środa, 27 lipca 2016

Cuatro!

Nie podoba mi się to, że Enrique się tak zaangażował to tej sprawy z Elizą, za bardzo jej ufa, a takie dziewczyny są najgorsze, Kike lubi pomagać, chce pomaga, ale bez przesady. Przygarnie ją pod dwój dach, ona go wykorzysta, okradnie i ucieknie. Mało to takich ludzi? Muszę mu przemówić do rozsądku choć wiem, że będzie to trudne, jak już sobie coś ubzdura to trudno go od tego odciągnąć. Ma trudny charakter, zawsze stawia na swoim. Zazwyczaj tego nie żałuje, ale zdarzały się sytuację, których do tej pory żałuje. Jest moim przyjacielem, wspieram go zawsze, pomagam gdy mnie poprosi. I będę go chronił przed tą dziewczyną. Coś mi mówi, że Kike będzie przez nią cierpiał, że go wykorzysta, a wtedy nie daruje jej tego. Nie znam tej dziewczyny, wiem, że nie powinienem jej oceniać, ale znam parę przypadków takich ludzi. Naciągają ludzi, którzy chcą pomóc. Nie wiem jak przemówię mu do rozsądku, będzie to nie lada wyzwaniem, ale przynajmniej spróbuje.
- Dobra Pedro, spada. Wóz na mnie czeka. Wiesz co masz robić.
- Wiem, spokojnie bracie. Wiem też co mam powiedzieć gdyby Eliza się pojawiła.
- A i Pedro, nie na moim łóżku! - zaśmiał się, a ja rzuciłem w niego jabłkiem.
- Uważaj na siebie.
Wyszedł, a ja poszedłem nalać sobie soku, nie miałem większych planów na dzisiejszy dzień, rozsiadłem się na sofie i włączyłem telewizor. Zaczynałem się martwić o Enrique, odkąd spotkał tę dziewczynę to się zmienił, częściej się kłócimy, nie potrafimy się dogadać. Nie ufam takim ludziom. Enrique został już raz oszukany przez kobietę, nie załamał się tym za bardzo, ale pieniędzy nie odzyskał. Boję się, że za drugim razem może zakończyć się to inaczej, a wtedy będzie go trudno złożyć do kupy. Teraz ma trasę, to przez tydzień o niej zapomni, a gdy już wróci pogadam z nim jak przyjaciel z przyjacielem, próbuje go jakoś przekonać, dotrzeć do niego, może mi się uda. Oby. Mam nadzieję, że do tej pory Eliza się tutaj nie pojawi, że już nigdy się nie pojawi.
~.~
Przez cały lot myślałem o Elizie, nie rozumiem dlatego Pedro jest tak do niej uprzedzony, nic mu przecież nie zrobiła, nawet jej na oczy nie widział, chyba, że... o czymś nie wiem, że coś wydarzyło się pomiędzy nimi w przeszłości, ale to niedorzeczne. Niemożliwe żeby się znali, wiedziałbym. Chyba czeka mnie długa rozmowa, chcę poznać przyczynę takiego nastawienia do niej. Pedro taki nie jest, nie ocenia ludzi z opowiadać innych, z pochodzenia czy sytuacji domowej, znam go od szóstego roku życia, gdy się coś dzieje zachowuje się inaczej, zauważyłbym. Chyba, że coś skutecznie przede mną ukrywa. Może coś się pomiędzy nimi wydarzyło. Nie wiem, porozmawiam z nim i może wszystkiego się dowiem. Teraz spróbuje o tym nie myśleć, ale będzie to trudne. Wysiadłem z samolotu, na lotnisku było mnóstwo ludzi, jak to na lotnisku w sumie. Zrobiłem niemałą sensację pojawiając się na nim. Myślałem, że okulary przeciwsłoneczne i czapka z daszkiem pomogą mi się jakoś przedostać przez całe lotnisko, ale czapka i okulary to teraz chyba znak rozpoznawczy. No, ale cóż... Nie będę uciekał przed fanami. Dopadły mnie dwie nastolatki i przytuliły. Zaśmiałem się i czekałem aż mnie puszczą. To trochę trwało, w międzyczasie zdążyłem rozdać kilka autografów i zrobić zdjęcia. Zobaczyć uśmiech na twarzy fanów- bezcenne. Puściły mnie, zrobiłem to o co mnie poprosiły i poszedłem dalej. Byłem już blisko wyjścia, ale personel mnie zatrzymał, na każdym lotnisku mnie przeszukują, przyzwyczaiłem się do tego, każdego przeszukują.
- A torba? - uśmiechnęła się.
- Cztery karabiny, dwa pistolety i dziesięć granatów. - zaśmialiśmy się i otworzyłem bagaż.
- Jeszcze bym prosiła autograf i zdjęcie jeśli można.
- Żaden problem. - uśmiechnąłem się.
Wyszedłem z lotniska kierując się do jakiejkolwiek taksówki.
- Enrique! - usłyszałem kobiecy krzyk.
Odwróciłem się i zobaczyłem kobietę z dzieckiem na wózku inwalidzkim, podszedłem do nich. Na twarzy kobiety jak i dziecka pojawił się szeroki, szczery uśmiech.
- Cześć mały. - kucnąłem obok wózka. - Jak masz na imię?
- Gerard. - uśmiechnął się złapał mnie za rękę. - Mogę od Ciebie autograf?
- Pewnie. - podpisałem się na dwóch kartach z moim zdjęciem. - Co się stało?
- Samochód go potrącił trzy miesiące temu. Wbiegł na ulicę po piłkę i stało się.
- Przykro mi. Będzie dobrze. - uśmiechnąłem się. - Trzymajcie się. Wracaj do zdrowia mały. - przybiłem mu piątkę.
Wsiadłem do taksówki i odjechałem do hotelu, w którym mam nocować przez jedną noc.
~.~
