sobota, 24 września 2016

Diez!

Miałem zamiar iść do Pedro dzisiaj wieczorem, ale najpierw chciałem spędzić dzień z Elizą zapominając na chwilę o tym wszystkim. Ją też to dużo kosztuje, za dużo nerwów, a sprzeczki między nami w tym nie pomagają. Trzeba rozluźnić atmosferę, której mam już dość. Eliza pewnie też. Miałem sprawić by się uśmiechała, a teraz jest do tego daleko. Uśmiechnąłem się widząc Elizę rozmawiającą z moją rodzicielką. Usiadłem obok Elizy i słuchałem ich rozmowy. Cieszę się, że mama ją zaakceptowała, polubiła Elizę. Wiele to dla mnie znaczy. Nie oceniła jej po tym, że ma pocięte ręce i przez to z jakiego domu pochodzi. W sumie to nie jest wina Elizki, ona nie odpowiadała za to co robiła jej matka. Jak mogła tak zniszczyć życie własnej córce? W ogóle się nią nie interesuję, nie wie gdzie jest, co robi, czy w ogóle żyje. Niby Eliza ma osiemnaście lat, ale jednak to jej matka. Powinna się zainteresować. Nawet nie wie, że została zgwałcona. Dobra, szkoda gadać. Objąłem Elizę ramieniem, lekko się uśmiechnęła i spojrzała na mnie. Szepnąłem jej na ucho, że dzisiaj ją zabieram, pokiwała tylko głową by dać mi znak, że się zgadza. Pocałowałem ją w czubek głowy. Wszyscy wstaliśmy i każdy rozszedł się w swoje strony. Przebrałem się w miarę normalne ubrania, czyli spodnie dżinsowe, a do tego biały podkoszulek i poszedłem do Elizy, złapałem ją za biodra. Przestraszyła się, a jej ciało zadrżało. Odwróciła się i spojrzała na mnie przestraszona. Niewinnie się do niej uśmiechnąłem. Kąciki jej ust się podniosły. Jakie ona ma piękne dołeczki.
- Przestraszyłeś mnie.
- Przepraszam, nie chciałem. - kosmyk jej włosów dałem za ucho. - Zabieram Cię.
- Gdzie?
- Na spacer.
Podałem jej rękę, którą po chwili złapała tak mocno, że aż ręka mnie zabolała. Wyszliśmy z domu i pierwsze gdzie się skierowaliśmy to na łąkę gdzie lubiłem spędzać czas, razem z Pedro, ale teraz to nie o nim mowa. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale nie chciałem zaczynać tematu o matce Elizy ani Pedro. Usiedliśmy na trawniku, przybliżyłem do siebie tak bym mógł ją objąć. Nic nie mówiliśmy, słychać było tylko nasze równe oddechy. Zamknęła na chwilę oczy. Uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę. Przejechałem kciukiem po bliznach. Spuściła głowę i zabrała rękę. Wstydziła się tego, że się cięła. Dla mnie nie miało to znaczenia. Każdy jest taki sam nie ważne czy ma ciało w bliznach czy nie.
- Już nigdy nie pozwolę Ci się ciąć. - uwolniłem ją ze swojego uścisku. - Pozwól mi zostać swoim bohaterem. - szepnąłem jej na ucho.
Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. Położyła się na trawniku i gapiła się w błękitne niebo.
~.~
Dzięki Enrique pierwszy raz poczułam się bezpieczna, potrzebna komuś. To jest uczucie, którego nie da się opisać. Wspięłam się na łokcie, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Enri to jedyny facet, któremu ufam, to świetny facet, ale za bardzo namieszałam mu w życiu. Najlepiej będzie jak się usunę. Tak będzie lepiej dla niego, dla Pedro, dla jego rodziny. Zrobił dla mnie dużo, doceniam to. Pokazał mi, że nie każdy facet jest taki sam jak tamci sprzed dwóch lat. Nie myślałam nigdy, że będę miała kiedyś jakikolwiek kontakt z piosenkarzem, że zamienię z nim chociaż jedno słowo. Uśmiechnęłam się pod nosem, a po chwili spuściłam głowę. W oczach pojawiły mi się łzy, próbowałam je zatrzymać. Nic z tego. Zauważył do Enrique. Nic nie mówił, mocno mnie przytulił i pocałowałem w czubek głowy. Pogładził mnie po ramieniu, moje ciało nie wiedząc czemu zadrżało. Kike czuł tylko łzy na swojej koszulce i słyszał mój szloch. Nie wypuścił mnie dopóki się nie uspokoiłam. Podniosłam się i odeszłam od niego. Wstał za mną i dotrzymywał mi kroku. Stanął na przeciwko mnie i zmusił by na niego spojrzała.
