sobota, 29 lipca 2017

Cuarenta y Ocho!

Od momentu gdy Enrique się dowiedział o ciąży stał się odpowiedzialny, nie robi już żadnych głupot i zawsze wita mnie ze śniadaniem w łóżku. przestaliśmy się kłócić, zbliżyliśmy się do siebie. Widać, że cieszy się faktem że będzie tatą po raz trzeci, ale też jest przerażony.
Przytuliłam się do Enrique dając mu buziaka w policzek, uśmiechnął się i pocałował w brzuch. Palcem wskazującym na brzuchu narysował serce. Pocałował mnie i zabrał na ręce. Posadził mnie na stole i pocałował. Podwinął moją koszulkę całując piersi. Pokiwałam przecząco głową. Zrobił smutną minę i przestał. Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam ze stołu. Poszłam do pokoju dzieciaków, usiadłem obok łóżeczek i złapałam się za lekko zaokrąglony brzuch. Po policzku spłynęły mi łzy, gdyby nie aborcja byłabym matką trójki dzieci, a czwarte byłoby w drodze. Moje życie to jakaś kiepska komedia. Teraz jestem szczęśliwa, a za rok znowu mogę żałować, że żyję. Życie się ze mną bawi.
Enrique kucnął przede mnie i złapał za rękę. Pocałował mnie w dłoń uśmiechając się. Przytuliłam się do niego, w oczach pojawiły mi się łzy, ale nie pozwoliłam by spłynęły. Brawo Eliza. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Mówiłem Ci jak bardzo Cię kocham?
- Coś tak kiedyś wspominałeś. - uśmiechnęłam się. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. I trzy nasze małe skarby.
- Nie chcę by dziecko zniszczyło twoją karierę, wiem że chciałeś wrócić na scenę.
- Nawet tak nie mów, jak młodzi podrosną to wrócę. Nie myśl nawet, że dzieciaki niszczą mi karierę słyszysz?
- Tak. - pocałowałam go. - Przepraszam.
Zabraliśmy dzieciaki do wózków i poszliśmy na spacer, objął mnie idąc przed siebie. Doszliśmy na łąkę gdzie Enrique pierwszy raz mnie pocałował, to tutaj dał Pedro drugą szansę w moje urodziny. To tutaj mi wyznał co do mnie czuję... A ja uciekłam. To było głupie.
~.~
Zabolało mnie to gdy Eliza powiedziała, że dziecko zniszczy moją karierę. Nigdy mi to przez myśl nie przeszło. Fakt, chciałem wrócić na scenę gdy Marc i Luis by trochę podrośli, ale skoro Eliza jest w ciąży to nie zostawię jej tak. Wznowię karierę później, bez różnicy. Mam nadzieję, że już nigdy jej nie przejdzie to przez myśl. Dzieci niczego nie niszczą, jak już to ja zaniedbuje swoich fanów, ale rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ona zawsze będzie na pierwszym miejscu, nie ważne co będzie się działo to zawsze jest i będzie na pierwszym miejscu.
Przytuliłem do siebie Elizę i złapałem ją za brzuch. Pocałowałem ją w szyję uśmiechając się do niej.
- Nad czym tak myślisz? - złapałem ją za rękę.
- O ślubie. Weźmy go po narodzinach, nie chcę iść do ślubu z brzuchem ciążowym.
- Dobrze, jeśli tak chcesz. Kocham Cię.
Wróciliśmy do domu, Eliza nakarmiła dzieciaki, mnie czekało przewijanie. Śmierdząca sprawa. Chciałem już zmienić pampersa, ale Luis miał dla mnie niespodziankę. Swoją potrzebę załatwił na mnie i moją twarz. Odskoczyłem jak poparzony na co Eliza parsknęła śmiechem.
- Kurwa mać! Luis!
- Enrique spokojnie.
- To nie na Ciebie nasikał.
Poszedłem do łazienki by umyć twarz. Śmierdziałem sikami. Wyszedłem z łazienki, Eliza przewinęła chłopców i położyła ich do łóżeczka. Siedziała z nimi dopóki nie zasnęli. Poszła do łazienki i weszła pod prysznic. Cicho za nią wszedłem i złapałem ją za biodra, przestraszyła się.
- Nie chciałem Cię przestraszyć, przepraszam.
- Nie masz co robić? Spieprzaj stąd.
- Nie mam. - pocałowałem ją.
