Po dwóch dniach wyszedłem ze szpitala, Pedro musiał zostać trochę dłużej, ale jest z nim na szczęście lepiej. Przychodziłem do niego z Lenką gdy tylko dałem radę. Usiadł na łóżku i zabrał Lenę na ręce przytulając ją do siebie.
- Muszę zrobić badania DNA. - spojrzał na mnie. - Chcę mieć pewność, że Lenka jest moją córką.
- Kontaktowała się z tobą Anna?
- Była tutaj wczoraj, chciała bym jej wybaczył. - zaśmiał się kpiąco. - Chcę mi odebrać Lenę, nie mogę jej stracić.
- Nie stracisz, pomożemy Ci. Wiesz, że możesz na nas liczyć. Rozmawiałem z Elizą o tobie i zdecydowaliśmy, że pomieszkasz trochę z nami, a gdy wrócisz do formy to wrócisz do siebie.
- Dziękuję, ale wiesz, że nie mogę. Macie swoje sprawy, nie będę wam jeszcze siedzieć na głowie.
- Będziesz mistrzu. Nie próbuj się nawet wykręcać.
- Dziękuję. Spadaj do Elizy, chcę odpocząć. Idź ją przeleć, widzę jak jesteś na nią napalony.
- Jesteś idiotą. - zaśmiałem się. - Trzymaj się, wpadnę wieczorem.
- Tylko ją zadowól. Aż Ci mały stanął.
- Sam masz małego, trzymaj się.
Zabrałem Lenę i wyszedłem ze szpitala, wróciłem do domu i pocałowałem Elizę na przywitanie. Położyłem Lenke i poszedłem usiąść na sofie, dosiadła się do mnie Eliza i przytuliła.
- Martwię się o Pedro i Lenę. Anna chcę mu ją odebrać.
- Nie straci jej, pomożemy mu.
- To samo mu powiedziałem,
- Bałam się o was gdy zobaczyłam was tak leżących na ziemi, Pedro zakrwawiony, obaj nieprzytomni, nie reagowaliście na nic. Przestraszyliście mnie.
- Przepraszam, musiałem go zasłonić.
- Wiem, kocham Cię.
- Ja Ciebie też skarbie. - pocałowałem ją.
Usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu, był to telefon ze szpitala. Odebrałem.
- Słucham.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie Pedro Sancheza. Jego stan nagle się pogorszył, stan jest krytyczny.
- Ale jak to? Byłem u niego dwie godziny temu, normalnie rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Co się stało?
- Proszę jak najszybciej przyjechać.
- Zaraz będę.
Wybiegłem z domu z prędkością światła, jechałem jak wariat by szybko znaleźć się w szpitalu. Dowiedziałem się do jakiej sali go przeniesiono i szybko tam pobiegłem. Wbiegłem do sali, ale szybko mnie z niej wyrzucili, przywracali Pedro do życia. Kopnąłem w krzesło i się rozpłakałem. Przeze mnie walczy o życie, gdybym do niego nie zadzwonił nie byłoby tego wszystkiego. Po parunastu minutach wyszedł lekarz z niewesołą miną.
- Co z nim?
- Nie będziemy tu rozmawiać, chodźmy do pokoju lekarzy. - weszliśmy do pokoju. - Na początku nie zdiagnozowaliśmy tego, ale pana przyjaciel miał krwiaka, który pękł na skutek pobicia i wywołał krwotok. Jego stan jest krytyczny, nie oddycha samodzielnie, będę z panem szczery. Szanse na przeżycie są nikłe. Trzeba być przygotowanym na najgorsze. Każda minuta może być jego ostatnią.
- Nie, on musi żyć. On ma małe dziecko, musi żyć.
- Robimy co możemy, będzie pan informowany o jego leczeniu.
- Dobrze. - wstałem. - Można do niego wejść.
- Tak. Mam dla pana wiadomość od Pedro. Kazał przekazać. - podał mi kartkę.
Poszedłem do sali i usiadłem obok łóżka Pedro trzymając kartkę, którą bałem się przeczytać. Powoli otworzyłem kartkę i zacząłem czytać. "Enrique, na początku chciałem Ci podziękować za te wszystkie lata przyjaźni. Wiem, ze mieliśmy kłótnie, różne sprzeczki zwykle przeze mnie. Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam za to, że okłamywałem Cię tak długo, na pewno wiesz o czym mówię. Jest ze mną źle, wiem że mogę umrzeć. Wiem, że proszę o wiele, wiem że macie dwójkę dzieci, ale nikt nie ma kto się zająć Lenką. Jeśli odmówicie to zrozumiem. Chcę by Lenka była szczęśliwa gdy mnie zabraknie... Przy was. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję. Kocham Cię bracie."
