wtorek, 23 maja 2017

Treinta y Nueve!

Jeść, spać, srać i tak w kółko. Mam już tego dość, a minęło dopiero kilka dni. Kocham dzieciaki, ale nie radzę sobie jako ojciec, nie nadaję się na ojca. Gdy któreś zaczyna płakać to mam ochotę wyjść z domu i wrócić po kilku godzinach, nie mam do nich cierpliwości. Za to Eliza sobie radzi, mimo że ma dopiero 19 lat to jest świetną mamą. Ma cierpliwość do tego wszystkiego.
- Mam już tego dość Eliza. - podszedłem do niej gdy położyła Luisa spać. - Nie radzę sobie jako ojciec, nie nadaję się na niego.
- Nadajesz tylko musisz się jeszcze dużo nauczyć. Kwestia czasu kochanie.
Pocałowałem Elize i się uśmiechnąłem. Oby miała rację, że to kwestia czasu gdy się wszystkiego nauczę. Mam nadzieję, że tak będzie. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, Eliza poszła otworzyć, zobaczyłem swojego ojca, szybko podszedłem do niego i odsunąłem Elize do tyłu. Mocno złapała mnie za rękę, bała się, mocno ją do siebie przytuliłem. Nic nie mówiłem tylko stałem i patrzyłem na ojca z nienawiścią. Nienawidziłem go za to, że mnie zwyzywał, za to, że mnie uderzył. Nienawidzę go za to, że zwyzywał Elize od dziwek.
- Masz czelność tu jeszcze przychodzić? - odezwałem się pierwszy. - Wynoś się stąd. Nie zbliżaj się do mojej rodziny. Do rodziny Pedro też się nie zbliżaj. Gdy tylko się dowiem, że u niego byłeś to nie ręczę za siebie. 
- Mogę zobaczyć wnuki? Proszę.
- Masz pięć minut.
- Dziękuję.
Zaprowadziłem go do pokoju gdzie spali moi synowie. Stałem zły oparty o ścianę i patrzyłem jak zgrywa wzorowego dziadka.
- Podobni do Ciebie. - spojrzał na mnie. - Pogódźmy się synu. Zakończmy topór wojenny.
- Idź już stąd. Wyjdź z mojego domu i nigdy tu nie wracaj.
Wyszedł z domu wypowiadając słowa "Przepraszam Cię za wszystko synu". Bardzo bym chciał wierzyć w te słowa. Nienawidzę go, ale jest moim ojcem. Kocham go. Wypusciłem powietrze gdy straciłem go z zasięgu wzroku i wróciłem do domu. Podszedłem do Elizy i mocno ją przytuliłem. Pocałowała mnie i się uśmiechnęła. Zabrałem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. W końcu mamy czas dla siebie. Pozbyłem się ubrań Elizy i zlączyłem nasze ciała. Wydawaliśmy z siebie ciche jęki, pocałowałem Elize nie przestając wykonywać mocnych pchnięć. Przygryzła moją wargę i wbiła palce w plecy. Złapała mnie za kark owijając nogi wokół pasa, przeszedłem do szybkich pchnięć.
- Bardzo Cię kocham. - opadłem na łóżko. -Najbardziej na świecie.
- Też Cię kocham.
Zasnęła leżąc na mnie, złapałem ją za goły tyłek i przejechałem po jej kroczy. Wymamrotała coś pod nosem na co się zaśmiałem. Pocałowałem ją w czubek głowy i powoli wstałem, Eliza złapała mnie za rękę i pociągnęła na łóżko.
- Zostań ze mną. Zostań ze mną na zawsze.
- Będę zawsze. - pocałowałem ją.
Ponownie się położyłem obok Elizy, mocno mnie przytuliła i zasnęła. Po chwili udało mi się zasnąć. Obudziłem się gdy Eliza próbowała wydostać się z moich objęć. Usmiechnąłem się i ją pocałowałem. Wstała i ubrała szlafrok, wstałem za nią i ubrałem bokserki. Stanąłem na przeciwko Elizy.
- Wolę twoją wersję bez tego. - sciągnąłem jej szlafrok.
- Nie tym razem panie Iglesias.
- A chcesz się przekonać panno Rodriguez? - uniosłem brwi.
Zabrałem ją na ręce i dałem klapsa w tyłek. Dłonią bawiłem się jej kroczem na co wydawała z siebie ciche jęki. Zaczęła bić mnie pięściami po plecach, zemściłem się dając jej co raz mocniejsze klapsy w tyłek.