Zabrałem ją na ręce i przywarłem  do ściany prysznica całując ją. Uśmiechnęła się patrząc mi w oczy.
- Chcę by nasze dziecko było już z nami.
- Jeszcze sobie poczekasz.
- Kocham Cię Eliza. Dziękuję za wszystko skarbie. Dziękuję za każdy dzień, w którym jesteś. Dziękuję za drugą szansę.
- Kocham Cię, jesteś cudowny.
Wyszliśmy spod prysznica, wysuszyliśmy się i wyszliśmy z łazienki wpadając na Pedro. Kazałem mu siedzieć cicho, uśmiechnął się i wszedł do łazienki. Zabrałem Elizę i poszliśmy do sypialni. Położyłem ją na łóżku podwijając jej koszulkę i całując w brzuch. Uśmiechnąłem się łapiąc brzuch, jaki ja byłem szczęśliwy. Eliza złapała mnie za rękę, mocno ją ściskając. Uśmiechnęła się wysyłając mi buziaka, pocałowałem ją i mocno ją do siebie przytuliłem. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, pozwoliliśmy na wejście, to była Tamara.
- Mogę na chwilę?
- Pewnie, wchodź. Coś się dzieje?
- Nie, chciałam się zapytać o Pedro. Nie znamy się zbyt długo, nie wiem o nim dużo, a on sam nie chcę mówić o swoim życiu w przeszłości. Jaki on jest?
- Nie martw się, Pedro to świetny facet, jest kobieciarzem, ale nigdy nikogo nie zdradził, jeśli z kimś jest to nawet się nie obejrzy za inną. Nie musisz się martwić. Ma swoje za uszami, zrobił parę głupot w przeszłości.
- Siedział?
- Nie, nigdy w życiu. Nie wypytuj go o przeszłość, on chcę o tym zapomnieć. Nie martw się, to świetny facet i ojciec dla Lenki.
- Dziękuję i przepraszam, że zajęłam wam czas.
- Nie ma sprawy, gdybyś chciała coś jeszcze wiedzieć to pytaj śmiało, znam Pedro na wylot.
- Jeszcze jedno. Ta jego była Anna, dlaczego się rozstali? Też nic o niej nie wspomniał gdy zapytałam o matkę Lenki.
- O niej też lepiej nie wspominaj. Pedro gdy będzie chciał to Ci wszystko powie, nie naciskaj na niego. Nie zaczynaj tematów z przeszłości. Chłop się swoje nacierpiał.
- Dziękuję jeszcze raz. - wyszła.
Pocałowałem Elizę i zaplątałem nasze dłonie. Podniosłem się gdy rozległ się płacz Luisa, zabrałem go na ręce, uspokoiłem i usiadłem z nimi na ziemi zaczynając się z nim bawić. Podeszła do nas Eliza, usiadła obok nas i patrzyła na nas. Przytuliłem ją do siebie. Pedro zawiesił się na mojej szyi i zaczął mnie podduszać, uderzyłem go łokciem w brzuch. Zaśmiałem się i powaliłem Pedro na ziemię, uśmiechnął się łobuzersko i zrobił to samo.
- Jacy wy romantyczni "Dziękuję za każdy dzień, w którym jesteś" Bleee....
Wybuchliśmy śmiechem i kolejny raz uderzyłem go w brzuch.
- Dlaczego zawsze jesteś tam gdzie Cię nie powinno być? Jeszcze podsłuchujesz o czym rozmawiamy.
- A tak na poważnie to dobraliście się zajebiście. Macie szczęście, że trafiliście na siebie. Kiedy ślub?
- Po narodzinach, szykuj się.
- Będzie picie.
- Ty nie pijesz, obiecałeś mi coś.
- Wiem, żartowałem. - uśmiechnął się. - Fajnie, że chociaż wam jakoś się ułożyło. Byłem głupi, że myślałem że ja i Anna to będzie coś na poważnie. Mamy razem dziecko, a ona prawie wysłała mnie na cmentarz. Byłem ślepy.
- Nie zawalaj sobie nią głowy, nie warto. Masz Lenę, zajmij się nią i Tamarą.
- Przynajmniej jest Lenka, mój największy skarb.





sobota, 22 lipca 2017

Cuarenta y Siete!