Po raz setny skierowałam się do domu Enrique, tym razem zadzwonię, nie stchórzę, nie mogę po raz kolejny zrezygnować w ostatniej chwili. Nie tym razem Eliza, nie tym razem. Powoli się ściemniało, nie wiem czy to była odpowiednia godzina na wizyty. Ręka mi zadrżała gdy wcisnęłam przycisk na domofonie. Po tylu próbach odważyłam się i to zrobiłam, długo nie słyszałam jego głosu, zadzwoniłam jeszcze raz. Cisza. Pewnie nie ma go w domu, no trudno. Nic tu po mnie. Odeszłam. Poszłam się jeszcze przejść, lepsze to niż pójście do domu, gdy będzie mi się chciało spać to wrócę do domu, przecież tylko po to mam ten dom. Do niczego innego on nie służy. Doszłam do sklepu całodobowego, kupiłam sobie bułkę i mały sok, tylko na to mnie było stać. Pieniądze udało mi się zdobyć na ulicy. Pokręciłam się jeszcze po Madrycie zanim wróciłam do domu, w swoim pokoju pojawiłam się kilka minut po drugiej. Położyłam się i momentalnie zasnęłam. Jak tylko się obudzę, ogarnę się w miarę i pójdę do Enrique, jeśli już raz się odważyłam zadzwonić, to jutro też mi się uda, może będzie w domu. On miał racje, potrzebuję pomocy. Im częściej mówię sobie, że daję sobie radę tym jest gorzej. Nie wiem czy Hiszpan jest mi w stanie pomóc, ale warto chyba spróbować. Jeśli nie spróbuję to się nie dowiem. Nie wiem też czy powinnam mu ufać, jest dla mnie obcym facetem, ale wyciąga do mnie pomocną dłoń. Obudziłam się kilka minut po dziesiątej, słońce od razu mnie oślepiło, powoli się podniosłam i skierowałam do łazienki. Szybko się wykąpałam i wyszłam z domu. Poszłam od razu do domu piosenkarza. Gdy się już tam znalazłam zadzwoniłam domofonem, bramka szybko się otworzyła, a ja niepewnie weszłam na jego posesję. Drzwi się otworzyły, ale to nie Iglesias z nich wyszedł, był w samych bokserkach. Gwałtownie zrobiłam dwa kroki do tyłu. Kto to jest? Pomyliłam domy? Przecież to Enrique ma popisany kosz na śmieci przez fanów. Ciekawy sposób okazywania, ze jest się jego fanem. Ciekawy i oryginalny.
- Jest Enrique? - zapytałam z zawahaniem.
- Nie ma, wróci w sobotę rano. - odpowiedział w niezbyt miłym tonem. Ty jesteś Eliza?
- Yyy... Tak.
- Czego chcesz od Enrique? - podszedł do mnie, a ja się cofnęłam. Myślisz, że owiniesz sobie go wokół palca, wykorzystasz, oszukasz i uciekniesz?
- Nie mam zamiaru nic takiego zrobić.
- Akurat, jedna laska też tak mówiła, a wyrolowała go na kilkanaście tysięcy i w magiczny sposób zniknęła.
- O co Ci chodzi?
- Nie przychodź już tutaj. - złapał mnie za ramię i popchnął do wyjścia. - Nie chcę Cię już tutaj widzieć.
- Nie dotykaj mnie!
- Może Kike leci na taką ładną buźkę, ale na mnie to nie działa. - zacisnęłam pięść i uderzyłam go z całej siły w twarz.
Wyszłam z jego hektarów i złapałam się za prawą rękę, nie wiedziałam, że potrafię tak mocno przywalić, że w ogóle potrafię przywalić, po chwili zaczynałam tego żałować, on chyba dobrze zna Enrique, jeśli pilnuje mu domu to musi mu ufać w 100%, może to jakaś rodzina?
~.~
Trzymałem się za obolałe miejsce, a Iglesias mówił, nie dotykaj jej. Tego się nie spodziewałem, co za laska, twarda sztuka. Mam nadzieję, że mi zejdzie siniec, który na pewno zawita na mojej twarzy przed powrotem Kike. Wyśmieje mnie na wejściu gdy dowie się, że pobiła mnie dziewczyna. Splunąłem na ziemię i wróciłem do domu, od razu poszedłem do łazienki opłukać twarz. Po co ona tu przyszła? Czego ona od niego chce? Po co Enrique chcę jej pomagać? Nie może znaleźć kogoś na poziomie, a nie takiego kogoś? Czeka mnie długa rozmowa, bardzo długa, niech się szykuje bo ja nie odpuszczę. Nie będę mu dawał wiadomości o tym, że chcę pogadać, ale powiem mu, że Eliza się tutaj pojawiła. Niech się chłopak ucieszy. Chociaż mam nadzieję, że dzisiaj była tutaj ostatni raz. Enrique musi jakoś o niej zapomnieć, a ja mu w tym pomogę. To już nie jest ten sam Enrique sprzed tygodnia. Ta dziewczyna może go zniszczyć, zniszczyć jego karierę. Odezwał się mój telefon, myślałem, że to Enrique, miał zadzwonić jak dojedzie do hotelu. Nie był to jednak on.
- Cześć mamo!
- Cześć synku! Może zjesz dzisiaj z nami kolację? O 19?
- Bardzo chętnie, ale nie mogę. Enrique wyjechał i pilnuję jego domu. Następnym razem przyjdę.
- To będziemy czekać. - odłączyła się.
Nie zdążyłem odłożyć telefonu bo na wyświetlaczu wyświetlił mi się numer i zdjęcie Enrique.
- No siema stary! Miło, że dzwonisz.
- Też się cieszę, że Cię słyszę! Dom stoi?
- Jeszcze stoi. - zaśmiałem się. - Eliza tu była, jest... urocza.
- Mam wyczuć sarkazm? Powiedziałeś jej to co Ci kazałem?
- Tak. 
- Masz szczęście. Kończę, zadzwonię jutro albo wieczorem.
- Do usłyszenia.
Odłączyłem się i rzuciłem telefon na sofę. Pewnie teraz skacze na łóżku jak debil z radości. Elizy już nie zobaczysz przyjacielu, ja tego dopilnuję.

