niedziela, 7 maja 2017

Treinta y Ocho

Cały czas gdy Diego nie było w kraju spędzałem całe dnie z Elizą, raz u mnie, raz u niej, nikt niczego się nie domyślał. Nie mogłem się doczekać aż Eliza z powrotem się do mnie wprowadzi. Dostałem SMS-a, był od Pedro "Przyjdź do mnie najszybciej jak dasz radę, musimy pogadać. To ważne". Wsiadłem w samochód i odjechałem do Pedro, po sześciu minutach byłem już w domu przyjaciela.
- Prosiłem Cię o coś, prosiłem Cię byś nie dawał żadnych pieniędzy Alexisowi.
- Skąd wiesz, że coś mu dałem?
- To nie jest ważne. - przywarł mnie do ściany, wiedziałem, że jest wkurzony. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Dlaczego mnie okłamywałeś?
- A ty dlaczego nie powiedziałem mi, że spowodowałeś wypadek?! Dlaczego ty mnie wtedy okłamywałeś?! Dlaczego musiałem poznać Elizę by dowiedzieć się o tobie prawdy?!
- Masz szczęście, że dziecko jest w domu bo oberwałbyś w tą pieprzoną mordę. - puścił mnie. - Oddał Ci chociaż?
- Cztery tysiące na razie. Oddaje gdy tylko ma.
- Obiecajmy sobie, że nie będziemy się okłamywać.
- Obiecuję.
- To teraz mi powiedz prawdę. Ty i Eliza wróciliście do siebie?
- Tak, ukrywaliśmy się przez jakiś czas. Nie mów nikomu.
- Kurwa, chłopie nareszcie! Kiedy ślub?
- Chcę jej się oświadczyć po narodzinach. Dzisiaj się do mnie wprowadza. Skąd wiesz, że do siebie wróciliśmy?
- Podejrzewałem coś bo chodziłeś jakiś uśmiechnięty, a pewności nabrałem gdy widziałem was na ulicy szczęśliwych, no i rozstanie z Olgą. Masz z nią jakiś kontakt?
- Nie, nie odezwała się do mnie od rozstania. Tylko Pedro dziób na kłódkę.
- Dobra, wiem. Spadaj do niej.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do Elizy zabrać jej rzeczy. Wszedłem do domu i poszedłem do sypialni gdzie znajdywała się Eliza. Leżała na łóżku trzymając się za brzuch. Pocałowałem ją na przywitanie, a potem pocałowałem brzuch. Położyłem się obok Elizy i złapałem ją za rękę. Ścisnęła mocno moją dłoń i mocno złapała się za brzuch.
- Co się dzieje?
- Wody mi odeszły. To za wcześnie Enrique, jeszcze cztery tygodnie.
- Spokojnie. - zabrałem ją na ręce. - Oddychaj spokojnie, zaraz będziemy w szpitalu, wytrzymaj skarbie.
Po kilku minutach byliśmy w szpitalu. Elizie zabrano na sale porodową, a ja czekałem przed drzwiami. Teraz wiem dlaczego Pedro tak się denerwował gdy Anna rodziła. Stał i nic nie wiedział. Poprosiłem przyjaciela by przyjechał do szpitala. Siedziałem pod drzwiami i zdenerwowany czekałem na jakieś informacje o Elizie i dzieciakach. To czekanie było okropne, po policzku spłynęły mi łzy. Ręce mi się pociły, cały się trzęsłem, bałem się. Każda minuta, każda sekunda była nie do zniesienia. Zobaczyłem Pedro, Anne i Lene, podeszli do mnie i przytulili, pocałowałem Lene w czoło i złapałem ją za rączkę. Nogi miałem jak z waty, czekanie było najgorsze. Mijały kolejne chwile, a ja nadal nic nie wiedziałem. Po kilku godzinach wyszedł lekarz.
- Gratulacje. Ma pan silnych i zdrowych synów. - odetchnąłem z ulgą.
- Są zdrowe? Poród miał być za cztery tygodnie.
- Stres wywołany podczas ciąży przyspieszył poród, ale wszystko jest w porządku.
- A co z Elizą? Z nią wszystko w porządku?
- Tak, to silna kobieta mimo tak młodego wieku. 
Znalazłem sale gdzie leżala Eliza i dwa moje skarby. Pocałowałem ją i zabrałem mojego syna na ręce. Pocałowałem go w czoło i się rozpłakałem.
- Witajcie na świecie skarby. - gładziłem ich po główkach. - Dziękuję skarbie.
Pocałowałem Elize, do sali wszedł Pedro z rodzinką, siedziałem na krześle obok łóżka i trzymałem Elizę za rękę. Złaczyłem nasze usta w długi pocałunek. Oderwała się i spojrzała na mnie i na Pedro.
- Wie o nas.
- Miałeś mu nie mówić 
- Sam się domyślił, ja tylko potwierdziłem.
