Po wyczerpującym i trochę bolesnym tygodniu w końcu wracałem do domu, do Elizy, za którą się cholernie stęskniłem. Już nie mogłem się doczekać aż ją zobaczę, rozmawialiśmy ze sobą, pisaliśmy jak tylko dałem radę, ale chciałem ją w końcu wyściskać i pocałować. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, zobaczyłem śpiącą Elizę na kolanach Pedro, któremu też się usnęło. Na podłodze i stole porozrzucane były chusteczki higieniczne i rolka papieru toaletowego. Co się stało? Jak zwykle nic nie wiedziałem. Odłożyłem torbę do łazienki i wróciłem do salonu by obudzić Pedro. Ocknął się, spojrzał na mnie, a potem na śpiącą Elizę. Zabrałem Elizę z jego kolan i zaniosłem do sypialni. powoli położyłem ją na łóżku i pocałowałem w czoło. Wróciłem do Pedro, który sprzątał wszystkie chusteczki z tego co się domyślam zużyte przez Elizę. Ubierał kurtkę i szykował się by wyjść z domu, złapałem go za ramię i kazałem mu zostać i przenocować tutaj. Nie będzie się chłop w środku nocy włóczył po Madrycie. Uśmiechnął się i ściągnął kurtkę.
- Co się stało? Dlaczego Eliza płakała?
- Jej ojciec tutaj był. Zadzwoniła do mnie zapłakana to przyjechałem. Chyba poszło trochę niepotrzebnych słów z obu stron.
- Dziękuję, że przyjechałeś. Muszę się dowiedzieć gdzie on mieszka, a ty musisz mi w tym pomóc.
- Mogę popytać, może ktoś coś wie. Co masz zamiar zrobić?
- Dać mu jasno do zrozumienia by zostawił Elizę w spokoju, a gdy to nie zadziała to inaczej porozmawiamy.
- Nie pakuj się w kłopoty.
- O to się nie martw. Idź spać.
Poszedłem do sypialni, nie chciało mi się iść pod prysznic, byłem zbyt zmęczony i obolały. Położyłem się na łóżku i przytuliłem do siebie Elizę. Zasnąłem po chwili, wiedziałem, że to będzie krótki sen, jest kilka minut po piątej, za oknem robiło się już jasno, a ja dopiero szedłem spać. Obudziłem się gdy poczułem, że Eliza położyła głowę na mojej klatce piersiowej i ręką trzymała mój brzuch. Spojrzałem na zegar. 7:17. Szlag. Pogładziłem ją po plecach i się uśmiechnąłem, odwróciła głowę i gdy zobaczyła, że mam otwarte oczy od razu mnie pocałowała. Usiadła na moim brzuchu, patrzyliśmy sobie w oczy, zrzuciłem ją z siebie i momentalnie znalazłem się nad nią. Pocałowałem ją, jak ja się za nią stęskniłem. Złapała mnie za rękę i spojrzała na spuchnięte miejsce.
- Idź do lekarza, jak najszybciej.
- Nic mi nie jest.
- Masz spuchniętą jedną piątą ręki, wstawaj i jedź do lekarza. Pomyśl chociaż raz o sobie.
- Z babami nie wygrasz.
- Chcesz się znowu kłócić? - wyszła z sypialni.
Wypuściłem powietrze i wyszedłem za nią, była w kuchni robiła sobie kawę, nie zamierzałem się z nią znowu kłócić, była na mnie zła. Wiem, zasłużyłem sobie na to. Złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Posadziłem ją na blacie kuchennym i pocałowałem.
- Dobrze, ogarnę się i pójdę do lekarza. Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Przepraszam.
- Skup się w końcu na sobie. Powinieneś dostać po twarzy za to, że pojechałeś.
- Wiem. - pocałowałem ją. - Tęskniłem za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Idź się kąpać bo śmierdzisz i jedź do lekarza.
Poszedłem do łazienki wziąć prysznic, ręka bolała mnie jeszcze bardziej, wyszedłem spod prysznica, wysuszyłem się, ubrałem i zażyłem trzy tabletki przeciwbólowe, które popiłem wodą z kranu. Wyszedłem z łazienki, ubrałem bluzę i buty, zabrałem kluczyki do samochodu i odjechałem do szpitala by mieć już święty spokój. Eliza nie dała by mi żyć gdybym nie pojechał do lekarza. Smarowałbym to wszystko jakimiś maściami i opuchlizna by zeszła. Dojechałem na miejsce i wszedłem do szpitala. Zarejestrowałem się i zrobiłem niemałą furorę na oddziale, zrobiłem kilkanaście zdjęć dopóki nie zawołał mnie lekarz. Usiadłem i wytłumaczyłem mu całą historię związaną z tą ręką. Nie był zachwycony, cóż. Zabrali mnie na prześwietlenie, ból był ogromny, z bólu pojawiły mi się łzy. Przyszedł do mnie lekarz z niezbyt ciekawą miną.
- Boli co?
- Jak cholera.
- Nie dziwię się. Czeka pana operacja. Kość uszkodziła drugą kość, przemieściła się.
- Nie da się jej jakoś nastawić? Nie obejdzie się bez operacji?