______________________________

Coś mnie ostatnio wzięło za nocne dodawanie rozdziałów haha ;D
Nie będę się rozpisywać o rozdziale, ale napisze coś o ŚDM ;)


Wszyscy wiedzą co teraz się dzieje na tym świecie, że ten świat powoli ginie :/ 
Miejmy nadzieję, że teraz, w Krakowie, w Polsce nic się nie stanie.
U mnie na wsi jest pełno włochów, mam już ich dość, śpiewają o szóstej rano, wieczorem krzyczą, masakra jakaś... Ale też boję się wyjść na ulicę bo nigdy nie wiem co może mnie czekać za rogiem :/
Miejmy nadzieję, że wszyscy przetrwają te ŚDM, że wszyscy będą cali i zdrowi. Jeśli ktoś jest tutaj z Krakowa lub z okolic tak jak ja to  proszę was. Uważajcie na siebie ;)

środa, 20 lipca 2016

Tres!

Eliza nie odzywała się od tygodnia, ja też nie próbowałem jej znaleźć. Martwię się o nią, to logiczne, ale nie mogę nic zrobić. Wie, że może przyjść w każdej chwili. To już jej decyzja, w głębi duszy jednak mam nadzieję, że przyjdzie. Z jednej strony wiem, że sobie radzi, a z drugiej boję się, że coś sobie zrobiła, przecież już próbowała. Czuję się za nią odpowiedzialny. Powinienem? Jest pełnoletnia, a ja dla niej jestem obcym facetem. No, ale cóż. Nic nie zdziałam. Niczego nie oczekuje, po prostu chcę pomóc dziewczynie, która pomocy nie chcę, a jej potrzebuje. Ucieszyłbym się gdyby zdecydowała się jednak tutaj pojawić. Teraz jest jeszcze moja trasa koncertowa, jest w najmniej odpowiednim czasie, ale cóż mam zrobić? To nie ja ustalam terminy, a przekładać ich nie będę, nie zrobię tego fanom. Nie potrafiłbym. Musiałoby się coś na prawdę stać by odwołać koncert. Nigdy mi się to nie przytrafiło i mam nadzieję, że nie przytrafi. Jutro wylatuję do Portugalii, potem Niemcy, Włochy, Czechy i Austria, przez tydzień nie będzie mnie w domu. Domu pilnować będzie mój przyjaciel Pedro. A co jeśli Eliza przyjdzie gdy mnie nie będzie? Zobaczy Pedro i ucieknie? Przestraszy się? I już się nie pojawi? Iglesias stop! Nic takiego nie będzie miało miejsca. 
- Tu ziemia do Kike! - przed twarzą ręką wymachiwał mi Pedro. - Co jest? Myślisz o tej dziewczynie?
- Martwię się o nią. 
- Odpuść sobie.
- Dziewczyna chcę popełnić samobójstwo na twoich oczach, co byś zrobił?
- Wysłał ją do psychiatryka. Laska ma nie po kolei w głowie.
- Nie wiesz przez co przeszła.
- To może mnie oświeć. Chłopak ją rzucił?
- Gdybym mógł Ci powiedzieć to już bym to zrobił.
- Skup się na trasie. Będę u Ciebie jutro koło 20. Cześć.
- Cześć.
Skup się na trasie, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie potrafię o niej nie myśleć, siedzi mi w głowie od tygodnia i nie potrafię jej wymazać przynajmniej na chwilę.
~.~
Kilka razy byłam pod domem Enrique, ale nie odważyłam się zadzwonić domofonem, chciałam, ale się bałam. Nie miałam na tyle odwagi. Za każdym razem mówiłam sobie, że dam radę, że wejdę do niego, ale gdy przyszło co do czego to tchórzyłam. Typowa ja, zawsze tchórzyłam. Dałabym dużo żeby cofnąć czas o 18 lat. Do czasu gdy mnie nie było na tym świecie. Po raz kolejny stoję pod domem piosenkarza, ale nie zadzwoniłam, wiem, że jest w domu, świeci się światło i widziałam go w oknie. Dlaczego zawsze tchórzę? Odeszłam od jego posesji, odwróciłam się ostatni raz i odeszłam, kolejny raz. Chciałabym chociaż raz nie stchórzyć. Tylko ten jeden raz, to aż tak dużo? Wróciłam do domu, zamknęłam się w pokoju i położyłam się na łóżku zamykając. Myślami powędrowała w nieosiągalne dla mnie miejsca. Brazylia, Francja, Chile, Włochy, Japonia, kiedyś chciałam zwiedzić te państwa, to były moje marzenia, które zostały zniszczone z dnia na dzień. Wiem, że nigdy nie odwiedzę Paryża czy Tokio, chyba tylko w snach. Kiedyś czternastolatka z marzeniami, z planami, a teraz osiemnastolatka na samym dnie życia, ironia losu. Usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno. Padało, jak na Madryt to rzadkość. Z okna było widać drogę, parę samochodów, dom sąsiada i budę mojego psa, który zdechł trzy lata temu. Widoków za pięknych to ja nie mam. Mieszkam w takim miejscu, że szkoda gadać. Mniejsza z tym. Wzięłam pierwsze lepsze ubrania z szafy i skierowałam się do łazienki. Wykąpałam się w zimnej wodzie bo ciepłej nie mamy. Po kilkunastu minutach byłam już ubrana w świeże ubrania. Ubrałam bluzę z kapturem i wyszłam z domu. Nie było sensu tam siedzieć, tylko śmierdzi tam alkoholem. Niczym innym, tylko nim. Usiadłem na ławce, padało jak z cebra, słyszałam słowa ludzi skierowane w moją stronę, nie zwracałam na to uwagi, przecież to jest na porządku dziennym, codziennie coś takiego słyszę. Nie przejmuję się tym. Jestem na to uodporniona.
- Wszystko w porządku? - zapytał wysoki blondyn.
- Tak, wszystko jest w porządku.
- Może dasz się namówić na kawę?
- A może dasz się namówić żebyś już sobie poszedł?
- Jak chcesz, twoja strata.
- Twoje szczęście.
- Widzę, że twardy orzech do zgryzienia. - odszedł.
Wstałam, już przestawało padać, a słońce powoli wychodziło zza chmur i zaczynało świecić nad stolicą Hiszpanii. Z daleka zobaczyłam Enrique otoczonego przez fanów. Chętnie rozdawał autografy, robił zdjęcia, widać, że sprawia mu to radość. Ten to ma życie. Madryt jest taki mały czy Hiszpan mnie śledzi? Miałam ochotę do niego podejść, ale tego nie zrobiłam. Dlaczego? Po raz kolejny się bałam, norma. Zobaczył mnie, tylko się uśmiechnął, nie podszedł. Zrozumiał, że przyjdę sama gdy będę chciała? Odpuścił? Jestem mu za to wdzięczna, zrozumiał, że na siłę nic nie zdziała? Jeśli ja nie chcę to on nic nie zrobi, rzecz w tym, że ja chcę, ale coś mnie blokuję i nie potrafię się przed nim odblokować. Nie mam na tyle odwagi by do niego podejść, porozmawiać. Ostatni raz na niego spojrzałam, cały czas na mnie patrzył. Odeszłam. I tak za każdym razem. Brawo za odwagę Eliza. Brawo.