- To boli idioto! - zaśmiała się.
- Po to się bije. - posadziłem ją na stole i dostałem po twarzy. - Grabisz sobie skarbie.
- Pokażesz swoje prawdziwe oblicze?
- Ściągnę maskę, w której jestem słodki, przystojny i spokojny i pokaże swoją prawdziwą twarz, w której jestem niebezpieczny dla środowiska, a tym bardziej dla Ciebie. Chcesz mnie takiego poznać? - zaśmiałem się.
- Może innym razem. - pocałowała mnie. - Kocham Cię. - zeskoczyła że stołu. - Boli mnie przez Ciebie tyłek.
- Pomasuje. - złapałem ją za tyłek. - Lepiej?
- Lepiej. Idę do łazienki, zobacz na dzieciaki.
Poszedłem do pokoju gdzie byli maluchy, słodko spali, skierowałem się do łazienki gdzie była Eliza. Sciagnąłem bokserki i wszedłem pod prysznic łapiąc Elize za tyłek.
- Enrique, proszę Cię. - odwróciła się. - Jesteś idiotą, wiesz?
- Wiem. - pocałowałem ją i przywarłem do ściany prysznica. 
Wykonałem wolne, ale mocne pchnięcie, wydała z siebie krzyk. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, szybko się wytarłem i ubrałem by otworzyć drzwi. Była to moja mama, czyli zaraz prawda wyjdzie na jaw.
- Dzięki, że uprzedziłaś, że przyjedziesz. - przywitałem się z nią. - Wchodź.
- Są u Ciebie dzieciaki? Co z tobą i z Elizą? Wrócicie w końcu do siebie?
- Są na górze. A ja i Eliza, wiesz jak to wszystko wygląda. Idź do młodych, zaraz do Ciebie przyjdę.
Poszedłem po Eliza, która dalej siedziała w łazience. Złapała mnie za rękę i poszliśmy do pokoju maluchów, objąłem Elizę i pocałowałem. 
- Mamo, możesz na chwilę się odwrócić? Chcę, znaczy chcemy coś ważnego Ci powiedzieć.
Zrobiła to co kazałem, uśmiechnęła się na widok Elizy i ją przytuliła. Trwało to długo, zabrałem na ręce Luisa, który się obudził.
- Kiedy do siebie wróciliście? Dlaczego mi nic nie powiedzieliście?
- Krótko przed porodem, nie było okazji.
- Ale się cieszę! W końcu coś zrobiłeś Enrique by do Ciebie Elizka wróciła.
- Cały czas robiłem. 
Dałem Luisa na ręce Elizy by go nakarmiła, mama mnie przytuliła, cieszyła się. Wie ile dla mnie znaczy Eliza i wiem że jeśli ja jestem szczęśliwy to ona też jest szczęśliwa. W odróżnieniu do ojca ona zawsze chciała dla mnie jak najlepiej. Eliza wróciła z małym i dała go na ręce mojej mamie. Zostawiliśmy ja samą z dzieciakami, a my zeszliśmy na dół. Objąłem Elizę i pocałowałem w szyję.
- Gdy tylko zostaniemy sami to dokończymy to co zaczęliśmy.
- Doprawdy?
- A  chcesz się przekonać? Wiesz, że ja nie odpuszczam. - włożyłem rękę pod jej spodnie i zjechałem do krocza. - I co? Nadal w to wątpisz? - zacząłem bawić się jej kroczem.
Wyciągnąłem rękę gdy usłyszałem, że mama schodzi, pocałowałem Elize i odszedłem.
- Kocham Cię. - złapała mnie za rękę.
- Ja Ciebie też. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Mocno ją do siebie przytuliłem. Ona musi być moją żoną. Do szczęścia nie potrzebuję nic więcej, jestem szczęśliwy gdy Eliza i dzieciaki są przy mnie. Z nią mogę mieć całą gromadkę dzieci, ale na kolejne dziecko mamy czas. Nie poradzilibyśmy sobie z trójką małych dzieci. Gdy młodzi podrosną to pomyślimy o rodzeństwie dla nich. Na pewno nie teraz.
- Radzicie sobie z dziećmi. Pomóc wam w czymś?
- Elizka sobie radzi, że mną jest trochę gorzej. Beznadziejny ze mnie ojciec.




