wiem ile mi czasu zajmie zebranie się do kupy po tym wszystkim *.*
Tak sobie uświadomiłam jak bardzo będę szczęśliwa gdy już pojawi się w Krakowie i jak bardzo będę płakać gdy już wyjedzie ;(
Jak ten czas szybko leci, jeszcze niedawno było 54 dni, a teraz już 14 *.*
Jak ten czas szybko leci, jeszcze niedawno było 54 dni, a teraz już 14 *.*
Do następnego ;*
Jacy oni są w sobie zakochani *.*
OdpowiedzUsuńEnrique jest przesłodki, taki kochany, czuły *.* Zrobi wszystko by Elizka była szczęśliwa <3
Scena zazdrości? haha ;D
To znak, że bardzo, ale to bardzo kocha Elizę ;)
Cudowny rozdział *.*
Eliza ma szczęście, że ma Enrique <3
Też chce takiego faceta obok siebie haha ;D
Czekam na kolejny ;*
PS. Nadal mam ból dupy, że Enio nie jest w Warszawie, ale będę musiała to jakoś przeżyć :/
Na samą myśl o koncercie mam łzy w oczach, ty pewnie też, ale z radości.
Czekam na notkę o koncercie!
Baw się dobrze, to jeszcze 13 dni *.*
Bardzo podobała mi się scena w samolocie. Niby nic szczególnego, ale bardzo fajnie ją opisałaś. Takie opisy sprawiają, że czyta się przyjemniej ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia z tym Diego. Niby tylko przyjaciel, ale coś czuję, że bez powodu być go teraz nie wprowadzała. Czekam zatem na te ich spotkanie w Madrycie.
No i jaki romantyk z Enrique. Romantyczny spacer, wieża Eiffela... no postarał się :D
Życzę Ci z całego serca abyś spotkała Enrique (nie tylko na scenie). Wiem jak to jest wyczekiwać na koncert ukochanego wykonawcy i jestem pewna, że bedziesz się świetnie bawić ;)
Czekam na relację z koncertu i na następny rozdział,
pozdrawiam ;)
Melduję się!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, rozdział jest cudny, naprawdę. Wszystko świetnie się czyta. W dodatku te opisy *.* Dodają takiego... uroku :)
Enrique jest tutaj wręcz ideałem, nie znasz gdzieś takiego w rzeczywistości? :D
Kurczę, nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę koncertu... i w pełni cię rozumiem, bo jednak każdy koncert wiąże się z wielką euforią, a później jednak jest jakiś taki dziwny smutek, że to już koniec... Wspomnienia jednak pozostają na zawsze ^^
Weny życzę i udanej zabawy, już tak na zapas :D
Buziaki :**