~.~
Ucieszyłem się i odetchnąłem z ulgą gdy ją zobaczyłem całą i zdrową. Pewnie pomyślała, że ją śledzę albo coś w tym stylu co w ogóle nie było prawdą. Chciałem podejść, nawet bardzo, ale wiem, że jeśli będzie chciała to sama przyjdzie, dlatego nie podszedłem, nie narzucałem się. zrobi to co uważa za słuszne. Zrobiłem małe zakupy i wróciłem do domu, pasowałoby w końcu dzisiaj coś zjeść, padło na spaghetti, nie jestem fanem kuchni włoskiej, ale też nie znam osoby, która nie lubi spaghetti. Przyrządziłem posiłek i szybko go zjadłem, człowiek głodny, człowiek zły. Włożyłem wszystkie naczynia do zmywarki. Włączyłem telewizor i po dłuższych poszukiwaniach znalazłem jakiś muzyczny program, lekko pogłośniłem, zawsze mam problem z numerem programu, zupełnie nie wiem dlaczego. Zacząłem sprzątać dom nucąc piosenki, które aktualnie leciały. Po godzinie została mi tylko kuchnia, najgorsze pomieszczenie w całym domu. tutaj zawsze jest największy bałagan. Zawsze znajdzie się jakieś jedzenie... sprzed tygodnia, ewentualnie dwóch. Nie jestem fanem sprzątania, ale jak już trzeba to wyjścia nie mam i posprzątać muszę. W miarę ogarnąłem ostatnie pomieszczenie, otworzyłem lodówkę i sprawdziłem daty ważności poszczególnych produktów, mleko przeterminowane o miesiąc. Miesiąc to jeszcze nic, mogło być gorzej. Wyrzuciłem wszystkie nieświeże napoje i jedzenie, a worek ze śmieciami wyniosłem do kosza na dworze. Pogłośniłem telewizor na cały regulator i poszedłem do łazienki, ściągnąłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic, po dwudziestu minutach byłem jak nowo narodzony. Ubrałem się w świeże ubrania i załączyłem pralkę. Dom posprzątany, cel osiągnięty. Ściszyłem muzykę i chciałem zająć się czymś pożytecznym, a wyszło jak zawsze, czyli się położyłem. Bardzo pożyteczne zajęcie, no nie powiem. Zasnąłem, co prawda nie miałem tego w planach, ale się nie wyspałem, to była krótka noc, a rannym ptaszkiem nigdy nie byłem i nie zanosi się bym nim został. Obudził mnie deszcz, który uderzał w okno i w parapet. Przekląłem pod nosem, wstałem i skierowałem się do kuchni w celu zrobienia sobie ciepłej kawy. Usiadłem na blacie czekając aż woda się zagotuje, gdy już to zrobiła zalałem kawę i poszedłem do salonu, wygodnie się rozsiadłem, ale oczywiście coś musiało mi przeszkodzić, jakże by inaczej, dzisiaj to był domofon. Miałem nadzieję, że to Eliza.
- Kto?
- Pedro.
Otworzyłem mu bramkę i drzwi wejściowe. Zastanawiałem się co tu robi, miał przyjść jutro o 20. Nie zadałem mu pytania po co przyszedł bo zapewne odpowiedzi bym się nie doczekał. Poszedł do lodówki i wyciągnął z niej dwie butelki piwa. Usiadł obok mnie kładąc butelki na stole i wyrwał mi pilota, spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Czujesz się jak u siebie. - wziąłem pierwszy łyk kawy, piwo zostawię na potem.
- Będę tu kimać przez tydzień, przyzwyczajaj się.
- To będzie długi tydzień.
- Nie śpiesz się, masz wygodne łóżko.
Zaśmiał się, a ja uderzyłem go łokciem. Obejrzeliśmy przy piwie jakiś mecz, wpisał w YouTube moje piosenki, nie lubię siebie słuchać, on dobrze o tym wie, ale specjalnie je puszcza. Chciałem mu wyrwać pilota, ale był silniejszy. Wstałem i wyłączyłem telewizor.
- No dobra Pedro, mała lekcja.
- Tak wiem, zero imprez, mam dbać o porządek i sprawić by ten dom stał gdy wrócisz. Mówisz mi to za każdym razem, ileż można?
- Dopóki nie nauczysz się słowa porządek, za każdym razem zostawiasz mi syf.
- Dobra, teraz posprzątam. Obiecuję.
- Gdyby Eliza się pojawiła to...
- Nie przyjdzie, gdyby chciała to już by to zrobiła. Pewnie teraz siedzi z jakimś chłopakiem.
- Nie siedzi, gdyby przyszła to powiedz jej, ze wracam w sobotę.
- Skąd wiesz, że nie siedzi? Jasnowidzem jesteś?
- Boi się męskiego dotyku... Ktoś ją zgwałcił, teraz już wiesz dlaczego nie siedzi? Gdyby przyszła to jej nie dotykaj.
- Nie wiedziałem, sorry stary.
- Miałem nikomu nie mówić, więc ty też dziób na kłódkę.
- Masz moje słowo.
Wiem, że jej obiecałem, że nikomu o tym nie powiem. Pedro jest moim przyjacielem, ja mu mówię o wszystkim i on mówi mi wszystko, to co ja mu mówię to wiem, że nie ujrzało światła dziennego. Zawsze dotrzymuje słowa, zawsze mogę na niego liczyć, dochodzi między nami do sprzeczek czy większych kłótni, ale po jakimś wszystko wraca do normy, pomagamy sobie nawzajem i wiem, że wskoczyłbym w ogień gdyby mu się coś działo, miał jakieś kłopoty. Nigdy mnie nie zawiódł,  ufam mu jak nikomu innemu, wiem, że nikomu tego nie rozgada. Nie lubimy wokół siebie rozgłosu, jesteśmy zwykłymi ludźmi. Jedyne co nas różni to imprezy. Pedro może chodzić na niecały czas, a ja wybiorę się raz na parę miesięcy. Wolę bawić się w gronie znajomych niż obcych ludzi w klubie. Pedro zaś woli iść do klubu i tam się zabawić. Tylko to nas różni. Mogę się założyć, że podczas mojej nieobecności ktoś zawita do domu i zadowoli tego niewyżytego seksualnie obszczymura. 