Chodziłem po Miami bez celu, myślałem nad tym wszystkim co działo się u nas w domu. Ciągłe kłótnie z Elizą, pobicie Pedro, jego długi pobyt w szpitalu, staranie się o prawo do opieki nad Leną, dużo nas to kosztowało. Na szczęście z Pedro jest co raz lepiej, co ja bym bez niego zrobił? Z Elizą też mi się zaczęło układać, przestaliśmy się kłócić o byle co. Nawzajem się wspieramy i sobie pomagamy. Kupiłem Elizie kwiaty i wróciłem do domu. Przywitałem się z nią dając jej kwiaty. Przytuliła mnie i pocałowała, objąłem ją łapiąc za biodra.
- Myślałaś o ślubie? - odwróciłem ją.
- Przez to co się ostatnio u nas wyprawiało to nie miałam do tego głowy.
- Chciałbym byś była już moją żoną. Najgorsze już chyba za nami.
- Albo przed nami.
- Razem poradzimy sobie ze wszystkim. 
- Wiem. - pocałowała mnie. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - złapałem ją za biodra. - Ktoś mi stanął. Oddaj mi siebie.
- Enrique nie, dzisiaj nie poruchasz.
Uniosłem ręce w geście kapitulacji uśmiechając się. Eliza odeszła, a do domu wrócił Pedro z Lenką i Tamarą. Uśmiechnął się do mnie, a ja poszedłem do Elizy, leżała na łóżku. Położyłem się obok niej i pocałowałem w ramię. Odwróciła się i mocno się do mnie przytuliła. Włożyłem rękę pod jej majtki i zacząłem bawić się jej kroczem. Złapała mnie za rękę i pokiwała przecząco głową, spojrzałem na nią szepcąc "proszę". Uśmiechnęła się rozkładając nogi, ściągnąłem jej dolną część i językiem bawiłem się kroczem, włożyłem palce w jej tyłek i wykonałem szybkie ruchy powodując Elizie ból, odwróciłem ją dając jej kilka klapsów w tyłek. Złączyłem nasze ciała, wydawaliśmy z siebie jęki, usłyszeliśmy pukanie do drzwi i głos Pedro.
- Stary, ja rozumiem, że bzyku bzyku, ale ciszej, nie jesteście tu sami.
- Kurwa Pedro! Sprawdź czy nie ma Cię w kuchni!
- Mogę wejść?
- Nie! - krzyknęliśmy równo.
- Żartowałem. - zaśmiał się. - To bzykajcie się dalej, a ja spadam.
- Tak chyba będzie najlepiej.
Położyłem się obok Elizy i zakryłem twarz poduszką na co Eliza się zaśmiała. Dlaczego przyjaźnię się z takim idiotą? Spojrzałem na Elizę i się uśmiechnąłem, pocałowała mnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Wstrzymajmy się ze ślubem.
- Nie chcesz go brać?
- Chcę, ale poczekajmy. Niech wszystko się teraz unormuje. Za dużo mieliśmy na głowie, a ślub to kolejny stres.
- Dobrze, poczekam. - pocałowałem ją. - Cudowna jesteś.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i zeszliśmy na dół, trafiliśmy na Pedro. Uśmiechnął się niewinnie unosząc brwi. Parsknęliśmy śmiechem z Elizą. 
- O Boże... Mam Cię dość Pedro.
- O Boże, Boże, Boże kiedy ja se włożę.
Uniosłem brwi każąc mu puknąć się w głowę, on chyba na serio za mocno dostał i coś w tej niedorozwiniętej głowie mu się poprzestawiało. On jest niemożliwy. Usiadłem z Elizą na sofie i ją pocałowałem. Pedro usiadł obok Elizy, łobuzersko się do mnie uśmiechając, zaraz coś odwali. Czuję to.
- Brałbym Cię jak Reksio szynkę.
- Pedro! - odsunąłem od niego Elizę na co się zaśmiał. - Idź się lecz człowieku. Nic Ci się nie poprzestawiało w tej głowie?
- Musiałbym sprawdzić. - zaśmiałem się. - Bzyku tu, bzyku tam, bzyku wszędzie ram pam pam. - Eliza próbowała powstrzymać śmiech. - Widzę Enrique, że nadrabiasz ten czas co się nie bzykałeś.
- Pedro skończ! - zaśmiał się.
- Też Cię kocham bracie.
