Kolejne dni mijały w spokoju, całymi dniami Eliza chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha, była szczęśliwa. Ja przy niej też byłem szczęśliwy. Tak, wiem powtarzam się, ale do szczęścia już nic nie jest mi potrzebne. Mam wszystko Elizę i dzieci. Nic lepszego w życiu nie mogło mnie spotkać.
- Co ty taka cały czas uśmiechnięta chodzisz co? - kazałem jej usiąść na kolanach. - Powiesz mi?
- To mam chodzić smutna? - zaplątała nasze dłonie. - Mam Ciebie, dzieci. Mam wszystko co kocham. Jestem szczęśliwa.
- A byłaś na mnie wściekła gdy Cię złapałem. Mówiłem Ci, że warto żyć to mi nie wierzyłaś.
- Wiem, ale po tym co się stało to nie chciałam żyć. - mocno mnie przytuliła. - Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. - pocałowałem ją. - Zaczekaj tutaj.
Poszedłem do sypialni i wyciągnąłem z szuflady czerwone pudełeczko i schowałem je do kieszeni. Złapałem Elizę za rękę i ją podniosłem. Stanąłem na przeciwko niej i ją pocałowałem. Tak, to jest odpowiedni moment.
- Może nie jestem romantykiem, nie mam żadnych kwiatów, kolacji ze świecami czy drogiego wina. Nie przygotowałem się do tego. - klęknąłem przed nią. - Elizka, zostaniesz moją żoną? - otworzyłem pudełeczko.
- Enrique... Tak. - pocałowała mnie. - Tak kochanie.
Założyłem jej pierścionek na palec i mocno przytuliłem. Byłem najszczęśliwszy na świecie. Zaplątałem nasze dłonie i ją pocałowałem. Zabraliśmy dzieciaki do wózków i wyszliśmy z domu. Objąłem Elizę idąc przed siebie. Zatrzymaliśmy się przy budce z lodami, kupiłem nam po dużym lodzie, Eliza tylko takie lubi, usiadłem obok Elizy i zaczęliśmy jeść. Usiadła mi na kolanach i pocałowała.
- Większego nie było?
- Jest w moich spodniach. - szepnąłem jej na ucho. - Powinnaś o tym wiedzieć.
- Zboczeniec.
- Aż mi staję na twój widok.
- I tak dzisiaj nie poruchasz. Mam okres.
- Nawet lodzika?
- Przemyślę to. - pocałowała mnie.
Wróciliśmy do domu, pod drzwiami siedział wkurzony Pedro, znowu coś zrobiłem?
- Co się dzieje? - usiadłem obok niego.
- Pokłóciłem się z Anką. Ubzdurała sobie, że ją zdradzam.
- Co? Porozmawiajcie na spokojnie, wyjaśnijcie sobie wszystko. Chodź do środka, porozmawiamy.
Weszliśmy do środka i usiedliśmy na sofie.
- Muszę Cię o to zapytać. Zdradziłeś ją?
- Nie, znasz mnie przecież. Nigdy nie zdradziłem żadnej kobiety. Wiesz o tym.
- Tak, wiem. Idź do niej, porozmawiajcie.
-Jutro, mogę tu zostać na noc?
- Zostań ile chcesz. Dla Ciebie zawsze będzie miejsce.
- Dziękuję.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się ułoży.
Wstał i zamknął się w pokoju, westchnąłem tylko i poszedłem do Elizy. Pocałowałem ją i mocno przytuliłem, uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę. Usiadła mi na kolanach i zaplątała rękę w moich włosach.
- A czy ja mam się obawiać, że mnie zdradziłeś?
- Kochanie, nie masz się czego obawiać, nigdy Cię nie zdradziłem i nigdy tego nie zrobię. Nie bój się.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Wyszedłem z domu i poszedłem do domu Pedro by porozmawiać z Anną. Na wejściu było słychać płacz Leny. Zabrałem ją na ręce i uspokoiłem.Otworzyłem drzwi od sypialni, zobaczyłem Anne z jakimś kolesiem w łóżku. Zaniemówiłem, w życiu bym się tego nie spodziewał.
- A ty podejrzewasz Pedro o zdradę! Kobieto!
- Enrique, co ty tu robisz?
- Przyjechałem porozmawiać z tobą o Pedro, ale widzę, że to nie ma sensu. Dzwonię do niego.
- Enrique nie, nie dzwoń do niego. Nie mów mu.
- Ja mu nie powiem, ty to zrobisz.
- Co chcesz w zamian?
- Nie kompromituj się jeszcze bardziej.
- Zmywam się stąd.
- A ty gdzie przystojniaku? Siadaj na tyłku i ubierz się idioto.