______________________
1:25 a mi się zachciało dodawać rozdziały ;D
Pedro chyba nie polubi Elizy hyhy ;D
Albo i polubi ;D
Nadal Enrique taki cudowny *.*
Normalnie dostaje natchnienia jak słucham piosenek Kike ;D
Do następnego ;*

środa, 13 lipca 2016

Dos!

Minęło kilka godzin od tej rozmowy, nadal jestem w domu Iglesiasa, nie mam się jak wymsknąć , muszę wyjść stąd tak by mnie nie zauważył, nie chcę jego pomocy, jest kim jest, ale nie mam zamiaru tutaj siedzieć i mu wszystkiego mówić, przez cztery lata sobie radziłam to teraz mam sobie nie dać? Panie Iglesias, już mnie nie zobaczysz. Tylko zaśnij. Było już około 22, brał prysznic, mogłam już teraz uciec, ale pewnie jeszcze tutaj przyjdzie, więc poczekam jeszcze parę godzin. Zeszłam na dół, nalałam sobie wody i wróciłam do pokoju. Usiadłam na parapecie i podziwiałam widoki, były niesamowite, na niebie dużo gwiazd, księżyc, który nie wyglądał jak księżyc. Madryt nie spał, po ulicach chodziło mnóstwo ludzi. Wracali chyba z jakiegoś meczu, przynajmniej tak wyglądało, śpiewali jakieś przyśpiewki czy jak to się tam nazywa. Usłyszałam zamykające się drzwi od łazienki, czyli Enrique z niej wyszedł, zeszło mu. Zabrałam łyk wody i ponownie patrzyłam na ulice Madrytu. Ciekawi mnie tylko gdzie jest mój ojciec, wiem, że mieszka w Madrycie, ale nie wiem gdzie. W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałam i teraz też nie mam zamiaru. Nie chcę o nim myśleć, zostawił nas to jest dla mnie bezwartościowym chujem. Tak w skrócie. W progu stał Enrique, jak długo to nie wiem, ale dopiero teraz go zauważyłam, skupiłam wzrok na nim, włosy miał rozczochrane, w ustach trzymał szczoteczkę do zębów, ubraną miał tylko dolną część pidżamy i gumowe klapki na stopach. Posłał mi lekki uśmiech.
- W porządku? - pokiwałam twierdząco głową. - Zaraz będziesz mogła skorzystać z łazienki, nie mam damskich ciuchów, przyniosę Ci zaraz jakiś mój podkoszulek.
Zniknął za drzwiami, zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam w stronę łazienki, po drodze Iglesias dał mi koszulkę i wskazał gdzie jest łazienka. Weszłam do środka i zamknęłam się, łazienka nie była duża, ale wystarczająca by zmieścił się prysznic z lewej, a wanna z prawej strony, toaleta znajdywała się na prawo gdy wchodzisz. Na ścianie znajdywało się duże lustro, a pod nim jedna duża szafka łazienkowa. Na podłodze znajdywały się białe płytki antypoślizgowe, dba o bezpieczeństwo, na ścianach były także białe kafelki, kompletny obłęd. Ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Po dobrych 20 minutach wyszłam spod prysznica, wysuszyłam się i ubrałam koszulkę piosenkarza, która wyglądała jak sukienka do ud. Wyszłam i skierowałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i przykryłam by nie wzbudzić podejrzeń, obróciłam się na prawy bok i zamknęłam oczy, tylko nie zaśnij, Eliza tylko nie zaśnij.
- Śpisz? - zapytał opierając się o futrynę.
- Nie, jeszcze nie. - otworzyłam oczy.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to mów, a jakby coś to jestem za ścianą. Nie będę zamykał do siebie drzwi, możesz mnie obudzić o każdej porze gdyby coś się działo.
- Dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc. - uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi.
Leżałam dość długo, cicho otworzyłam drzwi od pokoju, przysłuchiwałam się czy śpi, cicho pochrapywał, czyli śpi. Teraz mój czas. Na palcach zeszłam na dół, w miarę cicho wyszłam z domu i uciekłam. Nie zamierzałam siedzieć u niego w domu, Iglesiasie, poradzę sobie sama. Szłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie idę, po prostu szłam. Plątałam się po mieście, nie chciałam wracać do domu, po co mam tam wracać? Enrique nie mógł sobie znaleźć innej ofiary tylko mnie? Tyle jest osób w Madrycie, a ten upolował sobie akurat mnie. Nie chcę jego pomocy, nie potrzebuję pomocy od nikogo, szczególnie od niego. Jeśli myśli, że będzie mi pomagał to jest w dużym błędzie. Niech się zajmie swoim życiem, koncertami, karierą, niech tym sobie zawraca głowę, a ode mnie niech się odczepi. Jest pomocny, ale niech sobie odpuści albo znajdzie kogoś innego. Oparłam się o jakiś budynek i się rozpłakałam. To dziwne, że rozmawiałam ze swoim jedynym idolem, a ja traktowałam go jak powietrze, unikałam go, chciałam się go pozbyć, inni pewnie skoczyliby mu na szyję i za nic w świecie nie chcieliby go puścić, ale nie ja. Może nie robił na mnie zbyt większego zachwytu przez to, że widziałam go nie po raz pierwszy. Przechodziłam koło niego parę razy, ale nie zatrzymywałam go, wystarczyło mi , że go widziałam. Raz mu powiedziałam dzień dobry, a on się uśmiechnął i odpowiedział. Tylko tyle. Teraz też nie zamierzam z nim rozmawiać. Enrique, daj mi już spokój. Do niczego nie jesteś mi potrzebny. Jeśli chcesz mi pomóc, to nie wchodź mi w drogę.
~.~