Pedro wyszedł z domu i zostałem sam z Elizą, usiadła mi na kolanach i pocałowała. Rozpiąłem jej spodenki i włożyłem rękę pod jej majtki. Bawiłem się jej kroczem, wydawała z siebie ciche jęki gdy mama weszła do domu z dzieciakami. Wyciągnąłem szybko rękę jak poparzony, a Eliza zeszła mi z kolan. Podszedłem do dzieciaków zabierając Luisa na ręce i całując w główkę. Spojrzałem na Elizę, która patrzyła na nas z uśmiechem, przytuliłem ją do siebie i pocałowałem. 
- Elizka, chciałabym z tobą porozmawiać. Bez Enrique.
~.~
Wypuścił mnie z objęć i wyszłam z jego mamą na spacer, uśmiechnęła się co odwzajemniłam.
- Enrique jest przy tobie szczęśliwy.
- A ja przy nim. - uśmiechnęłam się. - Co prawda mam go czasem dość, ale go kocham.
- Kłócicie się?
- Miewamy ciche dni jak każda para. Teraz może ten pobyt Pedro w szpitalu wywołał dużo stresu i niepotrzebne kłótnie. Teraz wszystko wróciło do normy, myślimy o ślubie.
- Gdy weszłam do pokoju i był tylko Enrique to próbował zakryć siniaka na żebrach. Powiesz mi dlaczego go ma? Od niego tego nie wyciągnę, a martwię się o niego.
- Zasłonił Pedro swoim ciałem i obrywał za niego. Proszę mu nie mówić, że wie pani to ode mnie.
- Nie powiem, nie będę nawet zaczynała tego tematu. Mam jeszcze jedno pytanie. Jesteś w ciąży?
- Nie, zabezpieczamy się. Nie chcę teraz dziecka, Enrique też nie. Robiłam testy. Nie jestem.
Wróciłyśmy do domu, pocałowałem Enrique i poszłam do kuchni nalać sobie soku. Enrique mnie objął i pocałował mnie w szyję. Uśmiechnęłam się odwracając się do niego. 
- Mogę Cię dzisiaj porwać?
- Zależy gdzie.
- Niespodzianka, ale jeśli ze mną pójdziesz to nie pożałujesz.
- Skoro tak mówisz.
Pocałował mnie i posadził na stole.
- Chcę się z tobą kochać. - włożył rękę pod moją koszulkę. - Pragnę Cię mieć codziennie.
- Przestań. - zaśmiałam się. - Twoja mama jest w domu.
- O czym rozmawiałyście?
- A czy ja Ci robiłam przesłuchanie po rozmowie z Aną?
- Już jestem cicho. - pocałował mnie i odszedł.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic, złapałam się za brzuch. Tak, jestem w ciąży, ale boję się powiedzieć o tym Enrique. Nie chce mieć teraz dziecka. Wiem, że będę musiała mu powiedzieć, ale nie teraz. Boję się jego reakcji, tyle razy mówił, że nie chce mieć kolejnego dziecka. Wpadliśmy... Znowu. Cholernie się boję, po policzku spłynęły mi łzy. Wyszłam z łazienki, od razu podszedł do mnie Enrique i złapał za biodra. Spięłam się gdy złapał mnie za brzuch.
- Masz w sobie nasze dziecko prawda? Powiedz prawdę.
- Tak, będziemy mieć kolejne dziecko. - spłynęły mi łzy. - Przepraszam Enrique. - odeszłam.
Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku, po chwili przyszedł Enrique ze łzami w oczach. Podszedł do mnie, podwinął podkoszulek i pocałował brzuch.
- Cześć maleństwo. - spojrzał na mnie. - Tu tata. Czekamy tutaj na Ciebie. - rozpłakałam się. - Nie płacz skarbie. Kocham Cię. - pocałował mnie.
- Ja Ciebie też. Nie mówmy nikomu.
- Dobrze. - złapał mnie za brzuch. - Nie płacz, już wystarczy. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Bo bałam się twojej reakcji, nie chciałeś dziecka. Bałam się, że je odrzucisz, że je zostawisz.
- Nie mów tak nawet, to jest moje dziecko, chciane czy nie ale nigdy bym go nie zostawił. Rozumiesz? Nigdy w życiu nie zostawię własnych dzieci. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. 







