Z każdym dniem na twarzy Elizy pojawia się co raz większy uśmiech, cieszyłem się z tego powodu. Przy Elizie byłem szczęśliwy, reszta nie miała znaczenia. No prawie... Nie rozmawiałem z Pedro od kilku dni, a brakuje mi go jak cholera. Złość na niego mi przeszła, ale nadal nie wybaczyłem mu tego, że tak mnie okłamał z tym wszystkim, że przez prawie rok mnie oszukiwał. Nasze wspólne zdjęcia nadal stoją na półkach choć miałem ochotę je wszystkie wyrzucić, a przynajmniej schować by na niego nie patrzeć. Codziennie o nim myślę, ale nie przy Elizie, próbuje to jakoś ukryć przed nią, ale chyba mi to nie wychodzi, Ona też nie zaczyna tego tematu. Usłyszałem dzwonek domofonu, otworzyłem bramkę i wyszedłem przed drzwi. Przywitałem się z nim rzucając mu się na szyję. Stary, jak ja Cię długo nie widziałem. Wpuściłem go do środka i zaparzyłem jego ulubioną kawę. Oglądał zdjęcia, które stały na półkach, zagwizdał gdy zobaczył moje zdjęcie z Elizą gdy daje mi buziaka w policzek. Uśmiechnąłem się i położyłem jego kawę na stole. Usiadłem, a zaraz po mnie usiadł Pitbull.
- Ładna dziewczyna, twoja? Długo jesteście razem?
- Od tygodnia.
- To szmat czasu. - zaśmiał się. - Poznam ją?
- Teraz śpi, ale powinna zaraz wstać.
- Ciężka noc, co? Ile razy dziennie ją bzykasz?
- Przestań.
- Nie bzykasz jej? - spojrzałem na niego z politowaniem. - Proszę Cię, stary! Serio tego nie robiliście? Twój sprzęt nie podoła temu wyzwaniu?
- To jest bardziej skomplikowane. Elizę zgwałcono, nie chcę naciskać. Możemy zmienić temat?
- A to sorry. Przejdźmy do konkretów.
Zapoznałem się z treścią piosenki, wnieśliśmy wspólnie kilka zmian i zrobiłem ksero. Włączyłem płytę z podkładem muzycznym. Wpadał w ucho. Do zobaczenia w studiu, przyjacielu. Czeka nas dużo roboty, ale efekt końcowy może być powalający. Ustaliliśmy między sobą wszystkie szczegóły i możemy brać się do tworzenia. To może być coś wielkiego. Z góry zeszła Eliza, pocałowała mnie na przywitanie i zapoznała się z Pitbullem. Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się do mnie. Usiadła mi na kolanach i zabrała kartkę z tekstem. Widziałem, że raper cały czas skupiał wzrok na Elizie.
- Czuję się przy was jak forever alone. - zaśmialiśmy się. - Będę się zmywał, widzimy się jutro w studiu?
- Jutro o 10? - odprowadziliśmy go do drzwi. - Do zobaczenia.
- O 10. Do jutra. - podał mi rękę. - Miło było Cię poznać, Eliza.
- Ciebie również. - uśmiechnęła się.