- Co się dzieje? Dlaczego płakałaś?
- Nie widzisz tego? Wszystko Ci się układało gdy mnie tu nie było, a potem się pojawiłam. Przeze mnie ciągle kłóciłeś się z Pedro, teraz już całkowicie ze sobą nie rozmawiacie, wszystko przeze mnie. Daj mi odejść. Pozwól mi na to.
- Nigdy Ci na to nie pozwolę. Jeśli to zrobisz to wiedz, że będę Cię szukał.
- Dlaczego?
- Bo chcę Ci pomóc, chcę byś zaczęła cieszyć się życiem, bo czuję się za Ciebie odpowiedzialny, bo się w tobie zakochałem.
- Chyba trochę przesadziłeś z ostatnim argumentem.
- Nie. - przybliżył mnie do siebie, nerwowo oddychałam. - Zakochałem się w tobie. - przygryzł moją dolną wargę by po chwili pochłonąć się w długim pocałunku. - Teraz mi wierzysz?
- Enrique... Nie mogę, przepraszam.
Odwróciłam się i ze łzami w oczach uciekłam zostawiając go samego, chyba za dużo sobie wyobraził. To wszystko zaszło za daleko. Chyba najwyższy czas by zniknąć, by o mnie zapomniał, by zajął się swoim życiem. Co on we mnie widzi? Blizny, blizny i jeszcze raz blizny. Jest wiele kobiet na jego poziomie, niech tam szuka swojego szczęścia.
~.~
Nie wiem, może przesadziłem z tym, że jej to powiedziałem, ale myślałem, że to będzie najlepszy powód by ją zatrzymać, oczywiście nie powiedziałem jej tego tylko dlatego by ją zatrzymać. Tego jednak nie przewidziałem. Zabolało mnie gdy odeszła, ale wiedziałem, że to nie będzie miało sensu gdybym za nią poszedł. Chciałbym by tu teraz była, przy mnie, przytulona do mojej klatki piersiowej. Wiem, że boi się zbliżyć do faceta. Mnie się już przestała bać, pozwoliła się przytulić, pocałować. Nie przestraszyła się. Na prawdę się w niej zakochałem, ma coś w sobie, że ją pokochałem. Nie chcę żadnej plastikowej laski, chcę ją. Skierowałem się do domu Pedro, taki zbieg zdarzeń zmusił mnie by iść do niego wcześniej niż planowałem. Wiem, że czeka mnie teraz trudna rozmowa, chyba najtrudniejsza w życiu. Muszę na chwilę zapomnieć o tym co się dzisiaj wydarzyło. Idę do niego bo chcę się z nim porozmawiać, ale też zobaczyć jak się trzyma. Martwię się o niego. Eliza nie powiedziała mi co u niego to tym bardziej zacząłem się martwić. Zadzwoniłem domofonem, a po chwili usłyszałem jego głos. Na sam ten dźwięk się uśmiechnąłem. Tęskniłem za nim i to bardzo. Stanął na przeciwko mnie. Jak ty wyglądasz, chłopie? Pewnym krokiem do niego podszedłem i go przytuliłem. Po jego policzkach spłynęły łzy. Teraz widzę jak bardzo tego żałuję, ale nie potrafię mu tego wybaczyć, nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafił. Jak mi go cholernie brakowało. Weszliśmy do środka i usiedliśmy obok siebie. Ja patrzyłem na niego, on patrzył na mnie i nic nie mówiliśmy. Nie wiedzieliśmy jak zacząć. Chcieliśmy mieć to już za sobą, a jeszcze nikt nie zaczął. To była krępująca cisza, ale nie mieliśmy odwagi jej przerwać. Była wyczuwalna nerwowa atmosfera, którą trudną było znieść. Nigdy nie czułem się tak dziwnie w obecności Pedro. Znamy się prawie dwadzieścia lat, a mam wrażenie, że siedzę obok obcej osoby,
- Co ci się stało w rękę? 