Ja już po koncercie :'') Jaka ja jestem szczęśliwa, że mogłam go dotknąć 😍 ale dopadła mnie depresja pokoncertowa :')



niedziela, 7 maja 2017

Treinta y Ocho

Cały czas gdy Diego nie było w kraju spędzałem całe dnie z Elizą, raz u mnie, raz u niej, nikt niczego się nie domyślał. Nie mogłem się doczekać aż Eliza z powrotem się do mnie wprowadzi. Dostałem SMS-a, był od Pedro "Przyjdź do mnie najszybciej jak dasz radę, musimy pogadać. To ważne". Wsiadłem w samochód i odjechałem do Pedro, po sześciu minutach byłem już w domu przyjaciela.
- Prosiłem Cię o coś, prosiłem Cię byś nie dawał żadnych pieniędzy Alexisowi.
- Skąd wiesz, że coś mu dałem?
- To nie jest ważne. - przywarł mnie do ściany, wiedziałem, że jest wkurzony. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Dlaczego mnie okłamywałeś?
- A ty dlaczego nie powiedziałem mi, że spowodowałeś wypadek?! Dlaczego ty mnie wtedy okłamywałeś?! Dlaczego musiałem poznać Elizę by dowiedzieć się o tobie prawdy?!
- Masz szczęście, że dziecko jest w domu bo oberwałbyś w tą pieprzoną mordę. - puścił mnie. - Oddał Ci chociaż?
- Cztery tysiące na razie. Oddaje gdy tylko ma.
- Obiecajmy sobie, że nie będziemy się okłamywać.
- Obiecuję.
- To teraz mi powiedz prawdę. Ty i Eliza wróciliście do siebie?
- Tak, ukrywaliśmy się przez jakiś czas. Nie mów nikomu.
- Kurwa, chłopie nareszcie! Kiedy ślub?
- Chcę jej się oświadczyć po narodzinach. Dzisiaj się do mnie wprowadza. Skąd wiesz, że do siebie wróciliśmy?
- Podejrzewałem coś bo chodziłeś jakiś uśmiechnięty, a pewności nabrałem gdy widziałem was na ulicy szczęśliwych, no i rozstanie z Olgą. Masz z nią jakiś kontakt?
- Nie, nie odezwała się do mnie od rozstania. Tylko Pedro dziób na kłódkę.
- Dobra, wiem. Spadaj do niej.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do Elizy zabrać jej rzeczy. Wszedłem do domu i poszedłem do sypialni gdzie znajdywała się Eliza. Leżała na łóżku trzymając się za brzuch. Pocałowałem ją na przywitanie, a potem pocałowałem brzuch. Położyłem się obok Elizy i złapałem ją za rękę. Ścisnęła mocno moją dłoń i mocno złapała się za brzuch.
- Co się dzieje?
- Wody mi odeszły. To za wcześnie Enrique, jeszcze cztery tygodnie.
- Spokojnie. - zabrałem ją na ręce. - Oddychaj spokojnie, zaraz będziemy w szpitalu, wytrzymaj skarbie.
Po kilku minutach byliśmy w szpitalu. Elizie zabrano na sale porodową, a ja czekałem przed drzwiami. Teraz wiem dlaczego Pedro tak się denerwował gdy Anna rodziła. Stał i nic nie wiedział. Poprosiłem przyjaciela by przyjechał do szpitala. Siedziałem pod drzwiami i zdenerwowany czekałem na jakieś informacje o Elizie i dzieciakach. To czekanie było okropne, po policzku spłynęły mi łzy. Ręce mi się pociły, cały się trzęsłem, bałem się. Każda minuta, każda sekunda była nie do zniesienia. Zobaczyłem Pedro, Anne i Lene, podeszli do mnie i przytulili, pocałowałem Lene w czoło i złapałem ją za rączkę. Nogi miałem jak z waty, czekanie było najgorsze. Mijały kolejne chwile, a ja nadal nic nie wiedziałem. Po kilku godzinach wyszedł lekarz.
- Gratulacje. Ma pan silnych i zdrowych synów. - odetchnąłem z ulgą.
- Są zdrowe? Poród miał być za cztery tygodnie.
- Stres wywołany podczas ciąży przyspieszył poród, ale wszystko jest w porządku.
- A co z Elizą? Z nią wszystko w porządku?
- Tak, to silna kobieta mimo tak młodego wieku. 
Znalazłem sale gdzie leżala Eliza i dwa moje skarby. Pocałowałem ją i zabrałem mojego syna na ręce. Pocałowałem go w czoło i się rozpłakałem.
- Witajcie na świecie skarby. - gładziłem ich po główkach. - Dziękuję skarbie.