Wyszedł, a ja objąłem Elizę. Pocałowała mnie i spojrzała w oczy. Chcę ją mieć przez cały czas, nawet gdybyśmy się kłócili to chcę by była. Może być pewna, że nic nie zrobię wbrew jej woli. Nie będę jej do niczego zmuszał. Wie, że może mi o wszystkim powiedzieć. Zawsze ją wysłucham, doradzę, pomogę. Czego nie robi się dla osoby, którą się kocha? Dla niej zrobię wszystko. Mogę nawet wskoczyć w ogień. Eliza jest całkiem inna niż moje poprzednie dziewczyny. Były wybuchowe, zależało i tylko na pieniądzach i sławie. Niby na początku było wszystko ładnie, pięknie, a potem gdy stały się bardziej rozpoznawalne to im odbiło i zakończyliśmy znajomość. Z Elizą jest inaczej, musiałem się trochę napocić by zyskać jej serce, ale było warto, Unika reporterów, jest skryta. I taką ją pokochałem. Jest to spowodowane tym co się kiedyś wydarzyło, chcę by o tym zapomniała jak najszybciej. Jej blizny mi nie przeszkadzały, nie przeszkadza mi, że nie pozwoli się dotknąć w kilku miejscach, jej przeszłość i sytuacja domowa mi nie przeszkadza. Gdy spała obok mnie liczyłem jej blizny na ręce. Miała ich 18, mam nadzieję, że już nie będzie ani jednej. Każdą bliznę pocałowałem, bo wiem, że każde cięcie ma ze sobą jakąś historię, z którą musiała się zmierzyć. Pewnie się zastanawia co taki człowiek jak ja widzi w takiej dziewczynie jak ona. Odpowiedź jest prosta, dla mnie liczy się to co człowiek ma w środku, a nie to jak wygląda. Nigdy dla mnie nie liczył się wygląd. W przypadku Elizy jest tak samo.
~.~
Nie wiem jak mam opisać to co czuję gdy jestem przy Enrique. Czuję się dziwnie gdy idę z nim przez ulicę trzymając się za ręce i każdy człowiek skupia wzrok na nas. Nie jest to komfortowe uczucie. Chciałabym iść do domu, chciałam pomóc mamie i przekonać ją by szła na odwyk. Chcę to wszystko naprawić. Wiem, że powtarzałem jej, krzyczałam w twarz, że jej nienawidzę, ale to nie prawda. Jest moją matką i ją kocham. Mamy się nie wybiera, prawda? Mimo, że przepłakałam przez nią niejedną noc to jest moją matką. Chcę by Enrique pojechał ze mną. Liczę, że się zgodzi, nie chcę tam jechać sama. Boję się, że po raz kolejny mnie uderzy. Nie chciałam kolejnego siniaka na swoim ciele, mam ich już za dużo. Usiadłam na kolanie Enrique, który skupiony był nad treścią nowej piosenki z raperem. Zaplątałam rękę w jego włosach i lekko się uśmiechnęłam. Spojrzał na mnie i pocałował. Zawsze chciałam poczuć się jak to jest być kochanym, a teraz właśnie tak się czuję. Wiem, że traktowałam go jak powietrze, unikałam jak ognia, ale się bałam. Odrzucałam go, chciałam uciec i zapomnieć o życiu w Madrycie. Może gdybym wtedy nie powiedziała Pedro, że wyjeżdżam to byłabym teraz w Sevilli. Ale czy byłabym tam szczęśliwa?
- Dzieję się coś? Jesteś jakaś zdenerwowana.
- Chcę jechać do mamy. I chcę byś pojechał ze mną. Boję się tam jechać sama.
- Pojadę. - uśmiechnął się. - Jeśli chcesz. - objął mnie. - Nie bój się, nie masz się czego bać.
- Doprawdy? - podniosłem się i podwinęłam koszulkę. - Widzisz te siniaki? Byłam u niej kilka dni temu. - po policzku spłynęły mi łzy.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - stanął na przeciwko mnie. - Ten siniak na ramieniu to też jej sprawka? - kciukiem przejechał po siniaku. - Po co chcesz tam jechać? Chcesz by Cię kolejny raz pobiła? To nie jest dobry pomysł.
- Chcę ją przekonać by szła na odwyk, nie chcę by zapiła się na śmierć.
- Jeśli ona nie będzie chciała to ty sama nic nie zdziałasz. Zastanów się czy na pewno chcę tam jechać.