- Może tylko zaszkodzić bezpośrednie nastawienie ręki. Operacja musi się odbyć jak najszybciej, najlepiej dzisiaj. Gdyby pan nie ściągnął gipsu...
- Niech pan nie kończy, wystarczy, że dziewczyna i przyjaciel trują mi dupę w domu.
- I mają rację. Zrobił pan głupotę. Wyraża pan zgodę na operację?
- A mam inne wyjście?
- Zaraz przyniosę papiery.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Elizy, wszystko jej wytłumaczyłem, była przerażona. Uspakajałem ją, ale na marne. Miała zabrać Pedro i tutaj przyjechać. Podpisałem papiery i poszliśmy na salę operacyjną. Pamiętam tylko słowa lekarza "proszę się nie martwić" i mnie uśpili. Pomyślałem tylko o Elizie. Oj, nie będzie zadowolona gdy się wybudzę.
~.~
Dojechaliśmy do szpitala, dowiedziałam się, że Enrique jest już operowany. Byłam na niego wściekła, po cholerę ściągał ten gips. Siedziałam przytulona do Pedro czekając na jakieś informację. Po godzinie wyszedł lekarz i do nas podszedł, powiedział tylko, że operacja się udała i nie ma się co martwić. Odetchnęłam z ulgą, ale miałam ochotę mu przywalić. Siedziałam obok jego łóżka i czekałam aż się obudzi. Byłam na niego zła, gdyby nie ściągnął gipsu byłby teraz w domu i wszystko byłoby w porządku, trasę mógł przecież odwołać, przełożyć. Nic by mu się nie stało. Pedro trzymał mnie za ramiona, też był zdenerwowany. Iglesias otworzył oczy i gdy zobaczył naszą dwójkę to się uśmiechnął i złapał mnie za rękę. Lekko się uśmiechnęłam, ale nadal byłam na niego wściekła, a z drugiej strony cieszyłam się, że jest już po wszystkim i nic mu nie jest. Bałam się o niego. Mam nadzieję, że teraz nie przyjdzie mu do głowy ściąganie samemu gipsu. Ma teraz nauczkę, dobrze mu tak. Następnym razem pomyśli dziesięć razy zanim coś zrobi.
- Chyba Ci nie wynagrodzę mojej nieobecności.
- Przestań, ważne, że z ręką w porządku.
- Przepraszam was, mieliście rację, wiem, zrobiłem głupotę. Przepraszam.
- Masz nauczkę. - zmienił pozycję na siedzącą.
- Chodź tu do mnie. - usiadłam obok niego, a on mnie przytulił. - Kocham Cię.
W sali pojawiła się Anna, przywitała się z nami, czwarta osoba, której nie podobało się zachowanie Enrique, lista robi się co raz dłuższa.
- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytał Pedro.
- Chyba w końcu muszę Ci powiedzieć.
- O czym? Jesteś na coś chora?
- Nie, jestem zdrowa. W ciąży jestem. Ojcem będziesz.
- Co? Poważnie? - zabrał ją na ręce i pocałował. - Jezu... Tatą zostanę!
- Gratulacje stary! Tylko nie stchórz bo ty tak lubisz.
- Nigdy! Będę najlepszym ojcem na ziemi, a przynajmniej w Madrycie.
- Dopóki my nie zostaniemy rodzicami. Wtedy będziesz miał konkurencję. - wtrącił się Enrique.
- Planujecie coś?
- Mam 19 lat, serio myślisz, że to jest czas na dziecko? Myślenie to nie jest twoja dobra strona, prawda?
- Mamy jeszcze czas Pedro, nie śpieszy nam się.
Pedro porwał Anne zostawiając nas samych, był chyba teraz najszczęśliwszy na świecie. Pocałowałem Elizę i objąłem ją jedną ręką. Ja byłem szczęśliwy mając przy sobie Elizę, a na dziecko mamy jeszcze czas. Wiem, że Pedro będzie świetnym ojcem, a dzieciak będzie miał świetnych rodziców i dzieciństwo.
Zapraszam:
KONCERT ENRIQUE W KRAKOWIE
Oraz zapraszam na kolejnego bloga :)
Wszystko co dobre kiedyś się kończy...
To się pan Iglesias doigrał XD i że tak powiem dobrze mu tak XD Ma za swoje.
OdpowiedzUsuńSkąd Eliza ma tyle cierpliwości do niego?
Aww *.* Pedro zostanie tatą *.* Się cieszę, ale nie mogę sobie go wyobrazić w roli ojca XD
Rozdział cudo *.*
Kocham *.*
Czekam ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, bardzo mi się podoba ^^
O proszę, ktoś tu będzie tatą! Kurczę... nie wiem czemu, ale moja wyobraźnia nie ogarnia takiej sytuacji w przypadku Pedro :D
Fajnie, że między Elizą a Enrique powoli jakoś się normuje sytuacja.
Czekam, lecę za chwilę na nowość!
Buziaki :**
i dobrze tak Enrique :v #będęzłośliwa no ma chłop nauczkę i to na długo..
OdpowiedzUsuńjeju, Pedro tatusiem? XD czy to nie jest tak trochę sprzeczne? XDDD
czekam na kolejny!! :3