Pocałowałem Elize, do sali wszedł Pedro z rodzinką, siedziałem na krześle obok łóżka i trzymałem Elizę za rękę. Złaczyłem nasze usta w długi pocałunek. Oderwała się i spojrzała na mnie i na Pedro.
- Wie o nas.
- Miałeś mu nie mówić 
- Sam się domyślił, ja tylko potwierdziłem.
Złapałem małych za rączki i pocałowałem ich w główki. Nie mogę w to uwierzyć, jestem tatą bliźniaków, jesteśmy rodzicami i co najważniejsze, jesteśmy wszyscy razem. Eliza zabrała małego i dała mi go na ręce, a ona zabrała jego brata. Miałem łzy w oczach, moje dwa małe skarby. Teraz zrobię wszystko by tego nie zniszczyć, zrobię wszystko by Eliza i maluchy byli szczęśliwi, że my wszyscy będziemy szczęśliwi.
- Jak damy im na imię?
- Proponuje Pedro i Luis gdyż mam tak na drugie imię. - parsknęliśmy śmiechem na słowa Pedro.
- Marc, a ty wybierz drugie.
- Niech będzie Luis.
Uśmiechnęliśmy się i pocałowałem Elizę, w szpitalu pojawił się Diego. Od sąsiadów się pewnie dowiedział, o niczym nie był świadomy. Eliza mocno złapała mnie za dłoń i się uśmiechnęła. Poprosiła Pedro i Anne by wyszli z sali. Chciała z nim porozmawiać.
- Nie mogę z tobą być Diego, kocham Enrique i to z nim chcę być, chcę dać mu drugą szansę.
- Mogłem się tego domyśleć, nigdy nie pokochałaś mnie tak jak Enrique. Mam nadzięję, że będziecie szczęśliwi. Dbaj o nią Enrique.
- Nie skrzywdzę jej kolejny raz. 
- Mam nadzieję. Ślicznych macie synów. 
- Dziękujemy.
- Przepraszam Enrique, że Cię wtedy uderzyłem.
- Już o tym zapomniałem. - uśmiechnął się.
Wyszedł z sali, odetchnęliśmy z ulgą. Usiadłem obok Elizy i ją pocałowałem. Zskochany byłem tak jak na początku, bardzo ją kocham, bardzo kocham swoją rodzinę. Wyciągnąłem telefon gdy rozległ się dzwonek, spojrzałem na wyświetlacz. Mama, odebrałem.
- Cześć synku, co u Ciebie? Wszystko w porządku?
- Tak, coś się stało?
- Nie, to prawda, że rozstałeś się z Olgą?
- Tak, rozstałem się z nią. Mamo, nie ma mnie teraz w domu, zadzwonie wieczorem dobrze?
- Będę czekać.
Odłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Dzieciaki zasnęły na naszych rękach, położyliśmy je do szpitalnego łóżeczka. Położyłem się obok Elizy, przytuliła się do mnie i zamknęła oczy. Pocałowałem ją w czubek głowy, zasnęła w moich objęciach. Pedro ponownie wszedł do sali, uśmiechnął się na nasz widok i upamiętnił ten moment zdjęciem. Podszedł do dzieci i im też  zrobił zdjęcie.
- Cudownie razem wyglądacie. Jesteś szczęśliwy?
- I mówi to człowiek, który chciał nas rozdzielić. Bardzo jestem szczęśliwy, mam zdrowe śliczne dzieci, odzyskałem Elizke. Czego chcieć więcej?
- Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem rano z tą sprawą z Alexisem.
- W porządku, miałeś prawo się wściekać. Prosiłeś mnie bym mu nie dawał pieniędzy. Chciałem mu tylko pomóc. 
- Wiem, wszystkim chcesz pomagać. Masz wielkie serducho. - uśmiechnąłem się. - Wracam do domu, rodzinka czeka.
- Rozumiem idź. A Pedro mam pytanie. Minie kilka dni zanim stąd wyjdą. Pomożesz mi rozwalić łazienkę na górze i zrobić z tego pokój dla małych?
- Jasne, zbiorę kilka osób i szybko to ogarniemy.
- Dzięki, spadaj do Anny.
Wyszedł, a ja pocałowałem Elizę w czoło i zamknąłem oczy. Obudził nas płacz Luisa, otworzyliśmy oczy, wstałem i zabrałem małego na ręce. Eliza go nakarmiła, uspokoił się.
- Nie mogę się doczekać aż wrócisz do domu, do naszego domu. - pocałowałem ją. - Jeszcze kilka dni.
- Bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też. Już nigdy nie pozwolę Ci odejść, obiecuję. Już nigdy nie pozwolę byś płakała przeze mnie.



Już jutro ma 42 urodziny 😻
🔜 10 days 😊