Obudził mnie dźwięk tego cholernego budzika, czyli była dziewiąta, kurde... pospałbym sobie jeszcze, ale mus to mus. Podniosłem się z łóżka i od razu poszedłem do pokoju, w którym nocowała Eliza, nie było jej, pewnie jest na dole. Zszedłem na dół i też jej nie było. Wyszła albo uciekła, przeczucie mówiło mi, ze uciekła. Wykonałem wszystkie poranne czynności i ruszyłem na miasto, miałem nadzieję, że ją gdzieś zobaczę, zatrzymam choć szansę są nikłe, Madryt jest duży. Wątpię by wróciła do domu, pójście tam to strata czasu, pewnie błąka się po ulicy sama, nie ma pojęcia dokąd iść, może będzie na tym moście, na którym ją złapałem. Nie liczyłem na to, że tam będzie, ale może cud by się zdarzył. Nic z tego, nie było jej. Nie wiem gdzie mam jej szukać, nie znam jej ulubionych miejsc, nie wiem o niej dużo. I to nie przemawiało dla mnie dobrze. Zatrzymało mnie paru fanów, poprosiło o zdjęcie i autografy, nie miałem z tym problemu, chętnie rozdaje autografy, lubię sprawiać uśmiech na twarzy młodych ludzi i nie tylko. Poszedłem dalej z nadzieją, że gdzieś ją zobaczę. Zrezygnowany wróciłem do domu, nalałem sobie soku, wziąłem długopis i kartkę, rysowałem jakieś dziwne wzory zastanawiając się gdzie jest Eliza. Mogła być w każdym miejscu tego miasta, ale także mogła być poza nim. Rzuciłem długopisem o stół i rozłożyłem się na sofie nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Eliza, gdzie jesteś?
~.~
Obudziłam się na ławce na dworcu, byłam głodna i było mi zimno, na sobie nadal miałam koszulkę Iglesiasa, cieszyłam się, że uciekłam od niego, może już się odwali. Weszłam do jakiegoś sklepu spożywczego, zabrałam parę rzeczy do jedzenia i uciekłam. Pierwszy raz w życiu coś ukradłam, nie czuję się z tym dobrze, ale muszę jakoś żyć, bez pomocy, szczególnie jego. Wróciłam do domu co było błędem. Przed wejściem było słychać krzyki i śmiechy, czyli wytrzeźwiała, ciekawe na jak długo. Zrezygnowałam z wyjściem do środka, chodziłam różnymi ścieżkami, nawet nie wiem gdzie one prowadziły, po prostu szłam przed siebie. Osunęłam się o jeden z budynków chowając głowę w kolanach. Bawiłam się palcami u dłoni, moje ulubione zajęcie od paru miesięcy. Coś mnie podkusiło by iść do domu, ponownie skierowałam się do swojego "miejsca zamieszkania". Weszłam do środka, matka piła z jakimiś kolesiami, ominęłam ich, ale zatrzymał mnie głos matki, niesamowite, że przypomniała sobie o mnie! Cóż za niespodzianka!
- Czego chcesz?!
- Trochę szacunku do matki! Załatw nam jakieś piwo albo wódkę, cokolwiek.
- Pieprz się! - wycedziłam przez zęby. - Nie waż się nazywać matką! Jesteś pieprzoną alkoholiczką i niczym więcej! Nienawidzę Cię! - spoliczkowała mnie. - Jesteś najgorszą matką jaką mogłam mieć! - wybiegłam z domu.
- Wracaj tu szmato!
Przebiegłam parę metrów i wybuchłam płaczem, nienawidzę jej, nienawidzę siebie, nienawidzę tego świata. Gdy się uspokoiłam ruszyłam dalej, odwróciłam się na chwilę, ale zdążyłam na kogoś wpaść, spojrzałam na jego twarz, uśmiechnął się. Wszyscy tylko nie ty. Jak ty mnie znalazłeś? Nie zamierzałam z nim rozmawiać, chciałam go ominąć, ale ten blokował mi przejście. Patrzył na mnie z żalem wypisanym na twarzy, ale też z nadzieją i radością, że mnie znalazł. I z czego się tak cieszysz? 
- Eliza... Dlaczego uciekłaś?
- Zajmij się swoim życiem co? Nie wtrącaj się w moje! Widzisz? Radzę sobie. Odwal się ode mnie.
- Dlaczego nie chcesz sobie pomóc? Wiem, że boisz się mojego dotyku bo boisz się, że coś Ci zrobię, otworzyłaś się przede mną, powiedziałam mi wszystko, a to jest pierwszy sukces. Nie bój się mnie, zaufaj mi.
Ile w tych słowach było prawdy. Iglesias miał 100% racji, ale nie przyznam mu tego, sam pewnie już to wie. Każde moje słowo było kłamstwem, szczególnie dwa "radzę sobie". Nie radzę sobie, próbuje mi pomóc, a ja mu się sprzeciwiam. Ten gwałt... Tylko to mnie blokuje. Kiedyś byłam kompletnie inna, otwarta dla wszystkich, ciekawa świata, chciałam zwiedzać świat, a teraz? Teraz unikam wszystko i wszystkich, nie skończyłam szkoły, nie osiągnęłam nic. Nie tak sobie wyobrażałam sobie swoje życie. Nie potrafię się przed nim otworzyć w 100%, nie potrafię się przełamać.
- Daj mi spokój. - ominęłam go i odeszłam.`
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie to wiesz gdzie mieszkam. Będę czekał.
~.~
Zabolało mnie to, że tak mnie odrzuca, że nie chce mojej pomocy, Wiem, że jej potrzebuje, ona też o tym, ale boi się to tego przyznać. Widzę w jej oczach, że nie chce pomocy, której potrzebuje. Oczy zawsze powiedzą prawdę. Nie ze mną te numery. Cieszę się, że ją spotkałem, teraz wiem, że nic sobie nie zrobiła, że jest cała. Mam jednak nadzieję, że któregoś dnia pojawi się u mnie w domu. Jutro, za tydzień czy za miesiąc. Nie ważne. Ważne by się pojawiła. Chcę jej pomóc, ale nie będę się narzucał. Będzie chciała to sama przyjdzie, drzwi dla niej zawsze będą otwarte. Trudno przyznać się do tego, że ktoś potrzebuje pomocy. Teraz próbuje się skupić na trasie koncertowej. Muszę jakoś oddzielić życie prywatne od zawodowego. Za dwa dni mam koncert na stadionie Realu Madryt. Tyle dobrego, że mieszkam niedaleko. Nie będę miał problemu z dostaniem się. Mam nadzieję, że do tego dnia Eliza się pojawi. Chciałbym ją zabrać na koncert, sprawić by na chwilę się uśmiechnęła. Chodzi cały czas smutna, z uśmiechem na pewno jest jej ładniej. Jej decyzja kiedy przyjdzie, o ile przyjdzie. Mam taką nadzieję.