Chester Bennington- może nie byłam wielką fanką zespołu Linkin Park, ale moje prawie całe dzieciństwo związane było z ich muzyką, potem można powiedzieć, że mi przeszło, ale od czasu do czasu zdarzało mi się ich słuchać. Do tej pory nie rozumiem dlaczego Chester to zrobił i chyba nigdy nie zrozumiem :( 
Spoczywaj w pokoju :'((

piątek, 14 lipca 2017

Cuarenta y Seis!

Eliza jest ciągle na mnie zła, od tygodnia mamy ciche dni. Nie chciałem już jej wkurzać, wyniosłem się z sypialni. Pedro śpi w drugim pokoju to mi została tylko sofa. Spanie tam to jest masakra.
Bez żadnego słowa spakowaliśmy swoje ubrania do torby, które zaniosłem do samochodu, zabrałem torbę Pedro, który był zajęty nową dziewczyną. Wsiedliśmy wszyscy do samochodu, szoferowi powiedziałem, że ma jechać na lotnisko. Złapałem Elizę za rękę, spojrzała na mnie wkurzona i zabrała rękę spoglądając w szybę. Westchnąłem i spojrzałem na Pedro, który bezradnie wzruszył ramionami i zajął się Tamarą. Spojrzałem na Elizę maślanymi oczami, uderzyła mnie łokciem w siniaka, którego dalej mam po pobiciu. Syknąłem z bólu, Eliza parsknęła śmiechem bawiąc się palcami. Była zdenerwowana.
Dojechaliśmy na lotnisko, Elizka zabrała dzieciaki, a ja wziąłem nasze torby. Złapałem ją za rękę i pocałowałem, mocno mnie przytuliła. Wsiedliśmy do samolotu i zajęliśmy miejsce, samolot był prywatny zaopatrzony specjalnie w łóżeczka dla dzieciaków. Usiadłem obok Elizy, ale nie miała ochoty by siedzieć obok mnie. Wzruszyłem ramionami i rozłożyłem się na siedzeniu, które zostawiła Eliza. Wyciągnąłem telefon z kieszeni pisząc SMS-a do Elizki. "Chodź tu misiek" odpisała tylko "Pieprz się". Zaśmiałem się odpisując "Też Cię kocham". Tym razem było słychać śmiech Elizy. Dostałem SMS-a "Zostaw mnie w spokoju" odpisałem "Możesz odejść, nie zabraniam Ci tego, nie trzymam Cię przy sobie siłą". Słyszałem, że powiedziała coś pod nosem, ale niezbyt wyraźnie bym zrozumiał "Więc to jest nasza ostatnia podróż razem, skoro tak chcesz". Długo jej nie odpisałem, szczerze nie wiedziałem co jej napisać. "Nie napisałem, że chcę. Jak dla mnie możesz zostać ze mną do końca życia :*". "Kocham Cię" tylko tyle mi napisała. Uśmiechnąłem się do telefonu pisząc do niej "No chodź tu skarbie, nie będę Cię przecież bił" po jej wiadomości zwrotnej pożałowałem, że to napisałem "Już raz to zrobiłeś" odpisałem jej szybko "I przepraszałem Cię za to tysiąc razy. No chodź tu skarbie". Nic nie odpisała, podeszła do mnie i pocałowała. Zabrałem ją na kolana i pocałowałem ją w nos.
Po prawie dwunastogodzinnym locie wylądowaliśmy w Miami, znalazłem mamę na lotnisku i rzuciła się w ramiona Elizki, potem Pedro, poznała się z Tamarą, przywitała się z dzieciakami i przyszła pora na mnie. Miło. Wyściskała mnie za wszystkie czasy. Porwała nam dzieciaki, objąłem Elizę i ruszyliśmy do samochodu. Szofer zapakował nasze torby do bagażnika i odjechaliśmy do domu. Mama robiła przesłuchanie Pedro o jego stanie zdrowia, miałem czas by zająć się Elizką. My będziemy mieć przesłuchanie przy obiedzie.
Dojechaliśmy do domu, przywitałem się z moją siostrą, z bratem i jego narzeczoną. Zaniosłem bagaże do pokoju i poszedłem skorzystać z prysznica. Odświeżyłem się i w samym ręczniku wyszedłem z łazienki. Wyciągnąłem z torby świeże ubrania, a do pokoju weszła mama. Szybko zasłoniłem koszulką dużego siniaka, nie musi znać szczegółów. Przekazała mi, że obiad jest na stole. Pokiwałem twierdząco głową, ubrałem się i zszedłem na dół. Usiadłem koło Elizy i zacząłem jeść. Byłem potwornie głodny, Eliza nagle wstała od stołu i pobiegła do łazienki. Poszedłem za nią, wymiotowała. Kucnąłem koło niej i zacząłem gładzić ją po plecach.