Złapałem małych za rączki i pocałowałem ich w główki. Nie mogę w to uwierzyć, jestem tatą bliźniaków, jesteśmy rodzicami i co najważniejsze, jesteśmy wszyscy razem. Eliza zabrała małego i dała mi go na ręce, a ona zabrała jego brata. Miałem łzy w oczach, moje dwa małe skarby. Teraz zrobię wszystko by tego nie zniszczyć, zrobię wszystko by Eliza i maluchy byli szczęśliwi, że my wszyscy będziemy szczęśliwi.
- Jak damy im na imię?
- Proponuje Pedro i Luis gdyż mam tak na drugie imię. - parsknęliśmy śmiechem na słowa Pedro.
- Marc, a ty wybierz drugie.
- Niech będzie Luis.
Uśmiechnęliśmy się i pocałowałem Elizę, w szpitalu pojawił się Diego. Od sąsiadów się pewnie dowiedział, o niczym nie był świadomy. Eliza mocno złapała mnie za dłoń i się uśmiechnęła. Poprosiła Pedro i Anne by wyszli z sali. Chciała z nim porozmawiać.
- Nie mogę z tobą być Diego, kocham Enrique i to z nim chcę być, chcę dać mu drugą szansę.
- Mogłem się tego domyśleć, nigdy nie pokochałaś mnie tak jak Enrique. Mam nadzięję, że będziecie szczęśliwi. Dbaj o nią Enrique.
- Nie skrzywdzę jej kolejny raz. 
- Mam nadzieję. Ślicznych macie synów. 
- Dziękujemy.
- Przepraszam Enrique, że Cię wtedy uderzyłem.
- Już o tym zapomniałem. - uśmiechnął się.
Wyszedł z sali, odetchnęliśmy z ulgą. Usiadłem obok Elizy i ją pocałowałem. Zskochany byłem tak jak na początku, bardzo ją kocham, bardzo kocham swoją rodzinę. Wyciągnąłem telefon gdy rozległ się dzwonek, spojrzałem na wyświetlacz. Mama, odebrałem.
- Cześć synku, co u Ciebie? Wszystko w porządku?
- Tak, coś się stało?
- Nie, to prawda, że rozstałeś się z Olgą?
- Tak, rozstałem się z nią. Mamo, nie ma mnie teraz w domu, zadzwonie wieczorem dobrze?
- Będę czekać.
Odłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Dzieciaki zasnęły na naszych rękach, położyliśmy je do szpitalnego łóżeczka. Położyłem się obok Elizy, przytuliła się do mnie i zamknęła oczy. Pocałowałem ją w czubek głowy, zasnęła w moich objęciach. Pedro ponownie wszedł do sali, uśmiechnął się na nasz widok i upamiętnił ten moment zdjęciem. Podszedł do dzieci i im też  zrobił zdjęcie.
- Cudownie razem wyglądacie. Jesteś szczęśliwy?
- I mówi to człowiek, który chciał nas rozdzielić. Bardzo jestem szczęśliwy, mam zdrowe śliczne dzieci, odzyskałem Elizke. Czego chcieć więcej?
- Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem rano z tą sprawą z Alexisem.
- W porządku, miałeś prawo się wściekać. Prosiłeś mnie bym mu nie dawał pieniędzy. Chciałem mu tylko pomóc. 
- Wiem, wszystkim chcesz pomagać. Masz wielkie serducho. - uśmiechnąłem się. - Wracam do domu, rodzinka czeka.
- Rozumiem idź. A Pedro mam pytanie. Minie kilka dni zanim stąd wyjdą. Pomożesz mi rozwalić łazienkę na górze i zrobić z tego pokój dla małych?
- Jasne, zbiorę kilka osób i szybko to ogarniemy.
- Dzięki, spadaj do Anny.
Wyszedł, a ja pocałowałem Elizę w czoło i zamknąłem oczy. Obudził nas płacz Luisa, otworzyliśmy oczy, wstałem i zabrałem małego na ręce. Eliza go nakarmiła, uspokoił się.
- Nie mogę się doczekać aż wrócisz do domu, do naszego domu. - pocałowałem ją. - Jeszcze kilka dni.
- Bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też. Już nigdy nie pozwolę Ci odejść, obiecuję. Już nigdy nie pozwolę byś płakała przeze mnie.



Już jutro ma 42 urodziny 😻
🔜 10 days 😊



3 komentarze:

  1. O jak cudownie się tutaj robi �� Diegi mnie troche zaskoczył, myślałam, że się wkurzy :) Jak dobrze, że młodzi są zdrowi �� czekam na kolejny :*

    Nie rozkminiam jak Enrique może mieć 42 lata, ale ok XD
    Zazdroszczę koncertu :) :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Bardzo fajny rozdział ^^
    Mam nadzieję, że już zawsze będzie nimi tak dobrze, jak teraz.
    Buziaki :**
    PS. I zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że Diego będzie bardziej problemów, ale miło się zaskoczyłam😋
    No i chłopcy już pojawili się na świecie, nic, tylko czekać na zaręczyny i ślub 😍

    OdpowiedzUsuń