- Sam nie wiem. Byłem pijany. Brakowało mi Cię.
- Dlaczego? Dlaczego mi wtedy nie powiedziałeś? Podszedłbym do tego wszystkiego inaczej. 
- Może dlatego, że nasza przyjaźń było dla mnie cenniejsza niż czyjeś życie. Wiesz jak wtedy nam się układało, kłóciliśmy się o byle gówno. Dolałbym tylko oliwy do ognia.
- Kim ty jesteś do cholery? Z kim ja się przyjaźniłem przez prawie dwadzieścia lat?! Mogłeś ją zabić! Nie pomyślałeś o tym gdy ją tam zostawiłeś bez pomocy? 
- Byłem spanikowany, postaw się w mojej sytuacji. Wsiadłem za kierownicą i odjechałem. Skąd mogłem wiedzieć, że w kogoś wjadę?! Żałuję tego, dzisiaj postąpiłbym inaczej. Wysiadłbym z tego samochodu i jej pomógł.
- Nie wiesz, że po alkoholu się nie wsiada za kierownicę?!
- Wiem. Wtedy się pokłóciliśmy, chciałem odreagować od tego wszystkiego. Nie myślałem racjonalnie. 
- Może mi jeszcze powiesz, że to moja wina?!
- Nie! W tym wszystkim zawiniłem tylko ja! 
- Gdyby Eliza się nie pojawiła, nie powiedziałbyś mi, prawda?
- Nie miałem tego w planach.
- No właśnie... Jak mam Ci teraz zaufać? - podniosłem się i skierowałem w stronę drzwi.
- Z niczym innym Cię nie okłamałem.
- Nie mam pewności, że teraz mówisz prawdę. - wyszedłem.
Teraz chciałem być jak najszybciej w domu, zamknąć się w sypialni i nie wychodzić z niej do rana. Chyba będzie lepiej jak nie będziemy się ze sobą kontaktować przez jakiś czas. Nie wiem. Prześpię się z tym i wtedy podejmę decyzję. Mam tylko nadzieję, że Eliza będzie w domu. Nie chcę jeszcze jej stracić, bo Pedro chyba straciłem. Nigdy bym nie pomyślał, że po prawie dwudziestu latach naszej przyjaźni to wszystko będzie szło ku końcowi. Wszedłem do domu, na wejściu z pretensjami przywitała mnie mama.  Jeszcze mi tego brakowało. Dzięki mamo.
- Może ty mi powiesz dlaczego Eliza przyszła cała zapłakana?! Coś ty jej zrobił?!
- Nic! Jest tutaj jeszcze?
- W pokoju.
Poszedłem na górę i podszedłem pod pokój, w którym się znajdywała. Nacisnąłem klamkę, ale zamknęła się na klucz. Pukałem, dobijałem się, prosiłem by otworzyła. Dopiero gdy zagroziłem, że wywarze drzwi to otworzyła. Patrzyła na mnie przez załzawione oczy. Mocno ją przytuliłem i nie chciałem jej puścić bo bałem się, że ucieknie. Teraz tylko tego się bałem. Bałem się, że stracę kolejną osobę, którą kocham. Przerażał mnie ten fakt. Uwolniłem ją ze swojego uścisku. Kciukiem starłem jej spływające łzy, delikatnie się do niej uśmiechnąłem. Chciałem jej uświadomić, że nie powiedziałem jej tego tylko dlatego, że chciałem ją zatrzymać. Powiedziałem wtedy prawdę, to co czuję. Mogłem się spodziewać takiej reakcji, ale nie zrobiłem tego. Eliza wiele dla mnie znaczy i nie obchodzi mnie to co myślą ludzie. Może mieć pocięte ręce, blizny na całym ciele, może być nawet niewidoma czy niemową. Nie obchodzi mnie to. Dla mnie wygląd nie gra roli, a ludzie niech mówią co chcą. Zakochałem się w takiej jaka jest, reszta nie ma znaczenia. Nie chcę jej skrzywdzić czy wykorzystać. Chcę jej pomóc.
- Porozmawiajmy. - objąłem ją i usiedliśmy na łóżku. - Chcę żebyś wiedziała, że nie powiedziałem tego by Cię zatrzymać. To co mówiłem było prawdą. 
