Ostatnie dni były dla mnie koszmarem, nie spałem od pięciu dniu, funkcjonuje tylko dzięki kawom i energetykom. Przy łóżku Pedro czuwałem cały czas. Zaniedbałem tym Elizę i moją rodzinę, ciągle się kłócimy. Wiem, że ma rację. 3/4 czasu spędzam w szpitalu. Pedro nadal się nie wybudził, nie wiadomo czy kiedykolwiek to zrobi. Cały czas miałem nadzieję, że otworzy oczy, nie dopuszczałem do siebie wiadomości, że może mu się nie udać. Jest młody, ma silny organizm, wyjdzie z tego
- Nie złość się skarbie. - podszedłem do Elizy. - Misiek przepraszam.
- Nawet mnie nie dotykaj!
- Kochanie, przepraszam za wczoraj. Wiem, że byłem pijany, nie kontrolowałem siebie. Nie chcę was przez to stracić. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. - pocałowałem ją. - Jeszcze raz przepraszam, że Cię uderzyłem. Już nigdy tego nie zrobię, obiecuję. Nie wiem dlaczego to zrobiłem.
- Zostaw mnie! Daj mi spokój! Mam Cię dość!
- Dobra, jadę do szpitala!
- Jedź sobie śmiało! A mnie zostaw samą z trójką dzieci! Świetnie!
- Muszę ochłonąć! Cześć! - wyszedłem z domu wściekły.
Przetransportowałem się szybko do szpitala i poszedłem do sali gdzie był Pedro. Usiadłem obok niego i cały czas się na niego gapiłem. Leżał bez ruchu, przypięty do jakiejś maszyny. Wracało do mnie każde wspomnienie z Pedro, doskonale pamiętam jak się poznaliśmy. Mieliśmy wtedy sześć lat, uderzyłem Pedro piłką w twarz, wkurzył się na mnie i gdyby nie to, że był z mamą to by mnie pobił. Na następny dzień go przeprosiłem i od tej pory trzymamy się razem. Nie mogę go teraz stracić, to za wcześnie. Złapałem go za rękę, miałem nadzieję, że się obudzi. Musiał się w końcu obudzić. Telefon cały czas mi dzwonił, była to Eliza. Nie odebrałem i wyłączyłem telefon. Nie chciałem z nią rozmawiać. Wiem, że wczoraj źle postąpiłem gdy uderzyłem Elizkę, poniosło mnie. Żałuję tego, nie powinienem tego robić. Wrócę potem do domu, porozmawiamy, wyjaśnię jej wszystko jeszcze raz i przeproszę. Teraz się ciągle kłócimy, unikamy się, wieczorem do sypialni nie mam wstępu, wyrzuciła mnie z niej. Położyłem głowę o oparcie łóżka Pedro zamykając oczy. Byłem padnięty, zasnąłem. Ocknąłem się gdy pielęgniarka chciała okryć mnie kocem, uśmiechnąłem się i podziękowałem. Okryłem się kocem i patrzyłem się na Pedro. Nadal bez zmian. Wstałem i wróciłem do domu, ale najpierw kupiłem duży bukiet kwiatów dla Elizy. Wszedłem do środka, poszukałem Elizy, była w pokoju dzieciaków. Oparłem się o futrynę i na nią patrzyłem, co jakiś czas ścierała łzy z policzek. Bolało mnie to, że płakała przeze mnie, podszedłem do niej i kucnąłem przed nią łapiąc na dłonie. Spojrzała na mnie przez łzy, złapałem ją za miejsce gdzie ją uderzyłem i w nie pocałowałem.
- Porozmawiamy? - pokiwała twierdząco głową. - Chodź skarbie.
Zeszliśmy na dół, od razu dałem jej kwiaty, kąciki jej ust się podniosły.
- Skarbie przepraszam, nie wiem co mi wtedy odbiło. Chyba to, że nie radzę sobie z tą sytuacją z Pedro. Wiem, że was zaniedbałem tym ciągłym pobytem w szpitalu, ale jeśli będzie tak jak mówi lekarz i są to jego ostatnie chwile to chcę przy nim być szczególnie gdy walczy o życie przeze mnie.
- Enrique, ja to rozumiem. Wiem, że się o niego boisz, ja też się boję, ale też masz rodzinę. My Cię potrzebujemy, dzieci potrzebują ojca a ja potrzebuję faceta.
- Wiem, przepraszam, zmienię się. - przytuliłem ją. - Przepraszam, że Cię uderzyłem. Nie chcę was przez to stracić.
- Zapomnijmy o tym, ale jeśli jeszcze raz uderzysz mnie albo dzieciaki to odejdziemy i zabiorę Ci synów.
- Jedyne uderzenie jakie dostaniesz to w tyłek podczas seksu. - pocałowałem ją. - Kocham Cię.
- Zboczeniec. - przytuliła mnie. - Ja Ciebie też.