- Nie Pedro, nie zajmiemy się nią. Ty się nią zajmiesz gdy stąd wyjdziesz słyszysz? My się nią zajmiemy dopóki nie wyzdrowiejesz. - rozpłakałem się. - Nie mogę Cię stracić, nie mogę, Lenka nie może Cię stracić. Otwórz oczy, obudź się proszę. Gdzie ja znajdę drugiego takiego idiotę co? Jesteś jedyny w swoim rodzaju. Nie możesz umrzeć, nie teraz bracie. Leżysz tu przeze mnie, przepraszam. Nie przeżyję tego gdy mnie zostawisz. Znajdę tego gnoja i zrobię mu to samo co on tobie. Wracaj do nas. - złapałem go za rękę. - Nie możesz teraz mnie zostawić mistrzu.
- Skarbie. - podeszła do mnie Eliza. - Co z nim? Co mu jest?
- Miał krwiaka, podejrzewam że o tym nie wiedział. W skutek pobicia krwiak pękł i dostał krwotoku. Lekarz kazał przygotować się na najgorsze. Boję się o niego. - schowałem twarz w dłonie i jeszcze bardziej się rozpłakałem. - Zostawił mi wiadomość, jakby przeczuwał.
- Co napisał?
- Sama przeczytaj. - dałem jej kartkę. - Nie wiem co mam zrobić, nie wiem jak mu pomóc.
- Musimy dostać prawo do opieki nad Lenką gdy Pedro tu będzie.
- Nie możemy się nią zająć, mamy dwójkę dzieci, nie poradzimy sobie jeszcze z jednym.
- Wolisz by trafiła do jakiegoś ośrodka?
- Nie. Porozmawiamy o tym w domu.
Przytuliłem się do Elizy, usiadła mi na kolanach i starła łzy z policzek. Zobaczyłem za drzwiami Seana i Gilmara z naszymi dzieciakami i Leną. Wyszedłem do nich i zabrałem na ręce Lenę i wróciłem do sali. Posadziłem ją na łóżku, a ta swoją małą rączką złapała palec Pedro. Nie mogłem na to patrzeć, wyszedłem z sali jak i z całego szpitala. Zaczepiłem jakiegoś kolesia, który palił z prośbą by dał mi zapalić. Tak wiem, nie palę, ale tym razem musiałem odreagować. Eliza mnie zabije gdy się dowie. Osunąłem się o ścianę szpitala i się rozpłakałem, podszedł do mnie Gilmar i zabrał mi papierosa wyrzucając go. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Przytuliłem się do niego i jeszcze bardziej się rozpłakałem. Bałem się o Pedro, bałem się że umrze przeze mnie. Jeśli coś mu się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę, a tym bardziej nie będę potrafił spojrzeć na Lenę.
- Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego, jest silny.
- To przeze mnie walczy o życie, to przeze mnie tam umiera. Nie mogę go stracić.
- Nie stracisz. Nie obwiniaj się o to. Pedro z tego wyjdzie.
- Znajdę tego gnoja co mu to zrobił, znajdę go i nie będę miał żadnych hamulców.
- Chodź do środka, zimno jest.
Wszedłem do sali i zabrałem Lenę z łóżka Pedro przytulając ją do siebie. Wyrywała mi się rączką wskazywała na Pedro, chciała przy nim być. Miałem wrażenie, że czuję że coś złego się stało. Zabrałem ją z sali i położyłem ją w wózku.
- Odwiozę Cię do domu Enrique, musisz odpocząć, jesteś wykończony.
- Nie, chcę przy nim być. Jeśli będzie tak jak mówi lekarz i są to jego ostatnie chwilę to chcę przy nim być.
- On przeżyje, odwiozę Cię. - pokiwałem twierdząco głową. - Jak odpoczniesz to wrócisz.
Zabraliśmy dzieciaki i odjechaliśmy do domu, całą drogę się nie odzywałem, cały czas myślałem o Pedro, bałem się że go stracę. Wszedłem do domu z Elizą i z dzieciakami, złapałem Elizę za rękę by usiadła mi na kolanach. Pocałowałem ją i spojrzałem na Lenę.
- Na prawdę chcesz się zająć Leną gdyby Pedro się nie udało? Myślisz, że damy radę?
- Wiem, że damy radę. Nie chcę by Lenka trafiła do domu dziecka czy gdzieś.
- Ja też nie, ale boję się że nie damy rady. Annie jej nie oddamy. - spojrzałem na Elizę. - Dobrze, zawalczymy o nią, niech zostanie z nami
- Kocham Cię. - przytuliła mnie. - Boję się o niego.
- Ja też, on z tego wyjdzie. Musi z tego wyjść.
- Połóż się, jesteś zmęczony, rano do niego pójdziesz. Odpocznij skarbie.
Poszedłem do sypialni i położyłem się na łóżku, po chwili położyła się Eliza, przytuliłem ją do siebie i zamknąłem oczy.
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział cudaśny, ale trochę smutny :'(
Mam nadzieję, że Pedro się obudzi, że da radę, że z tym wygra ;)
Ma dla kogo żyć :) Enrique go potrzebuje, Lenka też :)
Czekam na kolejny ;* I lecę na następne blogi :)
a co to za smuty mają być?! jak to Pedro prawie umiera?!
OdpowiedzUsuń