_____________________
Dzień dobry! 
Od razu mówię, że ten rozdział miał wyglądać całkiem inaczej, ale wyszedł jak wyszedł.
Enrique taki awww *.*
Do następnego ;**


PS. Czy tylko dla mnie to Portugalia nie zasłużyła na puchar ME?

czwartek, 7 lipca 2016

Uno!

Kolejny dzień, kolejne 24 godziny do przetrwania, kolejny dzień, w którym muszę sobie radzić sama, wszyscy znajomi, jeśli mogę ich tak nazwać mają dom, rodzinne bezpieczeństwo, mają gdzie wracać... I co najważniejsze, mają rodziców. Ja niby mam dom, ale nie mam po co tam wracać, nie chcę widzieć upitej matki i za pewnie nieprzytomnej. Często się zastanawiam po co mnie rodziła, po co dała mi coś takiego jak życie. Nie mogła mnie zabić? Może tak byłoby lepiej dla mnie, dla niej i dla tego chorego świata? Może wszyscy byliby szczęśliwsi gdybym się zabiła, gdyby zabrakło miejsca dla mnie, tutaj na ziemi. W sumie to nie jest zły pomysł. Matka pewnie by nawet nie zauważyła gdybym odeszła, na zawsze. I tak już o mnie nie pamięta. Podniosłam się z ziemi kierując się w stronę pobliskiego mostu, gdy już się na niego dostałam, stanęłam na skraju. Spojrzałam w dół, było wysoko i to bardzo, pode mną była tylko woda, samo uderzenie w wodę mnie zabije, czyli nic bym nie poczuła, bardzo dobrze. Odwróciłam się plecami do przepaści i zamknęłam oczy rozkładając ręce. Lekko się przechyliłam do tyłu gdy poczułam, że ktoś mnie łapie i sprowadza na ziemie. Spojrzałam na niego z wyrzutem, był zdyszany, ręce miał oparte na kolanach. Miałam świadomość kto przede mną stał, ale kompletnie nie zwracałam na to uwagi, przecież nie widziałam go pierwszy raz, już parę razy go mijałam i mimo, że jest moim idolem, nie jaram się na jego widok jak inni i to jest najdziwniejsze. 
- Co ty robisz dziewczyno? Życie Ci nie miłe?!
- Zgadłeś bohaterze. - powiedziałam z ironią. - Po co mnie łapałeś? Dlaczego to zrobiłeś?!
- Ile ty masz lat? Gdzie są twoi rodzice? - próbował mnie uspokoić. - A zrobiłem to dlatego, że gdybym zobaczył czyjąś śmierć, na którą pozwoliłem musiałbym zrobić to samo.
- Zrobiłbyś tylko dlatego, że taki pachołek jak ja się zabił? Poświęciłbyś swoją karierę, zostawiłbyś to wszystko tylko dlatego?
- Życie ludzkie jest ważniejsze od kariery, nie mógłbym żyć ze świadomością, że pozwoliłem komuś odebrać sobie życie. Ono jest najważniejsze. 
- Masz wszystko, dom, rodzinę, pieniądze. Nie zrobiłbyś tego.
- Może mam wszystko, ale pieniądze życia nie kupią. Odprowadzę Cię do domu, muszę porozmawiać z twoimi rodzicami.
- To nie będzie potrzebne. - przeraziłam się. - Poradzę sobie sama.
- Odprowadzę Cię. 
Zrezygnowałam, nie podobało mi się to, że idzie ze mną do domu, że zobaczy w jakich warunkach mieszkam, że zobaczy moją matkę. Do oczu napłynęły mi łzy, zamrugałam szybko parę razy by je zatrzymać. Byłam na niego zła, gdyby nie on nie byłoby mnie już. Tak byłoby najlepiej to nie... Pojawił się Enrique Iglesias i wszystko spieprzył. Po cholerę się tam pojawił. Całą drogę nie odezwałam się ani jednym słowem, on pytał się, mówił do mnie, ale widząc, że nie mam ochoty z nim rozmawiać to odpuścił. Stanęliśmy na przeciwko mojego domu. Weszłam do środka, a zaraz po mnie wszedł piosenkarz.
- Jezu... 
- Jeśli chcesz porozmawiać z moją matką to proszę. - wskazałam palcem na pijaną i śpiącą matkę. - Życzę powodzenia. - skierowałam się do swojego pokoju.
Stałam i gapiłam się w okno, nie wyrażałam żadnych emocji, czułam tylko wstyd, że to widział. Tylko ja tak mam przejebane na tym świecie? Dlaczego Bóg robi wszystko bym żyła? Nie chcę żyć. Co ja mu zrobiłam, że mnie tam nie chcę? Dlaczego nie pozwoli mi odejść? Iglesias podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, gwałtownie się odsunęłam. Nie wiedział o co chodzi, ale ja wiedziałam bardzo dobrze. Każdy dotyk płci przeciwnej przypomina mi o tym co stało się dwa lata temu. Za każdym razem próbuje unikać czyjegoś dotyku.
- Pomogę Ci. - spojrzał na mnie. - Potrzebujesz pomocy.
- Daruj sobie... Dam sobie sama radę. - zignorowałam go. - Nigdy nikogo nie interesowało to co robię, nikt nie chciał mi pomóc. Dlaczego miałoby się to zmienić?
- Mnie interesuje. Nie wiem przez co przeszłaś, ale mam nadzieję, że kiedyś się dowiem i będę w stanie Ci pomóc. Daj sobie pomóc. 
- od czterech lat sobie radzę sama, nie potrzebuje twojej pomocy.
- Właśnie widziałem jak sobie radzisz. Nie wiem dlaczego chciałaś się zabić, przez to co się dzieje u Ciebie w domu czy stało się coś jeszcze. Chcę Ci tylko pomóc. Zabiorę Cię stąd. - podał mi rękę, której nie zamierzałam złapać.
Ominęłam go i wyszłam z domu. Nie odpuszczał mnie na krok, przecież i tak mu ucieknę, na co on liczy? Myśli, że mu się nie wymsknę? Kwestia czasu, panie Iglesias. Kwestia czasu. Kolejna droga, którą przebyliśmy w ciszy. Znaleźliśmy si w bogatej dzielnicy, wyglądało na to, że tutaj mieszka. Wpuścił mnie pierwszą na posesję, cóż za dżentelmen. Otworzył drzwi do domu i mnie wpuścił. Rozglądałam się uważnie po dużym salonie, przy ścianie na środku znajdywał się duży telewizor, po prawej stronie stała szafka z różnymi nagrodami i mnóstwo płyt zajmowało półkę pod telewizorem. Po lewej stronie znajdywał się regał z książkami, zaczynając od fantasy kończąc na biografiach takich osób jak Mike Tyson, David Beckham czy Cristiano Ronaldo. Niezła kolekcja. Na przeciwko telewizora stała biała sofa, a kilka centymetrów dalej nieduży, okrągły, czarno-biały stół, które idealnie wkomponował się w wystrój, nie mogło oczywiście zabraknąć kominka. 