Zadzwoniłem do Pedro z prośbą by szybko wrócił do siebie do domu. Był zdenerwowany, powiedziałem mu tylko, że nie mam dobrych wiadomości.
- Kto to jest? - do domu wparował Pedro. - Ty z nim?
- Pedro, ja Ci to wszystko wyjaśnię!
- Co chcesz wyjaśniać?! Kurwa Anna! Mnie podejrzewasz o zdradę, a sama się pieprzysz z jakimś frajerem!
Rozległ się płacz Leny, poszedłem do jej pokoju zabierając ją na ręce, z sypialni dochodziły krzyki. Położyłem Lenę do łóżeczka i wróciłem do sypialni, obaj obładowywali się pięściami, odciągnąłem Pedro i wyrzuciłem go za drzwi, wybiegł za nim i uderzył Pedro czymś w głowę tak mocno, że upadł na ziemię. Zasłoniłem go swoim ciałem chroniąc go przed kolejnymi ciosami, obrywałem za niego, dostałem kilka mocnych ciosów w brzuch i w klatkę piersiową. Rękami zasłoniłem twarz.
- Alex przestań! - krzyknęła Anna. - Zostaw ich!
Powoli się podniosłem z podłogi mimo bólu, odwróciłem się i zobaczyłem nieprzytomnego Pedro, z tyłu głowy i z ust leciała krew. Anna z Alexem wybiegli z domu zostawiając nas i Lenę.
- Pedro. - poklepałem go po twarzy. - Ocknij się bracie. Cholera jasna. - wykręciłem numer do Elizy. - Pomocy. - upadłem na ziemie. - Potrzebujemy pomocy, szybko. - straciłem przytomność.
Ocknąłem się gdy lekarz chciał założyć mi maskę z tlenem, była też Eliza. Mocno trzymała mnie za rękę, szturchnąłem Pedro by się ocknął, nie reagował na nic.
- Pedro bracie, obudź się. Kurwa Pedro, otwórz te cholerne oczy. Nie zostawiaj mnie teraz. - po policzku spłynęły mi łzy. - Co z nim?
- Wyjdzie z tego. Jest silny.
- Przepraszam Eliza, przepraszam.
- Nie przepraszaj, uratowałaś go.
- Lenka jest na górze.
Podniosłem się i z pomocą lekarzy przeniosłem się do karetki, zabrali Pedro na nosze i przetransportowaliśmy się do szpitala.
~.~
Zabrałam Lenę na ręce i pojechałam taksówką do szpitala, bałam się o nich, Enrique nic nie jest, jest tylko poobijany, ale z Pedro jest gorzej. Gdyby Enrique go nie zasłonił to mógłby tego nie przeżyć. Dojechałam do szpitala i poszukałam Enrique i Pedro. Enrique mimo bólu czuwał przy łóżku Pedro czekając aż się obudzi. Miał łzy w oczach, złapałam go za rękę. Złapał się za obolałe miejsce i ustąpił mi miejsc. Pokiwałam przecząco głową i kazałam mu usiąść. Oparłam głowę o jego ramię i pocałowałam w policzek.
- Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego.
- On leży tu przeze mnie.
- Nie prawda.
- Nic Ci nie jest Enrique? - usłyszeliśmy głos Pedro.
- Bracie, w końcu się obudziłeś. Jestem tylko poobijany. Jak się czujesz?
- Szału nie ma, dupy nie urywa. - uśmiechnął się. - Bolą mnie żebra i głowa. - złapał Lenę za rączkę. - Nie musiałeś mnie zasłaniać, dlaczego to zrobiłeś?
- Bo wiem, że ty byś zrobił to samo. Odpoczywaj.
- Mam do was prośbę. Zrozumiem gdy odmówicie. Wiem, że macie dwójkę dzieci, ale zajęlibyście się Lenką dopóki stąd nie wyjdę? Nie mam komu jej dać, mama w Europie, a Annie jej nie oddam.
- Możesz na nas liczyć, zajmiemy się nią.
- Dziękuję. Mam złamaną rękę?
- Tak, z przemieszczeniem. Idę na łóżko, wszystko mnie boli. Odpoczywaj bracie.
- Dziękuję jeszcze raz.
początek taki słodki, taki cudowny <3 ale ta dwójka jest cudowna *.*
OdpowiedzUsuńAle końcówka mnie trochę przestraszyła :/ mam nadzieję, że Pedro nic nie będzie ;) Ten blog bez niego? Nigdy :)
Czekam na kolejny ;*
Melduję się!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, jak zwykle :)
Cudnie tam u nich. Oby tak już do końca pozostało. Tylko ta końcówka... ale wszystko będzie w porządku, prawda?
Weny, buziaki :**
ej, miało być już dobrze!
OdpowiedzUsuńta Anka... brr, nie spodziewałam się tego po niej, eh