- Za dużo sobie wyobraziłeś. Dobrze wiesz, że to nie może się udać.
- Dlaczego?
- Jesteś znany na całym świecie, a ja jestem tylko chodzącym pachołkiem. 
- Nie mów tak, nie jesteś żadnym pachołkiem. To nie ma znaczenia, że jestem znany. Jestem zwykłym facetem.
- Możesz mieć każdą dziewczynę. 
- Nie chcę każdej. - złączyłem drugi raz nasze usta. - Chcę tylko Ciebie.









Taaa... Tygodniowe opóźnienie, miałam dodać to wczoraj, ale stadion na Reymonta 22 wzywał *.*
Chyba połowę rozdziału przepłakałam bo jest 50% szans, że pojadę na koncert Enrique w Krakowie! Ale jest też drugie 50% i nie chcę być potem rozczarowana :/ Mam nadzieję, że moje największe marzenie w końcu się spełni!
Do następnego ;*


wtorek, 6 września 2016

Nueve!

Byłem wściekły na Pedro, zawiodłem się na nim, przecież to wszystko mogło zakończyć się tragicznie. Nigdy nie uciekał od odpowiedzialności, zawsze wszystko brał na klatę. Nic mi nie powiedział, ja też nie zauważyłem zmiany w jego zachowaniu. Mógł mi powiedzieć, razem byśmy coś wymyślili. Zgłosiłby się sam na policję, najwyżej dostałby wyrok w zawiasach i odebrano by mu prawko. To chyba lepsze niż życie ze świadomością, że zostawiło się człowieka bez pomocy. Mam do niego żal, ale nie chcę by to wszystko się tak zakończyło, nie chcę kończyć tej przyjaźni. Nie wytrzymam bez niego. Ludzie mówią, że wszystko ma początek, jak i koniec, no oprócz półprostej. Chciałbym mu zaufać bezgranicznie tak jak kiedyś, ale ile razy mnie jeszcze okłamał? W jakich sprawach? Nie mam teraz ani chęci ani ochoty do niego iść, porozmawiać z nim w cztery oczy. Nie tak szybko, to wszystko jest za świeże, ale Eliza chcę iść do jego domu. Prosiła mnie o adres, ale go nie dostała, postanowiła poszukać go na własną rękę. Uparła się by tam iść. Jak to powiedziała "nie może być teraz sam". Sam jest sobie winien, dobrze wiedział, że po alkoholu nie wsiada się za kierownicę. Na samą myśl o nim się gotowałem i miałem ochotę obić mu twarz. Nie chcę go teraz widzieć, muszę to wszystko teraz sam przemyśleć na spokojnie i dopiero wtedy z nim porozmawiam. Też nie chcę by Eliza była z nim sam na sam. To by się mogło źle skończyć.
- Enri, idź do niego, porozmawiaj z nim.
- Eliza, daj spokój. Będę chciał to z nim porozmawiam. Rozmawialiśmy już o tym. 
- To twój przyjaciel.
- Czy aby na pewno? Mógł mnie oszukać jeszcze kilka razy. Nie wiesz tego.
- Ty też tego nie wiesz. Skreśliłeś go po jednym incydencie? Nie rób tego, nie traktuj go jak obcego faceta.
- Eliza ma rację Enrique. - w konferencje wtrąciła się mama. - Nie skreślajcie się. Jedź do niego, a jeśli nie to pozwól to zrobić Elizce. Nie możesz jej tego zabronić. To jest jej decyzja i ty nie możesz jej podważyć. Jeżeli chce jechać niech jedzie. Jesteś ostatnią osobą, która może jej czegokolwiek zabronić.
- Proszę.
- Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałowała. - napisałem jej adres na kartce i dałem pieniądze na komunikację miejską. - Uważaj na siebie.
Niechętnie dałem jej ten adres, ale mama miała rację. Nie mogę jej niczego zabronić, nie jestem jej prawnym opiekunem. W głowie pojawiła mi się myśl, że Eliza może zniknąć gdy nie podam jej tego adresu, wiem, że jest do tego zdolna. Usiadłem zrezygnowany i złapałem się za głowę. Chciało mi się płakać, nigdy nie mieliśmy dłuższej rozłąki niż parę godzin. Chyba, że wyjeżdżałem, ale wtedy mieliśmy stały kontakt. Niby to tylko dwa dni, ale to są długie dwa dni. Tego wszystkiego jest za dużo. Elizka, ojciec, a teraz jeszcze doszedł Pedro. To nie na moją głowę. Za dużo.