Złączył nasze czoła i mnie pocałował. Może on ma rację? Może nie powinnam tam jechać, może powinnam całkowicie zerwać kontakt? Może tak będzie dla mnie lepiej? Sama nie wiem. Z jednej strony to moja matka i chcę jej pomóc, a z drugiej to każda moja rozmowa z nią kończy się awanturą i siniakami na ciele. Nie umiem się bronić, nie potrafię. Tak, Enrique ma rację, nie pojadę tam już. Nie powinnam. Już nigdy nie pozwolę by matka mnie uderzyła. Zauważyłam, że Enrique stał się nerwowy gdy pokazałam mu siniaki, nie mógł się na niczym skupić.
- Przepraszam, nie chciałam Cię zdenerwować.
- Nie jestem na Ciebie zły, raczej na twoją matkę.
- Masz rację, nie powinnam tam jechać.
Złapał mnie za biodra, złapałam go za ręce i zsunęłam na swój tyłek. Szeroko się uśmiechnął i przybliżył mnie do siebie jak najbliżej. Czułam na sobie jego świeży oddech. Palcem wskazującym jeździł po moim ramieniu. Złapał mnie za rękę i mocną ją ścisnął. On chyba nawet nie wie jak bardzo jestem mu wdzięczna za to wszystko co dla mnie zrobił, wiem, że nigdy się nie odwdzięczę, będę mu dłużna do końca życia. Odszedł ode mnie i poszedł do sypialni, z której po chwili wyszedł i znowu stanął na przeciwko mnie. Niewinnie się uśmiechnął i wyciągnął małe czerwone pudełeczko.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - wręczył mi pudełko. - Otwórz.
Zrobiłam to co kazał i zaniemówiłam. W środku znajdywał się naszyjnik ze złota. Zamknęłam je i mu oddałam pudełko.
- Dziękuję, jest piękny, ale nie mogę tego przyjąć. Jest za drogi i tak już za dużo pieniędzy straciłeś na mnie. Nie mogę.
- Racja, nie możesz. Musisz to przyjąć. Będzie mi bardzo przykro jeśli tego nie przyjmiesz. To jest twój prezent na urodziny i musisz go przyjąć. - uśmiechnął się. - Tortu nie mam, bo marny ze mnie cukiernik.
- Dziękuję. - pocałowałam go.
- Kocham Cię.
Przytuliłam się do niego. Założył mi naszyjnik na szyję i pocałował. No tak, dzisiaj są moje dziewiętnaste urodziny. Kompletnie o nich zapomniałam. W sumie nigdy o nich nie pamiętałam. Nie obchodziłam ich. Staliśmy przytuleni do siebie przez dłuższy czas. W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Usłyszeliśmy, że ktoś się dobija do drzwi. Po głosie rozpoznaliśmy, że to Pedro. Enrique mu otworzył, a ten go ominął i podszedł do mnie co zdziwiło nie tylko Enrique. W ręku trzymał nieduży tort, który mi wręczył. No nie powiem, ale mnie zaskoczył. Spojrzałam na Kike, który nie wiedział co tu robi Pedro albo udawał, że nie wie. Odłożyłam tort na stół. Enrique go zabrał i zaczął kroić. Pedro szeroko się uśmiechnął co odwzajemniłam.
- Wszystkiego najlepszego! Zdrowia, miłości z Enrique! Bo ma chłop szczęście, że ma Ciebie, a ty masz szczęście, że masz takiego faceta! Żeby wam się układało tak jak należy! Nie kłócili się o byle gówno! Żebyś była cały czas uśmiechnięta i szczęśliwa! Żebyśmy my nie mieli żadnych sprzeczek tak jak na początku naszej znajomości, za które Cię jeszcze raz bardzo przepraszam. Nie wiem co mam Ci jeszcze życzyć! Sto lat!
- Dziękuję. - przytuliłam go. - Bardzo dziękuję.