- W porządku? Co się dzieje?
- Tak, musiałam się czymś zatruć. Już w domu źle się czułam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś
- Bo byliśmy skłóceni.
- Następnym razem nawet jak będziemy sobie skakać do gardeł to mów mi, że źle się czujesz dobrze?
- Dobrze, idź do reszty, ja zaraz do was przyjdę.
- Poczekam z tobą.
- Idź, zaraz przyjdę.
Wyszedłem z łazienki, a po chwili wyszła Eliza, usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę. Dokończyliśmy obiad i poszliśmy do pokoju, Eliza od razu się położyła i zasnęła, siedziałem oparty o ścianę patrząc na Elizę. Do pokoju weszła moja siostra Ana, poprosiła mnie o rozmowę. Wyszedłem za nią i usiedliśmy na schodach. Uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
- Tobie nic się nie stało? - spojrzała na mnie.
- O czym mówisz?
- Pobicie, wiem że oberwałem zakrywając Pedro ciałem. Nie mówiłam nic mamie.
- Nie mów jej, nie chcę jej martwić. Nic mi nie jest tylko siniak koło żeber.
- A co z Elizką? Co jej jest?
- Nie wiem, może zjadła coś nieświeżego.
- A może jest w ciąży?
- Nie, nie kochaliśmy się ostatnio, nawet w sypialni nie spałem. Ciągle się kłóciliśmy. A po za tym zabezpieczamy się. Na pewno nie jest w ciąży. Nie chcemy teraz kolejnego dziecka.
- Porozmawiaj z nią.
- Nie, na pewno nie jest. Zauważyłbym.
Wszedłem do domu i poszedłem do pokoju, położyłem się obok i patrzyłem na jej brzuch. Ma taki jak zawsze, może troszkę jej się przytyło. Przytuliłem ją i zasnąłem, ocknąłem się gdy Eliza wydostała się z mojego uścisku. Pocałowała mnie uśmiechając się. Podniosłem się i poszedłem do niej, złapałem ją za biodra i pocałowałem.
- Jak się czujesz?
- Już dobrze.
- Muszę Cię o to zapytać. Jesteś w ciąży?
- Nie, robiłam test w domu gdy pierwszy raz zwymiotowałam. Nie jestem w ciąży.
- To dobrze, chodźmy na dół.
Złapałem ją za rękę i zeszliśmy na dół, przywitaliśmy się ze wszystkimi i dosiedliśmy się do stołu. Eliza usiadła mi na kolanach zabierając kanapkę z talerza. Objąłem ją i położyłem rękę do jej krocza, spojrzała na mnie uśmiechając się. Gdy wszyscy byliśmy już najedzeni zabrałem Elizę na spacer. Potrzebowaliśmy dla siebie trochę czasu, mam nadzieję że ten wyjazd dobrze nam zrobi. Po tym co się wyprawiało u nas to mamy prawo odreagować. Wszystkich to wszystko dużo kosztowało. Doszliśmy na plaże i usiedliśmy na piasku, objąłem Elizę całując ją w szyję. Złapała mnie za rękę uśmiechając się. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem, potrzebowałem jej każdego dnia, pragnąłem jej. Nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił, jest dla mnie wszystkim. Pocałowałem ją wkładając rękę pod jej koszulkę i łapiąc za piersi.
- Enrique przestań, jesteśmy na plaży.
- Jest taka pora, że nikogo nie ma.
- Skarbie. - zaśmiała się. - Proszę Cię przestań.
- Jestem na Ciebie tak napalony, że mógłbym się z tobą kochać nawet na środku ulicy.
- Tylko seks Ci w głowie, wytrzymasz do wieczora?
- No nie wiem, to będzie trudne.
- Wytrzymasz. - pocałowała mnie. - Nic Ci się nie stanie. 
- Kocham Cię skarbie.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej. 










piątek, 7 lipca 2017

Cuarenta y Cinco!

- Mam Cię już dość Enrique! Dlaczego tak się zmieniłeś? Co Cię tak zmieniło?! Dlaczego taki jesteś?!