~.~
Dotarłam do domu Pedro, samochód stał w otwartym garażu, a brama była otwarta, inteligentnie. Nigdy w życiu nie byłam tak pewna jak dzisiaj. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, nikt nie otwierał. Nacisnęłam klamkę i drzwi się otworzyły, drugie gratulacje Sanchez. Nigdzie nikogo nie było, ani jednej żywej duszy, śmierdziało alkoholem w całym salonie, a butelki z puszkami leżały na ziemi. Weszłam dalej, przeszukałam większość pomieszczeń, nigdzie nikogo nie było. Weszłam do sypialni, wyglądała jakby przeszło prze nią tornado. Biurko było rozwalone, firanki jak i zasłony leżały na ziemi. Butelki z piwa takk samo jak w salonie leżały na ziemi, koło łóżka znajdywała się nieduża kałuża krwi, a na łóżku leżał on. Podeszłam do niego i próbowałam go obudzić. Uderzyłam go parę razy w twarz, a gdy to nie pomogło to wylałam na niego szklankę zimnej wody. Ocknął się i podniósł zakrwawioną rękę. Jechało od niego piwskiem.
- Enrique... Przepraszam. -wymamrotał i zwymiotował na podłogę.
- To ja, Eliza. Enrique tutaj nie ma. - złapałam go za twarz. - Coś ty ze sobą zrobił, chłopie?
Na rozwalonym biurku leżała apteczka, wzięłam ją i usiadłem koło Pedro trzymając go w pozycji siedzącej. Wzięłam wodę utlenioną i nalałem mu na ranę, nie czuł bólu przez alkohol. Jeden plus. Zabandażowałam mu rękę i lekko się uśmiechnęłam.
- Przepraszam Cię za to wszystko, nigdy nie chciałem nikomu zrobić krzywdy, a szczególnie dziewczynie.
- Nie mam do Ciebie pretensji, nie pójdę z tym na policję.
- Teraz powinienem siedzieć w pierdlu, zasłużyłem na to. Przeze mnie mogłaś zginąć.
- Przestań już. - pogładziłam go po ramieniu. - Przestań się już obwiniać i przestań pić, nie warto. Jest coś takiego jak dawka śmiertelna.
- Jest mi to już obojętne. 
- Pedro.Po kilku próbach udało mu się wstać. Przeszedł kilka metrów i upadł. Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do łazienki. Klęczał przed toaletą i przygotowywał się by zwymiotować. Zostawiłam go na chwilę samego, posprzątałam zwrócone przez niego posiłki i wróciłam do niego. Zasnął z głową w muszli. Próbowałam go podnieść, ale był za ciężki. Chciałabym by był tu teraz Enrique. Chwilę się zastanawiałam czy nie zadzwonić do Kike z telefonu Pedro, ale były trzy powody dlaczego miałabym nie zadzwonić i żadnego żebym zadzwoniła. Po pierwsze: Enrique nie chcę widzieć Pedro. Po drugie: Gdy zobaczy, że dzwonie z telefonu Sancheza to nie odbierze bo będzie myślał, że to on dzwoni. Po trzecie: nie mogę grzebać w cudzym telefonie. No trudno. Muszę sobie sama poradzić. Odepchnęłam go na ziemię,, powiedział coś pod nosem i tyle z niego pożytku. Aż tyle znaczyła dla niego przyjaźń z Iglesiasem, jeszcze trochę i zapiłby się na śmierć. Ocknął się na chwilę, ale tylko po to by zwymiotować.
- Pedro! - poklepałam go po policzku. - Nie zasypiaj!
- Prz... Przeproś ode mnie Enrique. - odbiło mu się. - Idź już.
- Nie zostawię Cię teraz tutaj samego.