W oczach pojawiły mi się łzy, byłam szczęśliwa, bardzo. Enrique nie miał serca wypraszać Pedro. Przyniósł nam po kawałku tortu, a resztę włożył do lodówki. Widziałam, że w oczach Enrique, Pedro dużo zyskał. Cieszyłam się, że wszystko wraca na właściwe tory. Po zjedzeniu wyszliśmy w trójkę na spacer. Enrique mnie objął, a Pedro szedł obok niego. Poszliśmy na tą łąkę, gdzie Enrique pierwszy raz mnie pocałował, a ja wtedy uciekłam. Nie było to mądre. To miejsce było niesamowite, nikt się tutaj nie kręcił i nie było słychać żadnych samochodów. Ewentualnie czasami było słychać lecący samolot czy helikopter. Enri się do mnie uśmiechnął i pocałował. Skupił wzrok na Pedro, który bawił się trawą.
- Pamiętasz Pedro gdy kłóciliśmy się tutaj o Michelle?
- Ta kłótnia była bez sensu. Oboje dostaliśmy kosza.- zaśmiał się. - To były dobre czasy. Dogadywaliśmy się wtedy jak nigdy.
- Więc zacznijmy się teraz dogadywać. - Pedro podniósł wzrok na Enrique. - Co się tak patrzysz? Każdy zasługuje na drugą szansę. Ty też. Bo chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy.
- Serio mówisz?
- Nie schrzań tego.
Dzisiaj jestem z opóźnieniem, ale praca, szkoła i inne sprawy ;)
Do następnego ;*
Jak tu jest cudownie *.* Jak cudownie, że Enrique wybaczył Pedro to wszystko, że dał mu tą drugą szansę, na którą Pedro tak pracował!
OdpowiedzUsuńCo do matki Elizy to jest mi cholernie szkoda Elizki, mama to jednak mama.
Enrique jest cudowny, ja on dba o Elizę, nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić!
Pedro zaplusował i to bardzo gdy przyszedł z tym tortem! I serio już sama nie wiem, który raz już przepraszał Elizkę za to wszystko.
Pitbull, to on po części wygrał ten rozdział, haha :D Mistrz!
"Czuję się przy was jak forever alone" rozwaliło mnie to haha :D ale nie podoba mi się w nim, że tak zmierzył Elizę wzrokiem i cały czas się na nią gapił. Mam nadzieję, że on tutaj nie namiesza! Mam teraz nadzieję, że wszyscy tutaj będą żyli w zgodzie bo jest tutaj normalnie cudownie *.*
Rozdział jak najbardziej cudowny *.*
Czekam na kolejny ;*
Mam nadzieję, że dasz go szybko!
PS. Chyba nadużywam słowa "cudownie", no ale nie wiem jak inaczej mam to opisać, bo to jest po prostu cudowne <3
Rozwaliłaś mnie tym rozdziałem, lepiej być nie mogło *.* Czekam na więcej, zapraszam do siebie i pozdrawiam. Weny!
OdpowiedzUsuńHm... Przepraszam? To chyba nie wystarczy... Błagam o wybaczenie. :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę chciałam przyjść wcześniej, ale nie mogłam. :( Zaręczam, że wszystko przeczytałam, miałam się nawet zjawić dziś nieco wcześniej, ale kilka rzeczy mi wypadło. :(
Co mogę powiedzieć?
Nie nudzimy się, oj nie! :D
Powyższe cudeńko jest doskonałe. ♥
Mega podoba mi się zachowanie naszego bohatera względem Elizy. ♥ Jest taki czuły i widać, że nie pozwoli jej skrzywdzić. :)
A Pedro... No nie wiem, co o nim myśleć. :/
Czekam na kolejny! ♥
Buziaki :*
Heej! Muszę przyznać, że na początku czytało mi się to ciężko ze względu na zdjęcie wykorzystane jako tło, które mnie całkiem rozpraszało, ale już się przyzwyczaiłam.
OdpowiedzUsuńEnrique w tym opowiadaniu jest po prostu... idealny? Chyba to nie będzie przesadzone:D
Za to bardzo mieszane uczucia mam w stosunku do Pedro. Jakoś za nim nadal nie przepadam;x
Informuj o nowościach ! całusy:*