- Przecież nic się nie stało! O co Ci chodzi?!
- Po co do niego pojechałeś?! Mało masz na głowie?!
- Prawie wysłał Pedro na cmentarz!
- I dlatego narażasz swoje życie?! Narażasz naszą rodziną! Nie chcę być z takim facetem! Zastanów się nad sobą Enrique!
- Eliza. - złapałem ją za rękę. - Kochanie...
- Zostaw mnie! - spoliczkowała mnie. - Zastanów się nad sobą! Zastanów się nad naszym związkiem!
- O czym ty mówisz? Chcesz ode mnie odejść?
- Nie chcę, ale jeśli się nie zmienisz to zrobię to! Mam już tego dość Enrique! Nie chcę żyć w ciągłym strachu!
Wyszła z domu trzaskając drzwiami, przywaliłem pięścią w ścianę, poszedłem do pokoju dzieciaków, usiadłem obok nich i oparłem głowę o łóżeczko, w którym był Luis, po policzku spłynęły mi łzy. Nie chcę stracić Elizy ani dzieciaków, może zrobiłem błąd, że tam poszedłem. Może mogłem po prostu zadzwonić po policję żeby go zgarnęli, narobiłem tylko problemów. Eliza ma rację, jak zawsze. Wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do Elizy, nie odebrała. Napisałem jej SMS-a z prośbą by wróciła do domu. Wyszedłem przed dom i usiadłem na schodach myśląc nad tym wszystkim. Ostatnie nasze tygodnie z Elizą to kłótnia za kłótnią, mamy już oboje tego dość, wróciłem do domu gdy usłyszałem płacz Lenki, przewinąłem ją i pocałowałem w główkę, położyłem ją do łóżeczka. Usłyszałem, że drzwi wejściowe się zamknęły, zszedłem na dół i zobaczyłem Elizę. Podszedłem do niej i ją pocałowałem, odepchnęła mnie dając mi do zrozumienia bym zostawił ją w spokoju. Zamknęła się w sypialni, słychać było tylko jej płacz, dobijałem się, ale bez skutku. Odszedłem i usiadłem na sofie, kopnąłem w stół rozwalając go. Byłem wściekły na siebie. Kolejny raz poszedłem pod drzwi sypialni z nadzieją, że mi otworzy. Po kilku minutach otworzyła dając mi mocnego liścia po twarzy. Mocno ją do siebie przytuliłem, wyrywała się, ale dała sobie spokój gdy wiedziała, że nie wygra. Mocno mnie przytuliła i się rozpłakała. Pocałowała mnie i spojrzała mi w oczy. Zabrałem ją na ręce i położyłem na łóżku.
- Przepraszam skarbie. - pocałowałem ją. - Przepraszam.
- Mam Cię już dość, zostaw mnie. Myślisz, że pójdziemy do łózka to zapomnimy o wszystkim?
- Nie, ale jestem na Ciebie tak napalony, że chyba zadowolisz napaleńca.
- Jesteś nienormalny. - odepchnęła mnie. - Muszę iść do dzieci. - wstała.
- Dzieci śpią. - przywarłem ją do ściany i ściągnąłem jej dolną część garderoby.
Zacząłem bawić się jej kroczem, złapała mnie za rękę i pokiwała przecząco głową.
- Przestań. Trzymaj łapy przy sobie. - odepchnęła mnie i odeszła.
Westchnąłem, zabrałem Lenę i bez słowa wyszedłem z domu do szpitala. Wszedłem do sali gdzie był Pedro, rozmawiał z poznaną dziewczyną, przywitałem się z nimi i dałem Lenę na ręce Pedro. Dziewczyna pożegnała się z nami i wyszła z sali.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Wychodzę jutro. Dziękuję, że mnie wtedy zasłoniłeś. Gdybyś tego nie zrobił to mógłbym tego nie przeżyć. Dziękuję.
- Nie ma o czym mówić. - wymusiłem uśmiech.
- Co się dzieje? Eliza?
- Tak, pokłóciłem się z nią. Znowu. I teraz to już grubsza sprawa. Postawiła mi ultimatum. Albo się zmienię albo odejdzie z dzieciakami. Nie chcę ich stracić.
- Co zrobiłeś?
- Byłem u Alexa, ten co Cię pobił. Padło kilka ostrych wymian zdań.
- Po co do niego poszedłeś? Narobisz sobie kłopotów.