Pocałowała mnie i włożyła rękę pod moje bokserki. Zabrałem ją na ręce i posadziłem ją na stole. Ściągnąłem jej sukienkę i pocałowałem. Opuściłem spodnie z bokserkami i złączyłem nasze ciała. Usłyszeliśmy płacz Leny, westchnąłem tylko i poszedłem do pokoju gdzie była Lenka. Zabrałem ją na ręce i zszedłem z nią na dół, wskazała swoją małą rączką na zdjęcie, które stały na półce. Podszedłem do zdjęć, a mała wskazała na Pedro. Wziąłem zdjęcie do ręki i na nie spojrzałem, w oczach pojawiły mi się łzy, brakuje mi go.
- Tata z tego wyjdzie, wróci do Ciebie. Tata Cię kocha i walczy dla Ciebie.
Eliza wzięła Lenę by ją nakarmić, a ja usiadłem ze zdjęciem na sofie, gapiłem się na nie jakbym oglądał je pierwszy raz. Schowałem twarz w dłonie i się rozpłakałem. Przebrałem się, ubrałem Lenę i pojechałem z nią do szpitala, przez szybę zobaczyłem Anne przy łóżku Pedro. Poprosiłem pielęgniarkę by zajęła się Lenką, a ja wszedłem do sali. Bez słowa stanąłem przy łóżku Pedro.
- Co z nim? Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć.
- Pedro upoważnił mnie i Elizę do udzielania informacji o jego leczeniu, tylko to zdążył zrobić. Wyjdź stąd.
- Ale Enrique...
- Jeśli Pedro umrze to znajdę tego gnoja i zrobię mu to samo. Możesz mu to przekazać, a teraz stąd wyjdź.
- Co z Leną? Gdzie ona jest? Oddajcie mi ją.
- Jest bezpieczna, nie oddamy Ci jej. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jest w dobrych rękach.
Wyszła, a ja poszedłem po Lenę, zobaczyłem, że Anna wyszła ze szpitala. Wróciłem do sali i usiadłem na krześle.
- Przyprowadziłem Ci kogoś Pedro, tęskni za tobą słyszysz? Chcę byś do niej wrócił. - posadziłem Lenę koło Pedro. - Nie chcesz widzieć jak dorasta, jak zaczyna chodzić, mówić. Nie chcesz tego zobaczyć? Z Elizą staramy się o tymczasowe prawo do opieki na Lenką. Nie wiem czy to słyszysz, mam taką nadzieję. Tęsknie za tobą bracie.
- Panie Iglesias, musi pan wyjść. Będziemy próbować go wybudzać.
Zabrałem Lenę i wyszedłem z sali, przez szybę na wszystko patrzyłem, miałem nadzieję, że się obudzi. Na nadziei się skończyło, lekarz przekazał mi, że próba się nie powiodła. Chciałem się rozpłakać.
- Ile mu dajecie? Tak szczerze.
- Kilka dni, robimy wszystko, ale jego stan pozostaje bez zmian. Trzeba być przygotowanym na najgorsze. Przykro mi. - rozpłakałem się i przytuliłem do siebie Lenę. - Proszę przy nim siedzieć, mówić do niego, niech córka przy nim będzie. On czuję to, że ktoś koło niego jest.
Wróciłem na salę, siedziałem i płakałem, podeszła do mnie pielęgniarka i usiadła obok mnie. Spojrzałem na nią i starłem łzy z policzek.
- Przyjaźnię się z nim od szóstego roku życia, nie mogę go stracić, Lenka nie może go stracić. Ma tylko jego.
- A mama Leny?
- W pewnym sensie przyczyniła się do tego, że tu wylądował. Nie oddam jej Leny. Teraz jej pod moją i narzeczonej opieką, ale mamy dwójkę swoich dzieci. Z nimi sobie nie razimy, a co dopiero z trójką. Nie chcemy też jej nigdzie oddawać.
- Nie chciałabym być teraz na pana miejscu. Proszę wrócić do domu, odpocząć. Spędzić czas z rodziną. Jutro pan przyjedzie. Będziemy dzwonić gdyby coś się działo.
- Dziękuję.
Wróciłem do domu, położyłem Lenę w wózku i przytuliłem do siebie Elizę.
- Co z nim?
- Bez zmian, lekarze nie dają mu szans. Nie pozwolę mu umrzeć, nie może tego zrobić.
- Nic sam nie zrobisz.
- Nie pozwolę lekarzom odłączyć go od maszyny, nie ważne ile będzie w śpiączce. Dzień, miesiąc czy parę lat, nie pozwolę go odłączyć.
Ale mi żal Enrique :( Z jednej strony go rozumiem, że chce być przy Pedro szczególnie gdy walczy o życie, a z drugiej ma Elizę i dzieciaki i też powinien się nimi zająć ;/ Nie powinien się obwiniać o to, że Pedro leży przez niego, to go niszczy. Oby Pedro przeżył bo Enrique się kompletnie załamie jak umrze :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, ale smutny :(
Czekam na kolejny ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział ^^
Kurczę, strasznie mi żal Enrique... Nie powinien się o to wszystko obwiniać.
Weny, buziaki :**
to za dużo jak na jeden rozdział - kłótnie, wspominki, płacz... eh:( kike, to nie Twoja wina...
OdpowiedzUsuń