- Ładnie tu masz.
- Dziękuję. - lekko się uśmiechnął podając mi kanapki. - Smacznego.
Zabrałam się za pierwszą kanapkę, czułam na sobie jego wzrok, nie czułam się z tym najlepiej. Spojrzałam na niego, patrzył na moje ręce, gdy zorientował się, że na niego patrzę skierował wzrok na mnie. 
- Jak masz na imię. Od kiedy się tniesz? Dlaczego to robisz?
- Eliza. Od dwóch lat.
- Dlaczego? Co się stało? Ktoś Ci coś zrobił?
- Za dużo chcesz wiedzieć, panie Iglesias. 
- Dlaczego nie dasz się dotknąć? Ktoś Cię skrzywdził? 
- Daj mi spokój.
Podniosłam się z sofy i skierowałam się w stronę drzwi.
- Zaczekaj, nie chcesz to nie mów, nie będę Cię zmuszał. Prześpij się na górze, drzwi są na klucz, jeśli chcesz się zamknąć to możesz. - oddech miałam przyśpieszony. - Nie mam drugiego klucza, nie bój się. Będziesz bezpieczna. Zaprowadzę Cię. - ponownie podał mi rękę, niepewnie ją złapałam. - Dobrze. - uśmiechnął się. - Nie bój się. Zaufaj mi.
Zaprowadził mnie do jednego z pokoi, był tak samo ładny jak reszta domu, ten to ma życie, ja mogę mu tylko pozazdrościć, ewentualnie pomarzyć. 
- Klucz jest na biurku, jeśli chcesz skorzystać z tabletu to się nie krępuj. I gdybyś czegoś potrzebowała to mów. Będę na dole. 
- Nie sadze. - zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Usiadłam na łóżku i bawiłam się palcami u dłoni, chciałam się stąd wydostać tak by mnie nie zauważył, chyba dopiero w nocy. Ze zrezygnowaniem położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć, ale przed oczami miałam tą samą scenę, i tak od dwóch lat. Dopiero po około godzinie zasnęłam, ten sam koszmar, czy to kiedykolwiek się skończy? Czy przynajmniej raz mogę śnić o czymś miłym, przyjemnym? Obudziłam się z krzykiem, byłam cała spocona, oddech miałam przyśpieszony i byłam cała roztrzęsiona. W pokoju momentalnie zjawił się właściciel domu, czyli nie zamknęłam drzwi na klucz, świetnie. 
- Co się dzieje? - chciał złapać mnie za rękę, ale nie pozwoliłam mu na to. - Co się stało w przeszłości? Co się wydarzyło? - schowałam głowę w kolanach i się rozpłakałam. - Spokojnie, nic Ci tutaj nie grozi, jesteś tutaj bezpieczna. - podniosłam głowę i spojrzałam na niego. - Porozmawiamy szczerze? Chcę Ci pomóc, ale nie wiem co się stało.
Pokiwałam twierdząco głową, nie wiem dlaczego chce mi pomóc, nie wiem czy powinnam mu ufać, chciałam się komuś zwierzyć, ale czy piosenkarz był odpowiednią osobą? Może gdybym mu wszystko powiedziała poczułabym się lepiej? Od dwóch lat trzymam to wszystko w sobie. Powinnam powiedzieć osobie, którą znam par godzin?
- Opowiesz mi wszystko? Nie śpiesz się. - lekko się uśmiechnął.
- Nie wiem czy powinnam.
- To co mi powiesz zostanie tylko między nami. Nikt się o tym nie dowie. Obiecuję. Powiedz mi wszystko, tylko tak będę mógł Ci pomóc.
- To wszystko zaczęło się cztery lata temu, miałam wtedy 14 lat. Gdy ojciec od nas odszedł, matka zaczęła pić, na początku myślałam, że tylko na chwile, że to chwila słabości. Myślałam, że po jakimś czasie skończy, ale piła co raz więcej. Ja zaczęłam imprezować, chciałam zapomnieć o tym wszystkim na chwilę. Dwa lata temu po jednej imprezie zostałam zgwałcona, od tej pory zaczęłam się ciąć. przez ten gwałt zaszłam w ciąże. 
- Co się stało z dzieckiem? - w jego oczach zobaczyłam łzy.
- Usunęłam je... Musiałam.
- Byłaś z tym na policji?
- Nie, jesteś pierwszą osobą, której to mówię. Dlatego chciałam skoczyć. Nie radzę sobie z tym.
- Dlatego nie chciałaś bym Cię dotykał. Teraz już rozumiem.
- Zostawisz mnie samą? Proszę.
~.~
Byłem przerażonym tym co mi powiedziała, nie potrafię sobie wyobrazić tego przez co ona musiała przejść. Matka alkoholiczka, ojciec ma ją kompletnie gdzieś, gwałt i ta aborcja, masakra jakaś. Gdybym tylko wiedział kto to zrobił. Już wiem dlaczego bała się mojego dotyku, boi się, że coś mogę jej zrobić. Nie jestem taki. Nie mogę patrzeć jak ktoś cierpi, jak ktoś został skrzywdzony tak jak Eliza. Teraz jeszcze bardziej chcę jej pomóc, nawet jeśli będzie mnie to dużo kosztować. Zrobię wszystko by pomóc tej dziewczynie.
- Dziękuję. - usłyszałem za sobą głos Elizy.
- Za co?
- Za to wszystko co dla mnie zrobiłeś. 
- Nie mógłbym postąpić inaczej. - uśmiechnąłem się. - To ja dziękuje, że odważyłam się mi to wszystko powiedzieć. Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale chcę Ci pomóc.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Jestem człowiekiem, który nie może patrzeć na to jak ktoś cierpi.











______________________

Hej! Cześć! Czołem! 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, kocham w tym blogu Enrique *.* 
Opinie zostawiam wam i do zobaczenia w następnym rozdziale ;*