- Teraz już sam nie wiem. Nie myślałem, byłem tak nabuzowany, że nie myślałem co robię.
- Wracaj do niej, przeproś ją.
- Już próbowałem. Nie da się nawet dotknąć. A ty coś ten teges z tą dziewczyną?
- Umówiliśmy się gdy wyjdziemy ze szpitala, a co z tego wyjdzie to się zobaczy. Laska z niej niezła.
- Ktoś tu się chyba zakochał.
- Od razu zakochał, daj spokój, po prostu podoba mi się ta dziewczyna i bardzo chętnie przetestowałbym ją w łóżku.
- Nie wierzę w Ciebie. - zaśmiałem się. - Zmykaj do niej, a ja spadam spróbować się pogodzić z Elizą, może się uda.
- Zostawisz mi Lenke?
- Jasne, wpadnę po nią później. Trzymaj się.
Szybko wróciłem do domu, podszedłem do Elizy i złapałem ją za rękę. Spojrzała mi w oczy, nadal była na mnie wściekła. Przytuliłem ją do siebie, wydostała się z mojego uścisku i odeszła. Poszła do sypialni by po chwili wrócić z poduszką i kocem. Rzuciła to we mnie dając komunikat, że o spaniu w sypialni mogę zapomnieć. Rzuciłem to na ziemię i pobiegłem do Elizy zanim zamknęła sypialnie na klucz. Pocałowałem ją łapiąc za biodra.
- Co mam zrobić byś się na mnie nie wściekała? Misiek, mam Cię przepraszać na kolanach? Skarbie.
- Odczep się!
- Nie odczepię się dopóki nie przestaniesz się na mnie wściekać. Czasu nie cofnę, stało się. Może zrobiłem błąd, nie wiem. Przepraszam.
- Nie chcę być z takim facetem.
- Ja się zmienię, obiecuję. Nie chcę was kolejny raz stracić. Kocham was najbardziej na świecie.
- Kocham Cię. - przytuliła się do mnie.
- Gdy Pedro wyjdzie ze szpitala to pojedziemy wszyscy do Miami odreagować, dobrze?
- Jak chcesz.
- Mogę wrócić do sypialni?
- Zastanowię się.
Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Położyłem się obok niej i mocno ją przytuliłem. Wymamrotała coś pod nosem i wtuliła się we mnie, pocałowałem ją w czoło. Gładziłem ją po bliznach całując każdą po kolei. Powoli podniosłem się z łóżka, ale Eliza złapała mnie za koszulkę. Uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. Zabrałem dzieciaki i pojechałem do szpitala by odebrać Lenke od Pedro. Znalazłem Pedro na korytarzu całującego się z dziewczyną i trzymającego Lenę na rękach. Uśmiechnąłem się podchodząc o nich.
- Sorry, że przeszkadzam, przyszedłem po Lenę.
- Masz wyczucie czasu.
- Ja mam wyczucie? No sorry chłopie, ale to ty trzy razy wparowałem mi do domu gdy byłem zajęty Elizą.
- Pamiętam, na stole w jadalni.
- Bez szczegółów.
- Na stole, sofie i blacie kuchennym. Dziwne miejsca na seks.
- Nie słuchaj go, za mocno dostał po głowie. Gada głupoty.
- Zawsze sobie tak dożeracie?
- Od dziecka.
Zabrałem od Pedro Lenę i usiadłem obok niego. Zapytałem dziewczynę czy zostawi nas samych, chciałem z nim porozmawiać.
- Dalej Eliza?
- Niby się pogodziliśmy, ale wiem że dalej jest na mnie zła.
- Przejdzie jej, zobaczysz.
- Mam nadzieję. Chcę jechać do Miami gdy wyjdziesz ze szpitala. Byśmy pojechali w szóstkę albo w siódemkę jak ją zaprosisz.
- Jedźcie sami, potrzebujecie czasu dla siebie, odpoczynku.
- Albo jedziemy wszyscy albo nikt, nie zostawię Cię teraz samego. Będę pilnował Cię jak oka w głowie.
- Poradzę sobie sam.
- Czyli jedziesz. Przyjadę po Ciebie jutro. O której wychodzisz?
- 12-13
- Będę o 12, pojedziemy do Ciebie po rzeczy i od razu jedziesz do nas.
- Przecież poradzę sobie sam.
- Jedziesz do nas.