~.~
Elizy już długo nie ma, korciło mnie by jechać do niego, ale teraz nie chcę. Łzy cisnęły mi się do oczu gdy na półkach widzę swoje zdjęcia z Pedro. Mama próbuje jakoś mnie utrzymać przy normalnym funkcjonowaniu. Mamo, jak dobrze, że teraz jesteś. Teraz,gdy Cię potrzebuję. Położyłem się na łóżku, a po policzku spłynęły mi łzy. Tęsknie za nim. Może powinienem do niego iść o porozmawiać teraz? Tylko tak sobie wszystko wyjaśnimy. Jutro do niego pojadę. Kocham go jak brata, to wszystko ma się skończyć? Oboje tego nie chcemy. Zerwałem się na równe nogi gdy usłyszałem jak zamykają się drzwi wejściowe. Była to mama albo Eliza. tym razem mama. Wziąłem gazetę i puszkę piwa i zabrałem się za czytanie. Wpadłem na artykuł o sobie. "Koniec przyjaźni Enrique Iglesiasa i Pedro Sancheza? Powodem kobieta?" Zaśmiałem się kpiąco. Po czym oni to wywnioskowali? To jest jakaś komedia, ale przecież media wiedzą lepiej. Rzuciłem gazetą na stół i wyszedłem z domu. Rodzicielce rzuciłem tylko hasło "wychodzę" i poszedłem w moje ulubione miejsce to wszystko przemyśleć. Często przychodziłem tutaj z Pedro. To jest nasze wspólne ulubione miejsce. Położyłem się na trawie i podziwiałem bezchmurne niebo. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie wszystkie wspomnienia z Pedro. Czasy gdy byliśmy dzieciakami i graliśmy na ulicy w piłkę, nasze bezsensowne kłótnie, po których godziliśmy się po godzinie, czemu teraz tak nie może być? Czuję się przez niego oszukany, ale też jest w tym trochę mojej winy. Niczego nie zauważyłem, nie zauważyłem żadnej zmiany. W tamtym czasie nie było między nami wesoło. Mieliśmy sprzeczki z byle powodu, może dlatego nie zauważyłem. Ale to nie zmienia faktu, ze mógł mi powiedzieć. Próbuję go zrozumieć, postawić się w jego sytuacji tego dnia. Miał wtedy 24 lata, wiem, że bał się odpowiedzialności, spanikował, nikt w tym wieku nie chciałby mieć kryminalnej przeszłości. Domyślam się, że nie powiedział mi bo bał się mojej reakcji. Fakt, wściekłbym się na niego, ale podszedłbym do tego inaczej, a teraz jest już po ptokach. Policja pewnie już dawno umorzyła śledztwo z braku jakichkolwiek śladów, które prowadziłyby do sprawcy. Na prawdę nie mogę tego strawić. To wygląda jak z kiepskiego filmu. Jutro do niego pojadę, muszę to zrobić. Dla siebie i dla naszej przyjaźni, która mam nadzieję, że przetrwa tę próbę. Martwię się o niego, nie wiem co teraz wyprawia w domu, jak się trzyma. Można powiedzieć, że jesteśmy od siebie uzależnieni, długo bez siebie nie wytrzymamy, a gdy już musimy to się strasznie męczymy. Braci się nie traci, a Pedro jest dla mnie bratem, którego nie chcę stracić. Nie wytrzymałbym bez niego. Z czasem może mu wybaczę, nie wiem. Czas pokaże.
~.~
Widzę jak mój syn to wszystko przeżywa, na głowę spadło mu za dużo rzeczy w jednym czasie. Jeśli będę musiała zostać dłużej to zostanę. Widzę tę zmianę Enrique gdy jest Eliza. Jest całkiem inny gdy jest w jego zasięgu wzroku. Widzę jak na nią patrzy. Matka zawsze zauważy. Coś między nimi zaczyna iskrzyć. Gdyby mógł to spędzałby z nią każdą wolną chwilę. Coś się święci. Enrique stracił dla niej głowę i to łatwo da się zauważyć. Nigdy nie patrzył tak na żadną kobietę. Chcę być przy niej cały czas, chcę ją chronić przed wszystkim. Zakochał się.







Kolejny rozdział pt. Kiczowaty.
Zaczęła się teraz szkoła i nie będę miała już na pewno tyle czasu co przez wakacje, więc rozdziały mogą pojawiać nieregularnie ;) 
Jednak postaram się by były one dodawane co tydzień, jakoś to rozplanuje ;)

I zapraszam do ankiety!

Do następnego ;*